TRząd Australii zaproponował zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla wszystkich obywateli poniżej 16 roku życia. Powołując się na sukces niedawno wprowadzonych ograniczeń dotyczących telefonów komórkowych w australijskich szkołach, premier ogłosił zakaz, stwierdzając, że „szkodzi on naszym dzieciom i ja poświęcając na to czas”.

Tak, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne znalazł to nastolatki, które najczęściej korzystają z mediów społecznościowych, oceniają swój ogólny stan zdrowia psychicznego jako zły lub bardzo zły. Tak, badania z Uniwersytet w Cambridge pokazuje, że media społecznościowe ogólnie nie łagodzą poczucia samotności i izolacji u nastolatków – sugerują raczej raporty kontakt z Internetem może zwiększyć częstość występowania myśli samobójczych w młodych. Od lat wiemy, z czym wiąże się korzystanie z mediów społecznościowych zły obraz własnego ciała i negatywna samoocenai zachęca zachowania uzależniające. Lokalnie stawiamy czoła toksycznej kulturze wpływowych osób w Internecie, mobilizującej dzieci do nękania i znęcania się nad nauczycielami. Cyberprzemoc, cyberstalking, catfishing, gromadzenie psów, trolling, deepfake porno i doxing istnieją jako pojęcia, ponieważ zrodziły je kultura mediów społecznościowych.

Mimo tego, są politycy a media wypowiadają się krytycznie na temat proponowanych przez rząd przepisów. Jestem jednym z nich. Nie dlatego, że podzielam politykę być może ciekawych dezinformacji marginalnych tożsamości, które tęsknią za nieograniczonym dostępem do młodych umysłów. To dlatego, że osobiście nie podoba mi się, że oszczędza się tylko dzieci poniżej 16 roku życia. Myślę, że w interesie narodowym leży zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla wszystkich.

Mówię to po przeczytaniu w tym tygodniu artykułu w Guardianie, gdzie psycholog z Sydney Amanda Gordon wyjaśniła że wspólne australijskie zmęczenie pod koniec roku nie wynika tylko z przepracowania, niepokojów społecznych i rodzinnych przed Bożym Narodzeniem, presji związanej z kosztami utrzymania i trudnościami ekonomicznymi. Równolegle do tych wiecznych wyzwań dorosłych, żyjemy w obliczu nieustannego bombardowania prowokacyjnymi złymi wiadomościami krążącymi w mediach społecznościowych, które wyczerpują naszą emocjonalną zdolność radzenia sobie ze wszystkim innym.

Gordon nie jest pierwszą osobą, która zwraca uwagę, że wściekłe wpisy w mediach społecznościowych mają wpływ psychologiczny. Autor książki Stolen Focus Johanna Hari poświęca całą książkę wyjaśnieniu, w jaki sposób przewijanie, przyciąganie, udostępnianie i lubienie zmienia strukturę ludzkiej świadomości.

Ale w drodze do domu z wizyty u lekarza przeczytałem artykuł dotyczący wypalenia zawodowego, gdzie dowiedziałem się, że na skutek stresu występuje zespół objawów przypominających raka. Po raz pierwszy w życiu namacalnie mam sensowną pracę, dobrze zarządzaną opiekę zdrowotną, stabilny związek, mnóstwo dobrych przyjaciół, bezpieczny dach nad głową i zobowiązania opiekuńcze na poziomie zerowym. Byłam więc zmuszona wywnioskować: miesiące bólu i bezsenności, napięcia i przerażenia mogły – po prostu mogły – wynikać z niekończących się, wściekłych alarmów i alarmów o atmosferze Końca Czasów, z tego, co mój mąż nazywa „czarną skrzynką zagłady” w moim życiu. ręka.

Studiuję i piszę o dezinformacji. Wiem, że negatywne kampanie zapadają ludziom w pamięć, ponieważ jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, aby zwracać większą uwagę na zagrożenia. Dlatego właśnie w interesie każdego, kto coś sprzedaje, jest znalezienie sposobu na utrzymanie klienta w złości cały czas przestraszony.

