Siedziałam w domu, radośnie oglądając telewizję i popijając wino, kiedy dostałam SMS-a od córki, prosząc, żebym kupiła jej bikini, zanim się wyprzeda.
Kolejna pilna potrzeba nastolatka. Już miałem odpowiedzieć, gdy pojawiła się kolejna wiadomość: „Mamo, w Bondi była strzelanina, ale nie martw się, jesteśmy bezpieczni x”.
Pomyślałem: co za okropny żart. Co za ponury, głupi żart. Pewnie sprawdza, czy przeczytałem jej wiadomość. Już miałem jej powiedzieć, jakie to nieśmieszne, kiedy zadzwonił mój telefon.
Poznaj aktualności dzięki aplikacji 7NEWS: Pobierz już dziś
Mój przyjacielu. Matka jednej z dziewcząt, z którymi były moje córki. Jej głos drżał. „Doszło do strzelaniny. Dziewczyny mają się dobrze. Są bezpieczne. Kobieta kazała im uciekać. „
Nic jeszcze nie było w wiadomościach. Nic nie miało sensu. To była słynna plaża Bondi w Sydney w niedzielny wieczór.
To była Australia. Nigdy nie spodziewano się, że to się stanie.
Później dowiedziałem się, że po pierwszych strzałach jakaś kobieta krzyknęła do dziewcząt, żeby uciekały. Zaciągnęła ich do domu i kazała pozostać na miejscu. Amerykanka i jej mąż, obcy ludzie, którzy zrobili dokładnie to, co masz nadzieję, że ktoś by zrobił, gdyby Twoje dziecko potrzebowało pomocy.
Ta miła, piękna nieznajoma zadzwoniła później do mnie i powiedziała, że z dziewczynami wszystko w porządku. Chyba nie rozumiała, co zrobił ze mną ten telefon. A może to zrobiła. Zwykle tak robią rodzice.
Kiedy nadeszła ta wiadomość, obejrzałem nagranie. Dwóch mężczyzn ubranych na czarno. Broń półautomatyczna. Ta okropna swoboda ludzi noszących broń niczym rekwizyty w filmie.
Nie strzelali ostrzegawczo; przeładowywali trzy lub cztery razy. Dwanaście ujęć w jednym filmie, zanim się urwał. To nie był moment szaleństwa. To było zaplanowane. To było wyposażone. To była egzekucja.
A moje córki i ich przyjaciele byli pod mostem, z którego strzelali, na kilka minut przed pierwszymi strzałami.
Protokół. Na tym właśnie polega różnica między normalną nocą a najgorszym koszmarem rodzica.
Wcześniej tego dnia oglądałem relację ze strzelaniny na amerykańskim Uniwersytecie Browna: dwóch studentów zginęło, dziewięciu zostało rannych, uzbrojony bandyta na wolności. Poczułam tę znajomą mieszankę przerażenia i wdzięczności. „Dzięki Bogu, że nie mieszkamy w Ameryce” – pomyślałam.
Ale oto jesteśmy. Dwanaście osób zginęło na plaży Bondi. Święto Chanuki, które teraz jest masakrą.
Mężczyzna, którego dom zapewniał schronienie moim dziewczynom, odwiózł je do domu. Później zabrałem ich do McDonalda, bo głodowali, a ja musiałem zrobić coś normalnego.
W drodze powrotnej jeden z nich widział ekran telewizora w McDonaldzie. „Mamo” – powiedziała cicho – „co najmniej 10 osób nie żyje”.
Dziesięć osób. Dziesięć rodzin zniszczonych. W niedzielny wieczór na plaży.
Wcześniej tego dnia pisałem o tym, jak Anthony Albanese poniósł porażkę jako premier, ponieważ nie zarządził śledztwa w sprawie skandalu budżetowego. Teraz jest mi to obojętne. Jeszcze tydzień i trochę do Świąt, a ja chcę tylko, żeby niewinni ludzie byli bezpieczni.
Jak to się dzieje? W jaki sposób przemoc wynikająca z konfliktów oddalonych o tysiące kilometrów objawia się ostrzałem na naszych plażach?
Chodzi o antysemityzm i o tym, jak dwóch mężczyzn z bronią myślało, że mordowanie rodzin żydowskich świętujących Chanukę rozwiąże wszystko.
Ale obrzydliwa prawda jest taka, że przemoc niczego nie rozwiązuje. Stwarza to tylko więcej smutku, więcej traumy, więcej dzieci, które dorastają, pamiętając dzień, w którym uciekły przed strzałami na plaży.
Moje dziewczyny są bezpieczne. Ale inne rodziny otrzymały różne telefony. Ciągle myślę o parze, która ich udzieliła. O decyzjach podejmowanych w ułamku sekundy, które ratowały życie. O tym, jak dostrzegła niebezpieczeństwo i pobiegła w stronę moich dzieci, zamiast od nich uciekać.
O tym, skąd wiedziała, co robić, bo być może, przyjeżdżając z Ameryki, zastanawiała się już nad takim scenariuszem.
W Australii nie powinniśmy myśleć o takich rzeczach. Nie powinniśmy obliczać tras wyjścia z plaży. Nie powinniśmy wysyłać SMS-ów do dzieci z pytaniem, czy strzelanina jest prawdziwa, czy to tylko kiepski żart.
Ale oto jesteśmy. Co najmniej 12 osób zginęło w Bondi, a więcej jest rannych. Wszystko, co mogę zrobić, to trzymać moje córki blisko siebie, podziękować dwóm nieznajomym, którym nigdy nie będę w stanie wystarczająco podziękować, i opłakiwać rodziny, które nie miały tyle szczęścia co moja.
Jedenaście dni przed Bożym Narodzeniem. Dwanaście rodzin będzie miało przy stołach puste krzesła. A reszta z nas spróbuje zrozumieć, jak raj stał się miejscem zbrodni.


















