Wściekli miejscowi wyszli na ulice Alicante w piątek wieczorem w dramatycznym proteście przeciwko Masowa turystykatwierdząc, że ich miasto jest wydrążane przez szybkie czynsze, znikające mieszkanie i nieustępliwy wzrost krótkoterminowych pozwala. Około 1000 demonstrantów maszerowało przez Costa Blanca kapitał, wymachujący sztandary w języku angielskim skierowane prosto Wczasowicze.
Wiadomości zawierane: „Służymy wam piwa, ale nie możemy zapłacić czynszu”, „Jestem sąsiadem, a nie dodatkowym w twoim parku rozrywki” i „nie jesteśmy twoim tłem fotograficznym, to jest nasz dom”. Jeden protestujący miał na sobie jasnożółty koszulkę ozdobioną tępą przesłanie: „Turysta idź do domu, dziękuję”. Marsz rozpoczął się poza 80 Mundos, najstarszym księgarnią Alicante, który jest zmuszony do opuszczenia pomieszczeń po tym, jak budynek został sprzedany deweloperowi z Madrytu.
Witryna jest teraz przeznaczona dla mieszkań turystycznych – aktywiści wyników twierdzą, że symbolizuje wszystko, co jest nie tak z transformacją miasta.
Jordi Arnes, rzecznik organizatorów „Alicante Donde Vas” („Alicante, gdzie idziesz?”), Powiedział: „Przypadek 80 Mundos pokazuje, jak głęboki problem działa. Budynek można sprzedawać niezależnie od tego, kto tam mieszka lub nawet pracuje – nawet jeśli jest to lokalna instytucja”.
Powiedział: „To się dzieje w kółko. Wchodzą turyści. Miejscowi zostają wypchnięci”.
Inny organizator dodał: „Protestowaliśmy w zeszłym roku o tym samym problemie – turystycznym, zniknięciu niedrogich domów, wypędzonych rodzin i małych firmach z mapy”.
Tłum przeszedł przez centrum miasta za ogromnym sztandarem: „Alicante no se vende” – „Alicante nie jest na sprzedaż”.
Pod koniec marszu na głos przeczytano manifest. Jeden z mówcy oświadczył: „Zamknięcie 80 Mundos jest słomą, która złamała plecy wielbłąda. Nie chodzi już tylko o niedogodności. Chodzi o przetrwanie”.
Dodali: „Powódź turystów się nie kończy. Ale dla ludzi, którzy faktycznie tu mieszkają, coraz trudniej jest żyć z godnością”.
Oznaczało to trzeci duży protest zorganizowany przez Alicante Donde Vas, po dwóch innych, które odbyły się w lipcu i październiku ubiegłego roku.
Gniew na turystykę nie ogranicza się do Alicante. Hiszpania widziała falę niepokojów w kluczowych miejscach, w tym Majorki, Teneryfe i Barcelonie, a także części Włoch.
15 czerwca tysiące protestujących zalało ulice Palmy, stolicy Majorki, zaledwie kilka godzin po tym, jak działacze w Barcelonie uzbrojeni w pistolety wodne skonfrontowali turystów w dniu skoordynowanych demonstracji w Europie Południowej.
W tym samym weekendzie miasta takie jak Granada, San Sebastian, a nawet części Włoch widziały podobne wiece.
W Palmie działacze z Menys Turisme, Mes vida (mniej turystyki, więcej życia) zamknęli autobus, a później otoczyli luksusową restaurację – przenoszoną przez Cappuccino – przenoszącą się do McDonald’s w centrum miasta. Około 100 demonstrantów uderzyło w perkusję, machane plakaty „Jak przychodzą, muszę iść” i skandował w języku angielskim: „Idź do domu” i „ulice zawsze będą nasze”.
Jeden protestujący również krzyknął: „No Balconing!” – wykopanie na notorycznym trendzie młodych brytyjskich turystów skakających z hotelowych balkonów w ośrodkach imprezowych takich jak Magaluf.
Policja w końcu wkroczyła do uspokojenia napięć.
Po protestie Palma wiceprezydent Wysp Balearów Antoni Costa potępił to, co nazwał „niedopuszczalnym” zachowaniem. Urzędnicy twierdzili, że wzięło udział 8 000 osób – ale organizatorzy nalegali, aby było bliżej 30 000.
Protesty wydają się nabierać rozpędu w Hiszpanii-a piątkowe sceny w Alicante sugerują, że miejscowi w miastach ciężkich turystów mają dość.