Media społecznościowe zachęcają do skrajnych opinii, polaryzujących konfrontacji, formatów informacyjnych przypominających przynętę na kliknięcie i spektakli rozrywkowych. Stare powiedzenie telewizyjne „jeśli krwawi, to prowadzi” dotyczyło zabezpieczenia gałek ocznych przed strachem, które można następnie zwabić do zakupu przedmiotów zapewniających komfort na sprzedaż w przerwie reklamowej. Różnica dzisiaj polega na tym, że wiadomości i reklamy są często chytrze nie do odróżnienia, a przedmiotami zapewniającymi wygodę oferowanymi do natychmiastowego zakupu może być wszystko, od butów wyprodukowanych w zakładach produkcyjnych po mizoginię popierającą gwałt. Może to być bardzo krótki spacer z rekomendacjami „dla ciebie”, począwszy od puszystych filmów o kotach, po tradycyjne żony, Elona Muska i białą supremację. Trzydzieści procent Australijczyków uczniowie uważają Andrew Tate’a za „osobę, z którą można się utożsamić”. Jak, twoim zdaniem, mieszkający w Rumunii oskarżony o handel ludźmi w ogóle stanął przed nimi?

Nie jest to opinia na temat utraconej, złotej przeszłości – jak te dziwnie anonimowe strony na Facebooku z „nostalgią”, które upierają się, że istniały szczęśliwsze i beztroskie czasy, zanim kobiety awansowały na stanowiska kierownicze, a treści o tematyce queer były dozwolone w telewizji.

Jeśli pokolenie X pamięta lata 80. XX w. jako czas niewinności, to dlatego, że współczesne doniesienia o nuklearnym manewrze na krawędzi, wojnie partyzanckiej, masakrach, stagflacji, zamknięciu przemysłu, zamieszkach na tle rasowym, autorytarnych przejęciach, zarazach, niszczycielskich pożarach i ekstremalnych zjawiskach pogodowych – a wszystko to miało miejsce w tym czasie – ograniczali się do nadawania rozkładów jazdy i gazet, bez piszczenia, gdy przybyli w to samo miejsce, w którym twoja mama próbowała zaplanować rodzinne grillowanie i gdzie twój przyjaciele zbierają się, żeby porozmawiać o bzdurach w piątkowy wieczór.

To, że dyskusja na temat interwencji państwa w ogóle ma miejsce, wynika z tego, że bracia-właściciele nigdy nie zgłoszą się na ochotnika do regulowania treści, ponieważ nieuregulowane treści to prawdziwy produkt, który sprzedają. W międzyczasie Carole Cadwalladr miała artykuł nie do pominięcia niedawno o tym, jak przeciwstawić się społecznemu i politycznemu zasięgowi technologicznej „broligarchii”, która zarobiła miliardy, budując kompleks przemysłowy Anxiety w mediach społecznościowych.

To wszystko dobra rada i każdy rozsądny człowiek powinien ją zastosować w pośpiechu, a mimo to promuję ją, wiedząc doskonale, jakie są moje zmagania z bezpiecznym korzystaniem z mediów społecznościowych. Rozumiem kontrargument przeciwko zakazowi – to, że nie powinniśmy wykluczać dzieci z doświadczenia, które buduje więzi i społeczność, ułatwia aktywizm i jest bezpiecznym miejscem do odkrywania alternatywnych punktów widzenia. To wszystko było powodem, dla którego zdecydowałem się na platformy i jak usprawiedliwiam przed sobą pozostanie na nich.

Ale postawiłam sobie wyzwanie, aby szczerze przypomnieć sobie czas, kiedy kiedykolwiek kończyłam sesję w mediach społecznościowych, krótką lub długą, w lepszym nastroju niż zanim zaczęłam przewijać.

I nie mogłem.

Czy Twoje dzieci mogą? Czy możesz?

Van Badham jest felietonistą Guardiana Australia

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj