Catherine Lucey, która zajmuje się Białym Domem Bloomberga News robił to, co reporterzy powinni robić: zadawał istotne pytania.
Jej zapytanie do Donalda Trumpa kilka dni temu podczas „zgromadzenia” na pokładzie Air Force 1 było rozsądne, ponieważ dotyczyło ujawnienia akt Epsteina, co z pewnością było przedmiotem dużego zainteresowania opinii publicznej. Dlaczego Trump blokował sprawę, zapytała, „jeśli w aktach nie ma nic obciążającego”.
Jednak jego reakcja była jakakolwiek Ale rozsądny.
Było to poniżające, obraźliwe i mizoginiczne.
Wskazał prosto na Lucey i kazał jej przestać wykonywać swoją pracę.
„Cicho, cicho, świnka” – powiedział prezydent Stanów Zjednoczonych.
Z tego, co zauważyłem, żaden z jej kolegów z korpusu prasowego nie stanął natychmiast w jej obronie. Sprawy potoczyły się dalej – w pewnym sensie wszystko jak zwykle.
A jednak, gdybym sporządzał kalendarium wykorzystania prasy przez Trumpa jako worka treningowego, ten moment zasługiwałby na miejsce na nim. Może to było jego wskazanie. Być może był to jego bezpośredni rozkaz, jakby był odpowiedzialny za to, o co reporter może zapytać.
Być może – prawdopodobnie – chodziło o to paskudne wyzwisko, które ma postawić reporterkę na swoim miejscu przed światem. Być może – prawdopodobnie – był to brak protestu ze strony innych reporterów.
W końcu takie jest życie w Ameryce Trumpa. Weź pod uwagę tylko ostatni dzień.
Trump uczcił saudyjskiego księcia koronnego, który według a Raport wywiadu USA z 2021 rzatwierdziła zabójstwo dziennikarza „Washington Post”, Jamala Khashoggi. (Książę koronny zaprzecza udziałowi w zabójstwie.) Prezydent USA powitał go w Białym Domu po bohatersku.
Atut obraził i groził ABC News oraz jej wspaniałej reporterce Mary Brucektóry również zadawał istotne pytania na temat Khashoggi i akt Epsteina. „Myślę, że jesteś okropnym reporterem. To sposób, w jaki zadajesz te pytania” powiedział. Nazwał ABC „beznadziejna firma” i stwierdził, że jego licencja „powinna zostać odebrana ABC, ponieważ twoje wiadomości są tak fałszywe i błędne”.
Powinniśmy się już do tego przyzwyczaić.
Jest oczywiste, że zagorzali zwolennicy prezydenta muszą aprobować takie rzeczy; wydają się postrzegać to jako sposób, w jaki prezydent wykorzystuje swoją władzę i pozycję do osłabiania „elity”, którą nauczył ich gardzić.
Ale przyzwyczajenie się do tego jest niebezpieczne. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. „Co możesz zrobić?” wzruszajcie ramionami nawet troskliwi spośród nas.
Ale dla mnie „cicho, świnko” jakoś się przebija. Powinno być o jeden most za daleko, a nie jak zwykle.
Czy nie byłoby czymś, gdyby cały korpus prasowy krzyczał na Trumpa w obronie swojego kolegi? Czy nie byłoby czymś zobaczyć, jak odchodzą od stada?
Dlaczego tego nie zrobili?
„Ponieważ dostęp przewyższa solidarność, każdego dnia tygodnia” – Bill Grueskin, były redaktor Miami Herald i Wall Street Journal, profesor w Columbia Journalism School, opublikowane na Bluesky. Gdyby którykolwiek z członków korpusu prasowego zdołał w jakiś sposób odeprzeć i obronić swojego kolegę, niewątpliwie zostałby ukarany wykluczeniem z tych konferencji prasowych.
Więc tak, problem z dostępem.
I przykro mi to mówić, ale oni też nie odpychają, bo są do tego przyzwyczajeni. Przecież to nic nowego. To po prostu szczególnie rażący przykład tego, co dzieje się od lat.
Od dawna obserwuję te posunięcia Trumpa. Przez całą pierwszą kadencję Trumpa byłam felietonistką medialną „Washington Post”, więc przyjrzałam się z bliska, jak nieustannie dyskredytował prasę i jej przedstawicielki – zwłaszcza kobiety, a zwłaszcza kobiety kolorowe.
On często się ścierałyna przykład z Yamiche Alcindorem, która następnie relacjonowała Biały Dom w programie PBS NewsHour, potępiając jej rzekomo „paskudne” pytania. W tym roku on zwany Alcindoremktóra obecnie pracuje dla NBC, „drugiej kategorii” i zażądała, aby ona także „zachowała ciszę”. Publicznie zadzwonił do April Ryan, długoletniej reporterki Białego Domu: „przegrany”.
Nic się nie zmienia – jest tylko gorzej – bo Trumpowi uchodzi to na sucho. Wydaje się, że jego zagorzali zwolennicy nie przejmują się tym. Członkowie korpusu prasowego mogą (lub nie) napisać list surowo sformułowany, ale także normalizują go swoją biernością.
Czy ta chwila „cichej, świnki” coś zmieni? Tylko dla tych, którym zależy na przyzwoitości u urzędników publicznych i w społeczeństwie amerykańskim.
Być może jest to przestarzały pogląd. I nie jestem pewien, czy jest nas wystarczająco dużo, którzy pamiętają, że to ma znaczenie.


















