Iwyobraźcie sobie, że ktoś podjeżdża do pubu najwyższej klasy samochodem sportowym – a Panowanie Koenigsegga za 1,5 miliona funtówaby wybrać losowo – parkuje i wychodzi z pojazdu. Przychodzą do pubu, w którym pijesz, i zaczynają obchodzić się z klientami, wsuwając rękę do Twojej kieszeni na oczach wszystkich, uśmiechając się do Ciebie, gdy wyjmują Twój portfel i opróżniają go z gotówki i kart.

Niezbyt subtelny kieszonkowiec zatrzymuje się, jeśli krzykniesz i zapytasz, co do cholery robią. „Przepraszam za niedogodności” – mówi kieszonkowiec. – To system rezygnacji, kolego.

Brzmi absurdalnie. Wydaje się jednak, że takie właśnie podejście stosuje rząd, aby udobruchać firmy zajmujące się sztuczną inteligencją. Wkrótce rozpoczną się konsultacje, nt Raporty Financial Timesktóre umożliwi firmom zajmującym się sztuczną inteligencją pobieranie treści od osób i organizacji, chyba że wyraźnie zrezygnują one z wykorzystywania ich danych.

Rewolucja AI była zarówno wszechstronna, jak i szybka. Nawet jeśli nie jesteś jednym z 200 milionów ludzi logując się co tydzień do ChatGPT lub współpracując z konkurentami zajmującymi się generatywną sztuczną inteligencją, takimi jak Claude i Gemini, niewątpliwie zetknąłeś się z systemem sztucznej inteligencji – świadomie lub nieświadomie. Ale ogień AI potrzebuje dwóch stale uzupełnianych źródeł, aby przetrwać i nie wypalić się. Jednym z nich jest energia – dlatego firmy zajmujące się sztuczną inteligencją wchodzą w ten biznes zakup elektrowni atomowych. Drugim są dane.

Dane są niezbędne dla systemów AI, ponieważ pomagają im tworzyć kopie naszych interakcji. Jeśli sztuczna inteligencja ma jakąkolwiek „wiedzę” – co jest mocno dyskusyjne, biorąc pod uwagę, że jest to naprawdę fantazyjna maszyna do dopasowywania wzorców – to wynika ona z danych, na których jest szkolona.

Jedno z badań przewiduje, że tak będzie w przypadku dużych modeli językowych, takich jak ChatGPT zabrakło danych treningowych do roku 2026, jego apetyt jest tak żarłoczny. Jednak bez tych danych rewolucja sztucznej inteligencji może utknąć w martwym punkcie. Firmy technologiczne o tym wiedzą i dlatego zawierają umowy licencyjne na treści lewe, prawe i środkowe. Ale to powoduje tarcia i sektor, którego nieoficjalne motto przez ostatnią dekadę lub dłużej brzmi: „poruszaj się szybko i niszcz rzeczy” nie powoduje tarcia.

Dlatego właśnie próbują nas już nakłonić do przyjęcia podejścia do praw autorskich polegającego na rezygnacji, zgodnie z którym wszystko, co wpisujemy, publikujemy i udostępniamy, domyślnie staje się danymi szkoleniowymi AI, chyba że powiemy nie, a nie systemem opt-in, w którym firmy muszą zwracać się do nas z prośbą o wykorzystanie naszych danych. Już teraz widzimy, jak firmy przygotowują nas na tę rzeczywistość: w tym tygodniu firma X zaczęła powiadamiać użytkowników o zmianie warunków korzystania, która umożliwiłaby wykorzystanie wszystkich postów trenuj Grokamodel sztucznej inteligencji Elona Muska zaprojektowany tak, aby konkurować z ChatGPT. Meta, spółka matka Facebooka i Instagrama, dokonała podobnej zmiany – czego efektem było wirusowe „Goodbye Meta AI” miejska legenda które rzekomo zastępuje umowy prawne.

Powód, dla którego firmy zajmujące się sztuczną inteligencją chcą systemu rezygnacji, jest oczywisty: jeśli zapytasz większość ludzi, czy chcą, aby cokolwiek z ich książek, produkowanej przez nich muzyki lub postów i zdjęć, które udostępniają w sieciach społecznościowych, zostało wykorzystane do szkolenia sztucznej inteligencji, powiedzą nie. A potem koła wypadają z rewolucji AI. Powód, dla którego rządy chcą umożliwić taką zmianę koncepcji własności praw autorskich, która istnieje ponad 300 lati zostało zapisane w prawie ponad 100jest mniej oczywiste. Ale jak wiele rzeczy, wydaje się, że sprowadza się to do pieniędzy.

Rząd spotkał się z lobbingiem ze strony dużych firm technologicznych, sugerującym, że jest to dla nich wymóg, aby postrzegały kraj jako miejsce do inwestowania i dzielenia się łupami wynikającymi z innowacji w zakresie sztucznej inteligencji. W jednym z dokumentów lobbujących opracowanych przez Google sugerowano, że poparcie jego podejścia do systemu rezygnacji z praw autorskich „zapewnić Wielkiej Brytanii może być konkurencyjnym miejscem do opracowywania i szkolenia modeli sztucznej inteligencji w przyszłości”. Dyskusyjne sformułowanie tej kwestii przez rząd, które już przedstawia metodę rezygnacji jako metodę, przeciwko której należy polemizować, jest zatem wielką wygraną dla lobbystów wielkich technologii.

Biorąc pod uwagę ilość pieniędzy krążących po sektorze technologii i poziom inwestycji w projekty AI, nie jest zaskakujące, że Keir Starmer nie chce przegapić potencjalnej dostępnej nagrody. Rząd postąpiłby niedbale, gdyby nie zastanowił się, jak uspokoić firmy technologiczne opracowujące technologię zmieniającą świat i nie spróbował uczynić Wielkiej Brytanii potęgą sztucznej inteligencji.

Ale to nie jest odpowiedź. Powiedzmy sobie jasno: omawiany w Wielkiej Brytanii system praw autorskich skutecznie umożliwiłby firmom bezkarne przechwytywanie naszych danych – każdego wpisu, każdej książki, którą piszemy, każdej tworzonej przez nas piosenki. Wymagałoby to od nas zapisania się do każdej usługi z osobna i powiedzenia im, że nie, nie chcemy, żeby przeżuwali nasze dane i wypluwali kiepski, złożony obraz o nas. Potencjalnie setki z nich, od dużych firm technologicznych po małe laboratoria badawcze.

Nie zapominajmy, OpenAI – firma obecnie wyceniana na ponad 150 miliardów dolarów – planuje porzucić swoje założycielskie zasady non-profit i stać się firmą firma nastawiona na zysk. Ma w swojej kasie więcej niż wystarczającą ilość pieniędzy, aby zapłacić za dane szkoleniowe, zamiast polegać na dobroczynności ogółu społeczeństwa. Takie firmy z pewnością mogą sobie pozwolić na wkładanie rąk do własnych kieszeni, a nie do naszych. Więc ręce precz.

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj