ISamotni, odizolowani i z zawiązanymi oczami przez większą część niewoli nowo uwolnieni amerykańscy zakładnicy mieli co najwyżej mieszane uczucia co do prezydenta USA, który przewodniczył – pozornie bezsilnemu i bezsilnemu – nad ich 444 dniami nędzy.

Niektórzy zarzucali mu, że nie udało mu się wydobyć ich z rąk irańskich rewolucjonistów, którzy przetrzymywali ich wbrew ich woli i poddawali brutalnemu traktowaniu, łącznie z pobiciami i pozorowanymi egzekucjami. Inni obwiniali go za decyzję prezydenta, która była przyczyną ich uwięzienia.

Ale kiedy Jimmy’ego Cartera – świeżo zastąpiony dzień wcześniej w Białym Domu przez Ronalda Reagana – przybył do bazy sił powietrznych USA w Niemczech Zachodnich, aby osobiście powitać 52 dyplomatów i personel wojskowy, którzy wyszli na wolność, uczucie urazy zdawało się zniknąć.

„Byliśmy po prostu oszołomieni, kiedy go zobaczyliśmy” – wspomina Barry Rosen, który przed opanowaniem ambasady USA był sekretarzem prasowym ambasady USA w Teheranie. „Myślę, że nasza 52 osoba wahała się od nienawiści do Prezydenta Cartera po zrozumienie, przez co przeszedł.

„Ale czułem, że potrzeba było dużo nerwów i bycia prawdziwym człowiekiem, aby przyjść bezpośrednio do nas i przeprosić za to, co nam się przydarzyło.

„Sam był bardzo zdenerwowany. Ale był tam ten jego uśmiech i myślę, że to poczucie, że był tak szczęśliwy, wiedząc, że wszyscy żyjemy, zmieniło nastawienie ludzi do niego”.

Spotkanie w styczniu 1981 roku w bazie lotniczej Wiesbaden jest mało zapomnianą kodą prawdopodobnie definiującą i najbardziej znaczącą kwestią jednoletniej prezydentury Cartera; brutalne przejęcie ambasady Stanów Zjednoczonych w Iranie, które spowodowało zerwanie stosunków dyplomatycznych między dwoma wcześniej bliskimi sojusznikami, które trwa obecnie od dwóch pokoleń.

Masowe protesty pozbawiły władzy szacha Iranu Mohammada Rezy Pahlaviego, sprzymierzonego z Zachodem monarchy kraju, w styczniu 1979 r. i zastąpiono go nowym rewolucyjnym reżimem kierowanym przez ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego, surowego szyickiego duchownego.

Amerykański zakładnik – ze związanymi rękami i zawiązanymi oczami – pokazany tłumowi przed ambasadą amerykańską w Teheranie, 9 listopada 1979 r. Zdjęcie: Associated Press

Pomimo obalenia ich sojusznika, Stany Zjednoczone i inne kraje zachodnie utrzymywały ostrożną obecność dyplomatyczną, czekając, jak rozwinie się rewolucja, gdy rywalizujące ze sobą frakcje – niektóre religijne, inne lewicowe i świeckie – walczyły o kontrolę w obliczu codziennego zamieszania.

Punkt zwrotny nastąpił 22 października, kiedy Carter niechętnie ugiął się pod presją ze strony swojej administracji i spoza niej, aby pozwolić szachowi – który uciekł z Iranu i przebywał wówczas na wygnaniu w Meksyku – na wjazd do Stanów Zjednoczonych w celu leczenia raka.

Prezydent, kierując się mroczną przewidywalnością, przepowiedział konsekwencje. „Co mi doradzicie, kiedy teraz zajmą naszą ambasadę i wezmą naszych ludzi jako zakładników?” były doradca Stuart Eizenstat, przypomniał powiedział o tym swoim najbliższym doradcom.

Przeczucia Cartera szybko się sprawdziły. 4 listopada islamistyczni studenci przysięgający wierność Chomeiniemu wdarli się na teren ambasady, przejmując wrażliwe dokumenty i biorąc wszystkich znajdujących się w środku zakładników.

Dla tych, którzy byli na tyle starsi, że pamiętali prezydenturę Cartera, to wydarzenie i jego następstwa stanowiły trwały katalog żywych telewizyjnych obrazów; wściekli protestujący skandują „goły szpik Amrika” (śmierć Ameryce), gdy zakładnicy z zawiązanymi oczami byli paradowani przed ryczącym tłumem; spalenie flagi USA i wizerunków Cartera; Być może najbardziej zapadający w pamięć jest wyczerpany wyraz twarzy pozbawionego snu, ubranego w sweter prezydenta, wykonującego pozornie niekończące się rozmowy telefoniczne z Gabinetu Owalnego w desperackiej próbie uwolnienia zakładników.

Kolejne rundy negocjacyjne nie zapewniły im wolności. Podobnie wyglądała misja ratunkowa wysokiego ryzyka, kiedy trzy z ośmiu helikopterów, które miały przewieźć zakładników w bezpieczne miejsce, przestały nadawać się do użytku z powodu problemów mechanicznych, a czwarty zderzył się z samolotem transportowym na pustyni, zanim dotarli do Teheranu.

Najnowsze ujawnienia wzbudziły podejrzenia o zmowę między reżimem irańskim a członkami kampanii Reagana, zwłaszcza jego przyszłym dyrektorem CIA Williamem Caseyem i Johnem Connally, byłym gubernatorem Teksasu z Partii Demokratycznej, który stał się republikaninem. Według różnych relacji obaj dawno nieżyjący mężczyźni oferowali Iranowi zachęty do przetrzymywania zakładników do czasu wyborów prezydenckich w 1980 r., które wygrał Reagan, chociaż nie ma na to przekonujących dowodów.

Dopiero w ostatnich dniach kadencji Cartera, po jego porażce wyborczej, Iran po przełomie w ostatniej chwili zgodził się ostatecznie na ich uwolnienie. Zdeterminowani, by po raz ostatni zniesławić przywódcę politycznego, którego zniesławili, przywódcy kraju uczynili to dopiero po jego opuszczeniu Białego Domu, czekając chwilę po inauguracji Reagana, zanim pozwolili na swobodny start samolotowi, który ich przewoził.

Ta niegodziwa saga i jej chaotyczne zakończenie wydawały się symbolem tego, co wówczas uważano za niechlubną prezydenturę – urzędującego prezydenta ukarano przy urnie wyborczej za to, że nie wydostał zakładników wcześniej i nie zyskał uznania za to, że zrobił to z opóźnieniem.

Jednak podczas gdy Carter leży w stanie w okresie poprzedzającym czwartkowy pogrzeb, po jego śmierci 30 grudnia w wieku 100 lat, niektórzy żyjący byli zakładnicy traktują go z głęboką wdzięcznością i rosnącym przekonaniem, że jego wysiłki na ich rzecz wyróżniają go jako jednego z najwięksi prezydenci narodu.

Przedstawiciel irańskich studentów trzyma portret jednego z zakładników z zawiązanymi oczami w ambasadzie USA w Teheranie, 5 listopada 1979 r. Zdjęcie: GG/Associated Press

„Myślę, że nie mogliśmy zostać uwolnieni inaczej niż poprzez długi i przesadny proces negocjacji” – mówi Rosen, lat 80, który przez lata cierpiał na zespół stresu pourazowego. „Aby utrzymać nas przy życiu, nie mógł postąpić inaczej.

„Ale kiedy byłem w niewoli, myślałem, że jesteśmy tylko jednym z jego problemów w polityce zagranicznej. Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, jak ważne jest dla nas znaczenie polityki zagranicznej prezydenta Cartera i nędzy, jaką musiał znosić przez te 14 i pół miesiąca, dlatego teraz całym sercem jestem z nim”.

Pośród wirujących emocji w Wiesbaden, wśród uścisków i łez Rosen wspomina chwilę podnoszącej na duchu beztroski.

„Założyli dla nas wszystkich budki telefoniczne i kiedy go poznaliśmy, rozmawiałem z żoną, a potem z teściową” – wspomina. „A potem ktoś poklepał mnie po ramieniu, spojrzałem w górę i zobaczyłem Jimmy’ego Cartera.

„Powiedział: «Czy mogę się przywitać?» Tak. Powiedziałem: dlaczego nie? Wziął telefon i powiedział: „Witam, tu Jimmy”. A moja teściowa powiedziała mu – i to było idealne – „Jimmy kto?”

„Zaśmiał się. Wszyscy się roześmialiśmy – moja żona, teściowa i Jimmy też. Myślę, że to rozładowało wiele napięć między nami. Był małomiasteczkową osobą intymną, posługującą się imionami.

Rosen wspomina, jak jego żona Barbara, która pomogła w utworzeniu grupy łącznikowej ds. akcji rodzinnej prowadzącej kampanię na rzecz uwolnienia zakładników, spotkała się z prezydentem i pokazała mu zdjęcie męża z dwójką dzieci, Aleksandrem i Arianą (nazwaną na cześć zamiłowania Rosena do Iran), potem oba maluchy. „Carter wziął to i zatrzymał. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak na to patrzy i ogarniają go emocje” – powiedział.

Michael Metrinko, ówczesny urzędnik polityczny ambasady, był zaskoczony reakcją swoich rodziców – zagorzałych republikanów – gdy zadzwonił do nich z Wiesbaden po wyjściu na wolność.

„Pierwszą rzeczą, jaką powiedziała moja mama, było: «Michael, Prezydent Carter przyjdzie się z tobą spotkać. Jest już tam w drodze. Proszę, bądź dla niego dobry. Był z nami bardzo, bardzo miły. To wspaniały człowiek, który dał z siebie wszystko” – powiedział.

„Kiedy wróciłem do Stanów i rozmawiałem z rodzicami, mieli ich z nim zdjęcia i listy z podziękowaniami za to czy tamto. Mój ojciec był republikaninem Reagana i przewodniczącym komisji Partii Republikańskiej w moim rodzinnym mieście. Ale osobista relacja, jaką moja matka i ojciec nawiązali z Jimmym i (pierwszą damą) Rosalynn Carter, była czymś innym.

„Były notatki od Amy Carter (córki prezydenta), w której dziękowała mojej mamie za jajko wielkanocne. Byli po ludzku, bezpośrednio i pozytywnie związani z rodzinami, co mogło być błędem politycznym, ale myślę, że Cartersi przedłożyli politykę poniżej swojego człowieczeństwa.

Amerykańscy zakładnicy dają znak zwycięstwa, gdy wychodzą z Algieru po ucieczce z Teheranu, gdzie byli przetrzymywani w niewoli przez 444 dni. Zdjęcie: David Caulkin/Associated Press

W 2018 roku Carter przyznał dla „Washington Post”, że „być może przesadnie podkreślał trudną sytuację zakładników, kiedy byłem na ostatnim roku studiów”, dodając, że „miał obsesję na ich punkcie osobiście i ich rodzinach”.

Inny były zakładnik, John Limbert, spotkał Cartera w Algierii wiele lat po kryzysie i podziękował mu za uratowanie życia.

„Stacjonowałem w ambasadzie około 1987 lub 1988 roku, kiedy odwiedził panią Carter i poprosiłem o prywatne spotkanie, tylko z moją żoną i mną, w zasadzie po to, aby mu podziękować, ponieważ, z tego, co zrozumiałem, w zasadzie poświęcił swoją prezydenturę uratować nam życie” – powiedział 81-letni Limbert. „To trwało krótko, ale byłem pod wielkim wrażeniem tego człowieka. To prawdopodobnie jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich kiedykolwiek mieliśmy jako prezydenta”.

Jedno pytanie – które według Limberta nie zostało poruszone ani na spotkaniu w Wiesbaden, ani później – które nie daje spokoju niektórym pracownikom ambasady, dotyczy tego, dlaczego nie zostali wycofani po wpuszczeniu szacha do USA, co Rosen wspomina, lobbując wśród swoich szefów w Agencji Informacyjnej Stanów Zjednoczonych ( USIA) do zrobienia.

Niektórzy spekulują, że Waszyngtonowi zależało na utrzymaniu obecności dyplomatycznej w Iranie ze względu na jego status stacji nasłuchowej zimnej wojny sąsiadującej ze Związkiem Radzieckim.

„Nikt nie zadał tego pytania, kiedy spotkaliśmy się z nim w Wiesbaden. Szkoda, że ​​tak się nie stało” – powiedział Limbert.

Jednak Metrinko – który także spotkał Cartera wiele lat później, gdy pełnił funkcję konsula generalnego USA w Tel Awiwie – twierdzi, że byłoby to dyskusyjne. Jego zdaniem przyjęcie szacha do Stanów Zjednoczonych dało raczkującemu reżimowi rewolucyjnemu doskonały pretekst do ataku na ambasadę, którą już uznał za problematyczną.

„To był bardzo przydatny pretekst dla rewolucjonistów” – powiedział. „Prawda jest taka, że ​​martwili się ogromną liczbą Irańczyków wszelkiego rodzaju, w tym rodzinami wielkich ajatollahów, którzy ubiegali się o wizy na wyjazd do USA. Opuszczenie kraju było ogromnym drenażem mózgów i pieniędzy. Musieli coś zrobić z ambasadą.

Carter, mówi Metrinko, „o wiele przewyższa… pod względem przyzwoitości, uczciwości i honoru” pozostałych 12 prezydentów, których Stany Zjednoczone miały od czasu Harry’ego Trumana, którego widział jako czterolatka w 1949 roku.

„Zbyt długo Jimmy Carter był zaniedbywany i odrzucany” – zgodził się Rosen. „On zasługuje na dużo więcej. Jako człowiek wyróżnia się na tle niemal każdego współczesnego prezydenta. Wierzę jednak również, że w miarę upływu czasu i coraz więcej będzie się o nim pisać, że jego status jako prezydenta znacznie wzrośnie i będzie się o nim myśleć w bardziej pozytywnych kategoriach”.

Source link