Gdyby to na przykład, bardzo chętnie zmieniłbym ten chwiejny, zawsze źle dopasowany termin „humanizm” z czymś szerszym, bardziej pojemnym. Jasny, błyszczący neologizm, który wciąż umieściłby ludzki kwitnienie w centrum naszych procesów społecznych i politycznych, ale obejmował także supremację wszystkich żywych rzeczy – w tym świat przyrody. Jako filozofia stanowiłaby sprzeciw wobec obecnej wiary w supremację maszyn i kapitału. Filoanimizm? Ale nazwa nie jest dobra. (Z przyjemnością usłyszałbym alternatywne opcje!) Byłoby to dzieło wielu rąk, ten dyskurs i zrozumiałoby, że w tych szczerych czasach, chociaż nasze podobieństwa mogą okazać się niewielkie lub trudne do zlokalizowania, nadal istnieją. Udało nam się je wcześniej zlokalizować, a nie tak dawno, używając języka jako naszego kompasu. Na przykład najbardziej inspirującym (dla mnie) politycznym hasło z ostatnich dwudziestu lat udało się stworzyć wspólną przestrzeń w jednym zdaniu: „Dziewięćdziesiąt dziewięć procent”.

Czasami sam akt poszukiwania solidarności charakteryzuje się jedynie dążeniem do „wspólnej płaszczyzny”, miejsca łatwo dyskredytowanego jako średniego, nigdzie apolitycznego miejsca. Innym razem podejrzewa się, że jest szczęśliwą strefą magicznego myślenia, w której ludzie muszą udawać, że są tacy sami i doświadczać identycznych rzeczy, aby współpracować. Wolę myśleć o tym jako o „Commons”. A kiedy siadam do eseju, pomocne jest przypomnienie sobie radykalnych historycznych korzeni tej koncepcji. Wyobrażam sobie wysadzony wrzosowie dziewiętnastego wieku, kawałek otwartej ziemi, który ma zostać ogrodzony przez siły stolicy, ale na których zgromadził się duży tłum, dokładnie po to, by zaprotestować o nadchodzącej zagrożeniach. Ale nie tylko to. Różnorodne nakładające się przyczyny są reprezentowane w tej przestrzeni, chociaż wszystkie są zasadniczo zainteresowane wolnością. Abolitionistów, sufrażystów, związkowcy, ludzie pracujący i biedni są obecni w obfitości, wraz z niektórymi radykałami reformatorami lądowymi, których można nazwać socjalistycznymi chrześcijanami i, tak, ok, kilku starych mapów. Plus niektórzy anty-Vaxxers, uderzenie jakobitów i kilka tysiącleci. (To jest kłopoty bez ogrodzeń: ktoś może się pojawić.) Dziś, na Gminach, wszyscy ci ludzie zgromadzili się, aby sprzeciwić się wspólnego wroga – właściciela ziemskiego – ale spór i debata są nadal wszędzie, a ty, następny mówca, aby dostać się na platformę, musisz teraz zdecydować, jak zwrócić się do tego ogromnego tłumu. Możesz mieć na myśli bardzo konkretny cel: szczególny argument, osobę, głęboką chęć nawrócenia lub kołysania. Ale nie jesteś w swoim salonie, kościoła, sali spotkań lub zakątku Internetu. Jesteś na mydelniczku na Commons; Każdy może stać przed tobą. Czy będziesz tak otwarty i szeroki, że wcale niewiele powiesz? A czy tak ukierunkowane, że jesteś praktycznie mówieniem, rozmawiając do siebie? To jest skomplikowane. Zdecydowanie konieczne będzie retoryka. Będziesz musiał je rozgrzać, zanim je połoczysz. I nigdy nie możesz zapomnieć, że wokół ciebie jest eksplozja odmienności: ludzie z własnymi unikalnymi historiami, traumami, wspomnieniami, nadziejami, obawami. Ale ta mnogość nie musi zmieniać twoich zobowiązań – może nawet je zintensyfikować.

