MTwoja matka, Nora Zavala Gallion, miała 11 lat, kiedy po raz pierwszy postawiła stopę w obozie pracy na farmie w Caldwell, Idaho. Był rok 1968, a jej rodzina przejechała samochodem ponad 3000 km z doliny Rio Grande w Teksasie, aby jako robotnicy migrujący zbierać buraki cukrowe.
Chociaż moja rodzina od dziesięcioleci zajmowała się wieloma uprawami w całym kraju, dziewczyna, która została moją matką, wyczuła coś zupełnie innego w tym miejscu. Małe, zniszczone, drewniane pomieszczenia mieszkalne obozu nazywano „barakami” i posiadały otwarte łazienki i prysznice w stylu latryny. W jakiś sposób moja matka wiedziała, że to miejsce ma niepokojącą przeszłość.
„W tamtych latach segregacja była bardzo powszechna” – wspomina. „Nie pozwolono nam mieszkać w granicach białego miasta Caldwell. Musieliśmy przejechać 10 mil za granicę miasta, a potem jechać żwirową drogą… A na szczycie tej żwirowej drogi znajdował się obóz. Otoczony był drutem kolczastym. Nie da się tego obejść: wiedziałem, że w pewnym momencie to miejsce było dla kogoś obozem jenieckim, ale teraz było to jedyne miejsce, w którym Meksykanie mogli mieszkać”.
Inni meksykańscy robotnicy rolni, którzy przebywali tam dłużej, wkrótce opowiedzieli rodzinie, dlaczego obóz pracy przypomina więzienie. Podczas drugiej wojny światowej było to miejsce więzienia Amerykanów pochodzenia japońskiego. Stanowił część sieci obozów, w których przebywało ponad 120 000 osób pochodzenia japońskiego, łapanych i przetrzymywanych na podstawie podejrzeń o podłożu rasistowskim, że wspierają wrogie siły Osi JaponiaNiemczech i Włoszech. W Caldwell musieliby udowodnić swoją lojalność wobec Stanów Zjednoczonych pracą, produkując buraki cukrowe, które miały napędzać amerykańską machinę wojenną.
Moja rodzina nieświadomie stała się częścią długiej linii robotników – białych imigrantów z czasów kryzysu; Amerykanie pochodzenia japońskiego brutalnie wykorzenieni ze swoich domów i życia; a później pracownicy meksykańscy, meksykańsko-amerykańscy i rdzenni – aby zadzwonić do Caldwell. Ale większość z nich nie mogła swobodnie przychodzić i odchodzić, kiedy im się podobało, nawet na podstawie legalnych umów o pracę. Jak pokazuje przypadek Caldwella, granica pomiędzy gospodarstwem rolnym, na którym pracują migranci, a więzieniem może być w rzeczywistości bardzo niewyraźna.
Buraki, niewolnicza siła robocza i machina wojenna
Doświadczenia mojej rodziny są typowe dla XX-wiecznych meksykańskich amerykańskich robotników rolnych. Zdegradowani do obozów pracy na krajowych farmach, zostali zmuszeni do rezygnacji z edukacji i stabilności, aby podążać za sezonowymi uprawami i skromnymi zarobkami. Przekraczanie granic – geograficznych, kulturowych i językowych – było po prostu sposobem na życie.
Chociaż nigdy nie pracowałem na polu, często słyszałem rodzinne historie o życiu w drodze i przemocy nieodłącznie związanej z pracą na roli imigrantów. Lekcja, którą wielokrotnie wyciągałem, była taka, że bycie robotnikiem rolnym oznacza w istocie bycie więźniem i życie w ciągłym strachu przed przemocą policji i państwa. Ta lekcja wynikająca z długiej historii mojej rodziny związanej z pracą na roli skierowała mnie na ścieżkę naukowca badającego, w jaki sposób więzienia i głęboko zakorzeniona kultura kary kształtują pracę na roli imigrantów.
Według mnie kluczem do zrozumienia tej kultury jest Caldwell i tamtejszy przemysł buraczany.
Zapotrzebowanie na migrujących pracowników rolnych w Idaho stale rosło podczas drugiej wojny światowej, kiedy wojsko amerykańskie dotowało produkcję kilku upraw uznawanych za niezbędne dla wysiłków wojennych.
Najważniejszym z nich były buraki cukrowe. Rafinowany cukier był ważnym produktem dla rozwoju broni wojskowej. Można go było rafinować i przekształcać w kauczuk syntetyczny, a alkohole cukrowe okazały się potężnymi materiałami wybuchowymi, które napędzały wysiłki wojenne Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku – używane we wszystkim, od granatów i bomb po dużą artylerię. Według faktu często cytowanego przez armię amerykańską, akr trzciny cukrowej wyprodukował jedną salwę artyleryjską dla okrętu wojennego Pacyfiku.
Hawaje – centrum amerykańskiej produkcji cukru – były polem bitwy po ataku na Pearl Harbor w 1941 roku. Status ten ograniczał dostępność trzciny cukrowej na kontynencie, a firmy takie jak Amalgamated Sugar z Idaho zarobiły na tym.
Sezon na buraki trwa zwykle od wczesnej wiosny do jesieni i w połowie XX wieku obejmował koszenie rzędów posadzonych buraków za pomocą małe ręczne motyki aby usunąć nadmiar roślin. Ten rodzaj pracy był i nadal jest uważany za „pracę z pochyloną głową” – termin opisujący pochyloną pozycję wymaganą podczas pracy. Przerzedzanie buraków było niezwykle pracochłonne i nie oszczędzano dzieci na polach. Jak wspomina moja mama: „Pamiętam, że strasznie mnie bolały ręce. I nie mogłem ich już zamknąć, bo trzymałem motykę i po prostu szedłem i szedłem, bo pola są długie na wiele kilometrów. I pracujesz od wschodu do zachodu słońca.
Praca przy burakach była nie tylko bolesna – miała także charakter rasistowski. Fred Cummings, hodowca buraków cukrowych i dyrektor wykonawczy w Kolorado, nie miał wątpliwości, kto powinien zajmować się uprawą buraków, kiedy przemawiał przed Kongresem w sprawie imigracji w 1926 r.: „…w naszym kraju nie ma białego człowieka o jakiejkolwiek inteligencji, który pracowałby akr buraków… Nie chcę, aby ponownie pojawiła się sytuacja, w której biali mężczyźni, wychowywani i kształceni w naszych szkołach, będą musieli zginać plecy i oskórowywać palce, aby wyciągnąć te małe buraki”. Jego zdaniem prawodawcy mieli tak naprawdę tylko jeden wybór w obliczu potencjalnej degradacji rasy białej: „pozwolić nam mieć jedyną klasę robotników, która wykona tę pracę”, klasę składającą się z rolników z Azji, Meksyku i rdzennych mieszkańców.
Nic więc dziwnego, że wyczerpujący obóz pracy na farmie był postrzegany jako odpowiednie miejsce dla przetrzymywanych w więzieniach Amerykanów pochodzenia japońskiego. Zbudowany pierwotnie w 1939 roku przez nieistniejącą już federalną Administrację Bezpieczeństwa Farm, Caldwell powstał jako część ogólnokrajowego systemu obozów, w których przebywali wysiedleni biali pracownicy po Wielkim Kryzysie. Chociaż ci robotnicy jako pierwsi zamieszkali w „barakach” obozu, mogli swobodnie przychodzić i wychodzić, a na polach wokół Caldwell mieli większą ochronę pracy.
Ale wraz z wybuchem drugiej wojny światowej wszystko się zmieniło. The Wkrótce obóz pracy w Caldwell został ponownie przeznaczony na przetrzymywanie przetrzymywanych Amerykanów pochodzenia japońskiego i zaspokajanie zapotrzebowania armii amerykańskiej na cukier.
W marcu 1942 roku prezydent Roosevelt podpisał dekret wykonawczy nr 9102, który ostatecznie przeniósł Amerykanów pochodzenia japońskiego z ich domów na zachodnim wybrzeżu do obozów koncentracyjnych. Zaledwie kilka tygodni wcześniej sekretarz rolnictwa Claude R. Wickard zażądał, aby Stany Zjednoczone wyprodukowały niespotykaną dotąd liczbę buraków cukrowych na paszę dla materiałów wybuchowych.
