O5 października podczas drugiego wiecu Donalda Trumpa przed wyborami w 2024 r. w Butler w Pensylwanii z entuzjazmem przedstawił Elona Muska, najbogatszego człowieka na świecie, który przeznacza miliony dolarów na pomoc byłemu prezydentowi.
Musk nawoływał tłum do „Walki! Walka! Walka!” – powtarzają się słowa Trumpa wypowiedziane po ataku na jego życie w tym kraju. Następnie Musk krzyknął: „Prezydent Trump musi wygrać, aby zachować konstytucję!” i „musi wygrać, aby zachować demokrację w Ameryce!” Musk zakończył swoją tyradę mroczną przepowiednią: „Jeśli nie zagłosują, będą to ostatnie wybory”.
Musk dał się poznać jako kwintesencja barona-rozbójnika drugiej pozłacanej epoki Stanów Zjednoczonych.
W połowie sierpnia podczas rozmowy Muska z Trumpem na Twitterze/X Trump pochwalił Muska za zwolnienie pracowników, którzy rozpoczęli strajk. „Jesteś najlepszym kuterem” – powiedział Trump. „Wchodzisz i mówisz: «Chcesz rzucić palenie?»[…]Rozpoczynają strajk, a ty mówisz: „W porządku. Was wszystkich nie ma.” Musk odpowiedział: „Tak” i roześmiał się.
Ponad sto lat temu, w pierwszym pozłacanym wieku Stanów Zjednoczonych, pomysł, że kandydat na prezydenta miałby na wiecu najbogatszą osobę w kraju, nie mówiąc już o świecie, byłby absurdem. W tamtym czasie nawet kandydaci republikańscy starali się zdystansować od baronów-rozbójników.
Kamala Harris prowadzi silną kampanię, ale mogłaby być jeszcze silniejsza, gdyby posługiwała się bardziej antykorporacyjnym i przeciw rabusiom-baronom populizmem gospodarczym.
Podobnie jak w pierwszym Pozłacanym Wieku, najpotężniejsza siła w Polityka USA dzisiaj panuje wściekłość przeciwko establishmentowi na sfałszowany system.
Ale ponieważ Demokraci – z godnymi uwagi wyjątkami senatorów Berniego Sandersa, Elizabeth Warren, Boba Caseya i Sherroda Browna – nie przyjęli populizmu gospodarczego. Jedyną wersją populizmu dostępną dla wściekłych wyborców jest wersja kulturowa Republikanów, która jest całkowicie fałszywa.
W pierwszym wieku pozłacanym dominował populizm gospodarczy, ponieważ miliony Amerykanów widziały, że bogactwo i władza skoncentrowane na górze podważają amerykańską demokrację i wzmacniają gospodarkę.
W 1910 roku Teddy Roosevelt grzmiał, ostrzegając, że „mała klasa niezwykle bogatych i potężnych ekonomicznie ludzi, których głównym celem jest utrzymanie i zwiększanie swojej władzy” może zniszczyć demokrację w USA. Odpowiedzią Roosevelta było opodatkowanie majątku. Podatek od nieruchomości został ostatecznie wprowadzony w 1916 r., a podatek od zysków kapitałowych w 1922 r.
W kampanii prezydenckiej w 1912 r. Woodrow Wilson obiecał „krucjatę przeciwko siłom, które nami rządziły… które ograniczały nasz rozwój… które determinowały nasze życie… i które wpędziły nas w kaftan bezpieczeństwa, abyśmy mogli robić, co im się podoba”. Walka o rozbicie gigantycznych trustów byłaby, według słów Wilsona, „drugą walką o emancypację”.
Wilson podpisał ustawę Clayton Antitrust Act, która zaostrzyła przepisy antymonopolowe i chroniła związki zawodowe. Powołał także Federalną Komisję Handlu, aby wykorzenić „nieuczciwe działania i praktyki w handlu” oraz stworzył pierwszy stały krajowy podatek dochodowy.
Wiele lat później piąty kuzyn Teddy’ego Roosevelta, Franklin D. Roosevelt, zaatakował władzę korporacyjną i finansową, dając pracownikom prawo do tworzenia związków zawodowych, 40-godzinnego tygodnia pracy, ubezpieczenia na wypadek bezrobocia i zabezpieczenia społecznego. FDR ustanowił wysoki krańcowy podatek dochodowy dla bogatych – ci, którzy zarabiają ponad 5 milionów dolarów rocznie, byli opodatkowani do 75% – i regulował finanse.
Przyjmując renominację na prezydenta w 1936 r., FDR mówił o konieczności wybawienia demokracji amerykańskiej od despotyzmu skoncentrowanej władzy gospodarczej. Ostrzegł naród przed „ekonomicznymi rojalistami”, którzy wciskali do służby całe społeczeństwo.
W przeddzień swojej reelekcji w 1936 r. powiedział Amerykanom, że wielki biznes i finanse są zdecydowane pozbawić go mandatu: „Nigdy wcześniej w naszej historii siły te nie były tak zjednoczone przeciwko jednemu kandydatowi, jak dzisiaj. Są jednomyślni w swojej nienawiści do mnie – i cieszę się z ich nienawiści”.
Jednak w latach pięćdziesiątych Partia Demokratyczna zrezygnowała z populizmu gospodarczego. Z ich kampanii prezydenckich zniknęły opowieści o chciwych biznesmenach, pozbawionych skrupułów finansistach i monopolistycznych korporacjach.
Wydawało się, że nie ma już takiej potrzeby. Powojenny dobrobyt stworzył największą klasę średnią w historii świata i zmniejszył przepaść między bogatymi i biednymi. W połowie lat pięćdziesiątych jedna trzecia wszystkich pracowników sektora prywatnego należała do związków zawodowych, a pracownicy fizyczni regularnie otrzymywali hojne podwyżki wynagrodzeń i świadczeń.
Keynesizm stał się powszechnie akceptowanym antidotum na pogorszenie koniunktury gospodarczej – zastępując antagonizm klasowy zarządzanie zagregowanym popytem. Nawet Richard Nixon rzekomo stwierdził: „Teraz wszyscy jesteśmy keynesistami”.
Był drugi powód rosnącego niepokoju Demokratów związanym z populizmem. Walka o prawa obywatelskie i wojna w Wietnamie zrodziły antysystemową, antyautorytarną Nową Lewicę, która nie ufała rządowi w takim samym, jeśli nie większym stopniu, jak Wall Street i wielkiemu biznesowi.
Nowa Lewica postrzegała wojnę jako symbol wszystkiego, co zgniłe w USA, łącznie z demokratycznym establishmentem, który ją prowadził. Demokratyczny establishment postrzegał antywojenną Nową Lewicę jako uprawnione dzieci, które skupiały się na osobistej ekspresji i idealizmie, a nie na aktywizmie związkowym i łagodzeniu ubóstwa.
Rozłam ten został dramatycznie ujawniony podczas gwałtownych protestów na krajowej konwencji Demokratów w Chicago w 1968 roku. Trwało to nadal: pół wieku później można było je zobaczyć w kandydaturze Berniego Sandersa w prawyborach w 2016 r. oraz w walce wewnątrz Partii Demokratycznej pomiędzy jego populistami a Demokratami głównego nurtu Hillary Clinton.
Tymczasem Partia Republikańska przyjęła tę propozycję kulturalny populizm. Zdaniem Ronalda Reagana znawcy Waszyngtonu i aroganccy biurokraci dławili gospodarkę i utrudniali indywidualne osiągnięcia. Elity kulturalne rozpieszczały biednych, w tym „królowe opieki społecznej”, jak rasistowski gwizdek Reagana.
Krytyka kulturalna Reagana zawładnęła Partią Republikańską. W wyborach prezydenckich w 2004 roku Republikanie oprawiony Demokraci jako zniewieściała grupa „pijących latte, jedzących sushi, jeżdżących Volvo, czytających New York Times, przekłuwających ciała (i) kochających Hollywood” ludzi oderwanych od prawdziwej Ameryki.
Do roku 2020 Republikanie postrzegał wojny kulturowe jako centralną walkę amerykańskiego życia publicznego. Trump za problemy kraju obwiniał imigrantów, Demokratów, socjalistów, media głównego nurtu, „głębokie państwo” (w tym FBI, departament sprawiedliwości, prokuratorów i nieprzyjaznych sędziów), „elity przybrzeżne” oraz – tam, gdzie to możliwe (i zwykle pośrednio) ), kobiety i ludzie kolorowi.
Republikański populizm kulturowy jest fałszywy. Największa zmiana, jaka dokonała się w ciągu ostatnich czterdziestu lat – zmiana kryjąca się za niepewnością i niechęcią robotniczej klasy średniej, zmiana, która animuje drugi pozłacany wiek w Ameryce – nie miała nic wspólnego z polityką tożsamości, „przebudzeniem”-izmem, krytyczną teorią rasy , dzieci transpłciowe, imigracja lub inne republikańskie straszydła kulturowe.
To gigantyczna zmiana w górę w dystrybucji dochodów i bogactwa; w mocy i statusie, które mu towarzyszą; oraz szkody dla dumy, statusu i poczucia własnej wartości poniesione przez tych, którzy je utracili.
Niepowodzenie Demokratów w krytyce tej zmiany i dostosowaniu się do populizmu gospodarczego sprawiło, że fałszywy populizm kulturowy Republikanów domyślnie dominował.
Dlaczego Demokraci nie przyjęli populizmu gospodarczego? Ponieważ zbyt długo pili z tego samego źródła finansowania kampanii, co Republikanie – wielkie korporacje, Wall Street i bardzo bogaci.
„Biznes musi się z nami kontaktować, czy im się to podoba, czy nie, ponieważ stanowimy większość” – piał przedstawiciel Demokratów Tony Coelho, szef Komitetu Kampanii Demokratów w Kongresie w latach 80., kiedy Demokraci zakładali, że będą nadal rządzić Izbą przez lata.
Demokraci Coelho wkrótce osiągnęli mniej więcej równy poziom z Republikanami pod względem wkładów z kasy korporacji i kampanii na Wall Street, ale okazało się to faustowskim interesem.
Teraz Trump może pochwalić się poparciem najbogatszego człowieka na świecie, który jest zaciekle antyzwiązkowy, mimo że Trump udaje, że jest „głosem” pracującej Ameryki – a Demokraci nawet nie kwestionują tej hipokryzji.
Jak powiedziałem, Harris prowadzi dobrą kampanię. Jednak ona i wielu jej kolegów Demokratów mogłoby głośniej mówić o tym, jak ultrabogate jednostki i gigantyczne korporacje podważają i korumpują Amerykę.
-
Robert Reich, były amerykański sekretarz pracy, jest profesorem polityki publicznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley i autorem książek Saving Capitalism: For the Many, Not the Few oraz The Common Good. Jego najnowsza książka „The System: Who Rigged It, How We Fix It” jest już dostępna. Jest felietonistą Guardiana w USA. Jego biuletyn jest pod adresem robertreich.substack.com