TStany Zjednoczone znajdują się w trudnej sytuacji wraz z dwoma najważniejszymi zagranicznymi przyjaciółmi: ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski I izraelski premier Benjamina Netanjahu. Waszyngton zapewnił obu stronom szerokie wsparcie wojskowe, nawet jeśli ich działania są sprzeczne z długoterminowymi interesami USA. Konieczne jest bardziej przejrzyste podejście.
W ciągu ostatniego roku Netanjahu wielokrotnie przeciwstawiane Wysiłki USA mające na celu deeskalację wojna w Gazie. Być może nawet na początku zeszłego miesiąca to zrobił celowo zatopiony Amerykańskie wysiłki dyplomatyczne na rzecz zawieszenia broni. I w ciągu ostatnich kilku dni to zrobił cofnął się po wyrażeniu zgody na zawieszenie broni w Libanie, co publicznie zawstydziło administrację Bidena.
Teraz posuwa się naprzód z ofensywa naziemna przeciwko Hezbollahowi, który dokona kolejnego zniszczenia w Libanie. Ponad 1000 cywilów ostatecznie zmarł w zeszłym tygodniu w wyniku serii strajków zamordowany Według libańskich urzędników w zeszłym tygodniu przywódca Hezbollahu Hassan Nasrallah.
Nikt w Waszyngtonie nie będzie opłakiwał śmierci Nasrallaha ani nie wątpił w prawo Izraela do samoobrony przed Iranem i irańskimi pełnomocnikami takimi jak Hezbollah. Jednak decyzja Netanjahu o rozszerzeniu wojny na Liban jest sprzeczna z decyzją Bidena wiele dzwoni za powściągliwość i dyplomację.
Stanów Zjednoczonych po prostu nie stać na wsparcie Izrael w eskalującym konflikcie, który szkodzi światowej reputacji Ameryki, czyni z niej nowy cel terrorystów lub wciąga ją w kosztowną i niemożliwą do wygrania wojnę z Iranem. W tej chwili Netanjahu nie ma planu uniknięcia takich skutków i jedynie deklaruje, że może zaradzić dyplomacji, która może powstrzymać konflikt.
Netanjahu przeciwstawia się Bidenowi bardziej rażąco niż Zełenski, który na początku i w innej wojnie jest postacią bardziej współczującą. Jednak obecnie jego czyny mówią głośniej niż jego słowa, a rozbieżność między jego celami wojennymi a tym, co jest najlepsze dla Ameryki, jest ogromna coraz wyraźniej.
Sprawa Ukrainy jest słuszna i należy zachować jej suwerenność, ale w tym przypadku Stany Zjednoczone nie mogą zostać wciągnięte, centymetr po calu, w niekończącą się wojnę – zwłaszcza taką, która niesie ze sobą realne ryzyko nuklearne.
Zełenski nie chciał podjąć znaczących kroków w kierunku realistycznego zawieszenia broni. Zamiast tego napiera dalej, rzekomo w nadziei na odzyskanie zbrojnie całego utraconego terytorium Ukrainy.
Na początku tego lata Zełenski zatwierdził nawet atak na region kurski w Rosji to było takie ryzykowne ukrył to od Pentagonu (podobnie jak Netanjahu w zeszłym tygodniu dał amerykańskim urzędnikom wrażenie, że jest zainteresowany zawieszeniem broni z Libanem, podczas gdy w rzeczywistości planował otwarcie nowego frontu wojny).
Tymczasem „plan zwycięstwa”, którą Zełenski przedstawił Bidenowi w zeszłym tygodniu, było jeszcze jedno żądanie o więcej broni i zniesienie ograniczeń nałożonych na tę, którą dały mu Stany Zjednoczone.
Dlaczego Biden nie może zrobić więcej, aby zapanować nad swoimi przyjaciółmi?
Po pierwsze, jest otoczony przez swoje niezachwiane ideologiczne zaangażowanie w obronę demokracji i sojuszników za wszelką cenę. Są to szczytne cele, ale skupiające się bezpośrednio na nich Polityka zagraniczna USA bardzo utrudnia wywarcie wpływu na Izrael i Ukrainę w potrzebie.
Tymczasem Zełenski i Netanjahu obawiają się politycznej katastrofy, jeśli wycofają się ze swoich twardych stanowisk. A biorąc pod uwagę, że jak dotąd nie zapłacili prawie żadnej ceny za ignorowanie Waszyngtonu, po co zmieniać kurs?
Aby skłonić tych problematycznych przyjaciół do dostosowania swoich strategii do interesów USA, Waszyngton może zaoferować im słodzik – dla Ukrainy realistyczny plan dotyczący jej powojennych potrzeb w zakresie bezpieczeństwa; dla Izraela korzyści gospodarcze wynikające z normalizacji stosunków z Arabią Saudyjską.
Obie te opcje są badane, ale mogą wymagać nowych, poważnych zobowiązań wojskowych, których Waszyngton wolałby unikać – pełnego członkostwa Ukrainy w NATO i traktatu obronnego USA z Arabią Saudyjską.
Dlatego takie zachęty należy połączyć z ostrzejszą miłością ze strony Waszyngtonu.
Po pierwsze, Biały Dom nie powinien wahać się przed publicznym wyjaśnieniem, jak widzi interesy USA, nawet jeśli różnią się one od interesów jego przyjaciół. Administracja Bidena się rozrosła ostatnio bardziej krytyczny wobec Netanjahuale mogłoby to pójść dalej, być może bardziej dobitnie.
W przypadku Zełenskiego Biden głównie atakował. Być może wynika to z przekonania Białego Domu, że zdecydowane wsparcie dla Kijowa odstraszy Rosję. Jeśli tak, plan nie zadziałał.
Biały Dom może teraz także obawiać się, że twarda miłość do Zełenskiego może zaszkodzić Kamala Harrisszanse na pozyskanie wyborców wahadłowych Pensylwania. Czy to zadziała? To niejasne.
Inną opcją jest uzależnienie poziomu pomocy wojskowej dla obu krajów. Waszyngton regularnie uzależnia pomoc zagraniczną, ale Biden wahał się, czy to zrobić.
Niektórzy Demokraci mogą wzdrygnąć się na myśl o ograniczeniu wsparcia wojskowego USA dla Ukrainy, zwłaszcza biorąc pod uwagę Donalda Trumpaprymitywne propozycje w tym zakresie. Jeśli jednak Ukraina nie zechce przyjąć strategii zakończenia wojny w realistycznych ramach czasowych bez jej niebezpiecznej eskalacji, ograniczenie wsparcia może być jedyną opcją pozwalającą uniknąć kolejnej niekończącej się wojny. Republikański propozycje jednoczesne zwiększenie presji na Kreml i Kijów może zadziałać i nie powinno być ignorowane przez Demokratów.
Izrael, który zapewniają Stany Zjednoczone 3,8 miliarda dolarów rocznie pomoc wojskowa, wykorzystała Bomby amerykańskie szeroko uczestnicząc w strajkach w Gazie, a obecnie w Libanie. Jeśli zostanie wybrany, Harris być może będzie musiał pójść dalej niż Biden, ograniczając dostawy broni ofensywnej i wywierając presję na Netanjahu, jednocześnie trzymając śrubę w stronę Iranu i jego pełnomocników.
Administracja Trumpa będzie niestety prawdopodobnie zainteresowana odkręceniem śruby, ale będzie nieśmiała w wywieraniu nacisku na Netanjahu – tak jak Biden zrobił to w przypadku Zełenskiego.
Amerykanie – i świat – zasługują na większą spójność i mniej stronniczości w amerykańskiej polityce zagranicznej. Kto w styczniu wejdzie do Białego Domu, musi szerzej dostosować politykę zagraniczną USA do amerykańskich wartości, ale też wyraźniej skupić się na interesach USA i nie bać się trudnych rozmów z przyjaciółmi.