Wyobraź sobie, że na przykład na początku XIX wieku abolicjonistka, stojąca w chłodne dni, słuchając działacza pracy. Argumentuje za rozszerzeniem franczyzy z nieruchomości Élite – oczywiście – do wszystkich pracujących, ale ani razu nie wspomina o głosowaniu na kobiety. Mój wyobrażony abolicjonista staje się chłodniejszy – i bardziej gniewnie. Ale mrugnięta pozycja dżentelmena może również skłonić ją do nowej formy solidarności, skłaniając ją do uświadomienia sobie, że kłótnia o zwykłą „wolność” zniewolonych, jak ona, jest niewystarczająca: jej wezwanie również musi obejmować żądanie ich pełnej ochrony. Następnym razem, gdy ta pani abolicjonistka wchodzi na wspólne, może być bardziej skłonna stać na swoim prostokątnym pudełku i nawiązać połączenie między wieloma formami pozbawienia praw obywatelskich, które, choć mogą wydawać się odmienne, mają kluczowe punkty ciągłości. W końcu jedna rzecz pracująca, kobiety i prawie wszystkie zniewolone, w Commons, był fakt, że żaden z nich nie mógł głosować. (Punkt zbieżności, który Robert Wedderburn – Resayist i Kaznodzieja, oraz syn zniewolonej jamajskiej kobiety – nie często.

Jaki rodzaj dyskursu może wyciągnąć takie analogie, jednocześnie uznawając i zachowując różnicę? (Zniewolił człowiek nie znajduje się w takiej samej sytuacji, jak pracujący chłopczyk.) Jaki język będzie modelować i pozostawić możliwość solidarności, nawet jeśli jest to solidarność najbardziej pragmatycznego i czasowego rodzaju? Mówca będzie musiał być otwarty, jasny, nieco pomysłowy. Będą musieli być stosunkowo zwięzłe, czyniąc ich argument w nie więcej niż, powiedzmy, sześciu sekcji. Ich mowa będzie namiętna, ale ekspansywna i myślę, że to trochę pomaga, jeśli ma trochę elegancji, umożliwiając argumentom przesuwanie się prosto obok zwykłej obrony słuchacza, chociaż ten poślizg – jak kaczka przekraczająca staw – zwykle wiąże się z dużą ilością szalonego wiosłowania poniżej, tylko poza zasięgiem wzroku. Złożony występ. Ponieważ tłum jest skomplikowany. Ponieważ życie jest skomplikowane. Każdy esej zawierający wiersz „It’s naprawdę bardzo prosty” nigdy nie będzie dla mnie esejiem. Nic dotyczą ludzkiego życia nie jest proste. Nie estetyka, nie polityka, a nie płeć, nie rasa, nie historia, nie pamięć, nie miłość.

„To esej” to oczywiście spróbować. Moja wersja próby polega na wyrażaniu pomysłów w trybie wystarczającym, mam nadzieję, że czytelnicy czują, że wypróbowują ich obok mnie. Podczas gdy próbuję, staram się również pozostać zaangażowany (i wciągający), ale bezosobowy, ponieważ chociaż osobiste jest z pewnością interesujące, ludzkie i żywe, wydaje mi się również nieco wąskie, prywatne i częściowe. W związku z tym słowo „my” pojawia się w moich esejach dość często. Nie dlatego, że wyobrażam sobie, że mówię za wielu lub oczekuję, że moje poglądy mogą być zastosowane do wszystkich, ale dlatego, że szukam kawałka gruntu, w którym dotyczy to „my”. Ponieważ kiedy znajdziesz to słodkie miejsce, możesz na nim zbudować. To egzystencjalista przy moim biurku najlepiej jest znaleźć to miejsce. Mówi do siebie: Prawie Wszyscy ludzie, których znam (i ja sam), doświadczyli bólu. I absolutnie Wszyscy ludzie, których znam (i ja) umrą.

