W maju w kolonii więziennej w syberyjskim mieście Omsk prawnik złożył cotygodniową wizytę swojemu klientowi, rosyjskiemu dysydentowi Władimirowi Kara-Murzy. Siedzieli razem w małym pokoju, oddzielonym szybą. Kara-Murza, który został otruty w 2015 i 2017 r., prawdopodobnie przez tajną policję Władimira Putina, odsiadywał drugi rok z dwudziestu pięciu lat wyroku za swój publiczny sprzeciw wobec inwazji na Ukrainę.
Prawnik miał do przekazania wiadomość: Kara-Murza został uhonorowany Nagrodą Pulitzera za felietony, które pisał dla waszyngtońskiego dziennika Post. Wiadomość ta, jak wspomina Kara-Murza, „brzmiała, jak wiadomość z innej planety, z jakiejś równoległej rzeczywistości”. Oczywiście był zadowolony, choć zakładał, że nagrody osobiście nie odbierze. Tak jak Aleksiej Nawalnypodobnie jak wielu więźniów politycznych przed nim, wierzył, że umrze w swojej celi.
Jednak stało się coś niewyobrażalnego. 1 sierpnia Kara-Murza brał udział w wymianie więźniów, a pod koniec października wszedł na scenę Niskiej Biblioteki Uniwersytetu Columbia, aby odebrać nagrodę Pulitzera. Wygłosił krótkie przemówienie przed publicznością, w której uczestniczyli pozostali zwycięzcy, a wśród nich Posty Davida Hoffmana, który zwyciężył za artykuły redakcyjne na temat technologii stosowanych przez reżimy autorytarne w celu tłumienia sprzeciwu. Okazja, przyznała Kara-Murza, była „surrealistyczna”.
Dla pracowników i czytelników „ Postnastępny dzień był równie surrealistyczny: wydawca i dyrektor generalny gazety, William Lewis, ogłosił, że planowane poparcie dla Kamali Harris nie zostanie opublikowane. Proponowano wszelkie możliwe wyjaśnienia – szacunek dla czytelnika, powrót do bardziej neutralnych korzeni strony redakcyjnej – ale te zniekształcenia nikogo nie przekonał. Większość doszła do wniosku, że stało się tak dlatego, że właściciel gazety Jeff Bezos, który ma mnóstwo interesów z rządem federalnym w obliczu zbliżających się wyborów, nie odważył się urazić Donalda Trumpa. To był ten sam Bezos, który popierał hasło gazety z czasów Trumpa – „Demokracja umiera w ciemności” – i wspierał wiele niezwykłych reportaży. Teraz wydawało się, że Bezos cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa. Felietoniści wyrazili swoje zawstydzenie i złość. Trzej członkowie redakcji, w tym Hoffman, złożyli rezygnację. Według NPR w ciągu kilku dni dwieście tysięcy czytelników anulowało swoje subskrypcje.
Jakie było znaczenie tego żałosnego epizodu? Albo, jeśli o to chodzi, podobnie podjęta w ostatniej chwili decyzja Patricka Soon-Shionga, właściciela Los Angeles Czasyaby zabić poparcie dla Harrisa, które napisali jego redaktorzy na stronie redakcyjnej? (Wskaż rezygnację. Wskaż anulowane subskrypcje.)
Każdy redaktor, który nie jest zbyt głupi lub zbyt zarozumiały, aby zauważyć, co się dzieje, wie, że rekomendacje mają w najlepszym przypadku skromny wpływ. Redaktorzy tego magazynu, kiedy to niedawno opublikował obszerny esej opisując (po raz tysięczny) autorytarne perspektywy drugiej prezydentury Trumpa i popierając Kamalę Harris, nie miał złudzeń. Redaktorzy mogli być tak samo podatni na świętość, jak na zwykłe przeziębienie, ale nigdy nie przyszło do głowy, że takie poparcie nagle przechyli szalę w stanach, na których toczą się bitwy, a tym bardziej zdobędzie większość na Dalekim Południu lub na Wielkich Równinach. Chodziło o to, że podobnie jak inne publikacje próbowaliśmy przedstawić przekonujące argumenty i mieliśmy w tym swobodę redakcyjną.
Być może doświadczenie powinno nam podpowiadać, że niedorzecznym jest ściskanie pereł za każdym razem, gdy osoba posiadająca ogromną władzę polityczną lub środki finansowe działa we własnym, egoistycznym interesie. Bezos nie jest sam. Popiera go senator Mitch McConnell, który potępił Trumpa bezpośrednio po wydarzeniach z 6 stycznia, a prywatnie nazwał go „głupim” i „nikczemną istotą ludzką”. Miliarder Nelson Peltz nazwał Trumpa „strasznym człowiekiem”, a mimo to pomaga mu finansować. Czy wiadomo jeszcze coś na temat Donalda Trumpa? Głęboko konserwatywne i powściągliwe osobistości, które mają długie doświadczenie w pracy z Trumpem – takie jak jego były szef sztabu John Kelly i były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Mark Milley – oficjalnie ogłosiły go faszystą, co stanowi zagrożenie dla narodu bezpieczeństwa, a mimo to nie wydają się one odwieść Elona Muska, Stephena Schwarzmana, Paula Singera, Timothy’ego Mellona i szeregu innych plutokratów od poparcia go. „Érica Vuillarda”Porządek dnia” rozpoczyna się lekko fabularyzowaną sceną dwudziestu niemieckich przemysłowców i finansistów wezwanych w 1933 roku na spotkanie z Hermannem Göringiem, który żąda ich wierności. Jeśli partia nazistowska wygra wybory, Göring mówi im: „To byłyby ostatnie wybory od dziesięciu lat – a nawet, dodał ze śmiechem, od stu lat”. Gdzie słyszeliśmy podobne „żarty”?
Niemałą częścią autorytarnej kampanii Trumpa jest jego naleganie na dominację. I choć jego współpracownicy i zwolennicy lekceważą porównania do poprzednich wcieleń faszyzmu, wszystkie elementy są obecne: identyfikacja „robactwa” i „wewnętrznego wroga”; groźba rozmieszczenia wojska przeciwko dysydentom; wymazanie prawdy, „wielkie kłamstwo”. The magia rajd w ubiegłą niedzielę w Madison Square Garden nie było wykrochmalonych szarych mundurów, swastyk ani zdyscyplinowanych salutów. Lee Greenwood to nie Elisabeth Schwarzkopf. Jednak w tej retoryce pełno było szukania kozłów ofiarnych, rasizmu i kłamstw.
W Rosji Putin nie tyle odtworzył stalinizm lat trzydziestych, ile go zmodernizował. Nie zadał sobie trudu ani kosztów odtworzenia totalizmu starego systemu Gułag. Zamiast tego starannie wybiera swoje ofiary – tu dziennikarz opozycyjny, tam polityk liberalny – i dba o to, aby ich zagłada była dobrze zrozumiana przez naród rosyjski. Podobnie autorytaryzm, który Trump zamierza ustanowić, będzie kwestią chwili. Nie będzie Lefortowa i Treblinki. Ale masowe deportacje? To obietnica kampanii, powiedział Trump zgromadzonym w Garden, która ma zostać zrealizowana „pierwszego dnia”.
Literatura antyautorytaryzmu – „Czesława Miłosza”Zniewolony umysł”; Eseje i listy Václava Havla do żony Olgi; Wspomnienia Nadieżdy Mandelstam; Autobiografie Fredericka Douglassa są pisane przez dusze większe i znacznie bardziej bohaterskie niż zwykli śmiertelnicy. A jednak opisują, w jaki sposób ludzie o ludzkiej skali, czyli my wszyscy, możemy odmówić współudziału i działać w obliczu represji i oburzenia, jeśli do tego zmierza życie publiczne. Reporterzy i redaktorzy „Gazety Wyborczej”. Post którzy zrezygnowali lub wypowiadali się przeciwko czemuś tak pozornie błahemu, jak natarczywy artykuł redakcyjny, być może nie ryzykują życia ani bezpośredniego komfortu materialnego, ale piszą poparcie, pod którym warto się podpisać: Aby wstać, trzeba mieć kręgosłup. ♦