To bezprecedensowe zapotrzebowanie na cukier wywołało panikę wśród plantatorów w całym kraju, którzy przewidywali historyczne niedobory siły roboczej. Aby zagwarantować produkcję i zyski, wojsko, rządy stanowe i hodowcy wyobrazili sobie nowo uwięzionych Amerykanów pochodzenia japońskiego jako „dostępną” siłę roboczą. Stworzyli Program urlopów sezonowych (SLP), która zabrała Amerykanów pochodzenia japońskiego z większych obozów, takich jak Minidoka w zachodnim Idaho, w którym przebywało około 9 000 osób, i wysyłał ich do mniejszych obozów pracy, takich jak Caldwell, aby sadzić i zbierać buraki cukrowe.
Jak dowiedziało się ponad 30 000 Amerykanów pochodzenia japońskiego w SLP w latach 1942–1945, mniejsze obozy pracy były kontrolowane nie mniej niż rozległe kompleksy. W roku 1942 agent Służb Zatrudnienia Stanów Zjednoczonych w Idaho doniósł: „Japończycy nie są pod uzbrojoną strażą, lecz są inwigilowani albo w obozach pracy na farmach, albo na ranczach. Do obozów przydzielani są zastępcy szeryfa, a poruszanie się więźniów jest ograniczone, szczególnie w nocy”.
Nawet przy tysiącach uwięzionych robotników cukrownia wciąż pracowała, sprowadzając do Caldwell jeszcze więcej robotników rasy innej niż biała. W 1943 roku obóz pracy w Caldwell stał się także składem pracy dla programu Braceropakt amerykańsko-meksykański, na mocy którego tysiące meksykańskich mężczyzn przybyło do USA w charakterze migrujących pracowników rolnych. W 1943 roku pierwsi braceros przybyli do Caldwell, aby pracować na polach buraków wraz z Amerykanami pochodzenia japońskiego w takich samych warunkach przypominających więzienie.
Pod każdym względem oni także byli teraz „więźniami”. Dla wielu członków SLP trauma obozów pracy na farmach jest nierozerwalnie związana z traumą większych obozów koncentracyjnych. Jak Taka Mizotektóra najpierw była więziona wraz z rodziną w większym obozie w Portland Assembly Center, a następnie w obozie pracy SLP w Nyssa w stanie Oregon – zaledwie 40 km od Caldwell – wspomina: „Kiedy o tym myślę, myślę: «Och, to prawie niewiarygodne jak przetrwaliśmy w takich warunkach.”
Kiedy moja rodzina przybyła do Caldwell, wyraźnie przypomniała mi się karceralna historia pracy na roli. Jak wspominał mój zmarły wujek Marcus Zavala, urodzony w Caldwell w 1968 roku: „Wiesz, pośrodku (obozu pracy) paliło się więzienne światło? Mieli tego typu sprzęt w wielu miejscach, do których jeździliśmy – nie tylko w Caldwell. Jeździliśmy do Waszyngtonu i Oregonu i pracowaliśmy przy jabłkach. W Teksasie robilibyśmy kantalupę, pomarańcze, grejpfruty, cytryny i limonki. W Idaho były to głównie ziemniaki lub buraki. Ale wszędzie było tak samo (warunki obozowe).”
Moja rodzina doświadczyła długiego życia po japońskim uwięzieniu w Caldwell, ponieważ systemy nadzoru i kontroli nie zniknęły, gdy pozwolono Amerykanom pochodzenia japońskiego na wyjazd po latach straconych z powodu niesprawiedliwości. Historyczne i doświadczalne nakładanie się Amerykanów pochodzenia japońskiego i Meksykanów oraz Amerykanów pochodzenia meksykańskiego w Caldwell wyraźnie ilustruje, jak robotnicy rolni w USA są traktowani jako konkretna klasa więźniów poza murami więziennymi.
Dziś z oryginalnej architektury obozu Caldwell pozostał tylko samotny, opuszczony barak. Pojechałem tam w 2021 r. Znalazłem to miejsce dzięki pomocy byłych mieszkańców, którzy nadal mieszkają w Caldwell, którego populacja liczy obecnie ponad jedną trzecią Latynosów.
Stałem w baraku i przesuwałem rękami po ścianach. I zrozumiałam, dlaczego moja matka wspominała pobyt tam jako karę więzienia. Chociaż moja rodzina tam mieszkała, był to dom instytucjonalny zbudowany z cienkiej płyty gipsowo-kartonowej, z tylko jednym oknem wychodzącym na pola uprawne, gdzie pokolenia trudziły się, by wyprodukować cukier na bomby.