Te dwa fakty, jeden prawie całkowity, a drugi uniwersalny, reprezentują najsmoje „my”, jakie znam, i zajmowałem moją wyobraźnię, odkąd byłem nastolatkiem. Był to moment, w którym fakt, że wszyscy byliśmy skierowani na śmierć i po raz pierwszy przyciągnęliśmy ból i wydawało się, że jest to całkowicie oczywiste, na przykład, że kara śmierci była potwornością, a więzienie zazwyczaj błędem konceptualnym, w którym najczęstszym przestępstwem była bieda. Dopiero kiedy dotarłem do college’u, poznałem ludzi, którzy w obliczu tych samych fundamentalnych faktów – po śmierci – doszło do tego, co uważali za całkowicie rozsądne, ale bardzo różne wnioski. Poznałem ludzi, którzy wierzyli w coś takiego jak „mentalność przestępcza”. Poznałem ludzi, którzy uważali, że ubóstwo jest przede wszystkim oznaką lenistwa lub brakiem ambicji. To, co kiedyś wyglądało proste złożone. Moje przekonania pozostały, ale pomysł, że były lub powinny być „całkowicie oczywiste” dla wszystkich – to właśnie odparowało.

Oprócz tego, że nigdy nie chciałem być eseistą, jednym szczegółem, który najbardziej zaskoczył mnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat, jest to, że w rzeczywistości napisałem bardziej osobiście w formie eseju, niż się spodziewałem lub zamierzałem. Mimo to, gdy patrzę wstecz na moje „ja” w wielu esejach, zauważam, że osoba wpisująca ten „ja” pozostaje bardzo trudny do wycofania, nawet dla mnie. Na początek nigdy nie jest to tak samo „ja”, który wpisuje słowo „ja” ze względu na sposób działania czasu. Ze względu na sposób życia. Byłem na przykład bardzo samotny i bardzo żonaty. Byłem biednym, klasą średnią i bogatymi. Kochałem kobiety, kochałem mężczyzn, ale nie kochałem nikogo ze względu na ich płeć – zawsze było to konsekwencją tego, kim były. Czasami siedziałem przy biurku ubranym jak Joan Crawford. Innym razem, jak ktoś, kto przyszedł naprawić zlew. Siedziałem tam całkowicie bezdzietne, a potem bardzo pełne dziecka lub z dzieckiem w koszyku Mojżesza u moich stóp. Byłem matką obywatela brytyjskiego, a potem matką Amerykanina. Jako osoba półpubliczna byłem przedmiotem różnych projekcji i oglądałem nierozpoznawalne wersje „Me” krążące w sferze cyfrowej, daleko poza moją kontrolą. Ale pozostaję też kim i czym zawsze byłem: biracial czarną kobietę, urodzoną w północno -zachodnim rogu Londynu, dla jamajskiej matki i angielskiego ojca. Osobiście czuję się jak outsider, który nigdzie nie należy – i nigdy tak naprawdę nie miałem nic przeciwko temu faktowi – ale w Gminach moich esejów rozumiem, że wielu, a nawet większość moich czytelników czuje inaczej o tej ciernistej sprawie „przynależności”, więc często staram się napisać takie zdania, które pamiętają ten kluczowy fakt.

Jeśli mój własny „ja” pozostaje różną rzeczą – jak to często pisałem – to bardzo różniowość zmusza mnie do uznania punktów ciągłości: podstaw. W to, co szczerze wierzę, jako istota ludzka. Każda wersja mnie jest pacyfistą. Każda wersja uważa, że ​​życie ludzkie jest święte – pomimo faktu, że słowo „święte” jest najczęściej używane jako broń w argumentach konserwatystów i pozostaje zasadniczo niedopuszczalne w czterech ISM, które najbardziej mnie uformowały. (Ale to dla ciebie powieściopisarz. Nie możemy funkcjonować na samym ISMS.) Każda wersja mnie wie, że edukacja, opieka zdrowotna, mieszkania, czysta woda i wystarczająca ilość jedzenia są prawami, a nie przywilejami, i powinno być zapewnione w ramach wspólnoty, które same są zabezpieczone poza kaprysami rynku. Jednak powiedzenie, że te rzeczy są (moim zdaniem) naprawdę powiedzieć absolutne minimum: prawie nic nie mówi. Jedyne znaczenie tych przekonań, dla mnie, kiedy jestem essay, jest to, że są one dość nieruchome, i czy recenzuję film, opisując obraz, kłócić się do punktu lub rozważanie pomysłu, reprezentują one solidne strony mojego cholernego prostokąta, bez względu na to, jaki tytuł w centrum okazuje się. ♦

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj