IW czerwcu 1990 roku, zaledwie kilka minut po szokującej porażce w pierwszej rundzie ze zdenerwowanym specjalistą Derrickiem Rostagno na Wimbledonie, nagle starzejący się i opuszczony John McEnroe spotkał się z Budem Collinsem z NBC i rywalem Jimmym Connorsem: na rozmowę kwalifikacyjną. Connors pracował tego lata dla NBC jako analityk, lecząc kontuzję nadgarstka.

To był rzadki moment odkrywczej, stonowanej refleksji zwykle ognistego McEnroe. Rozmowny nowojorczyk opowiadał o swoim rozczarowaniu samym sobą i swoim poziomem gry oraz o tym, jak trudno było pogodzić życie rodzinne z karierą zawodową w tenisie. Connors zauważył, że jego rodak irlandzko-amerykański zdawał się nie mieć wskazówek i potrzebował porady, jak postępować.

I wtedy wydarzyło się coś niezwykłego: Connors zaproponował, że to on poprowadzi McEnroe z powrotem do chwały, sugerując, że on sam wcieli się w rolę trenera McEnroe. McEnroe dosłownie wyciągnął rękę, aby przypieczętować transakcję i przez krótką chwilę miało się wydarzyć niemożliwe: dwóch zaciekłych – i często znienawidzonych – rywali na korcie miało połączyć siły i dać swojemu pokoleniu tenisisty ostatnią szansę na chwałę, zanim zostanie niegrzecznie – i na zawsze – wyrzucony z partii.

Ale, niestety, nie tak miało być. Te kilka minut wystarczyło, jeśli chodzi o propozycję trenera. Wiele lat później Connors zauważył, że wkrótce po wywiadzie zarówno on, jak i McEnroe postanowili „uciec w drugą stronę”.

Nie mogłem powstrzymać się od myśli o tym, co mogło być momentem, kiedy w zeszłym tygodniu ogłoszono szokujące ogłoszenie że Andy Murray będzie współpracował z Novakiem Djokoviciempełniąc funkcję trenera Serba przed rozpoczęciem kampanii w 2025 roku. Genialny Djokovic będzie się starał w styczniu o swój 11. tytuł Australian Open i, co prawdopodobnie będzie jeszcze większą motywacją, o swój 25. tytuł główny w sumie, co pozwoli Djokovicowi wyprzedzić Margaret Court jako wszechczasowa mistrzyni slamu, zarówno mężczyzny, jak i kobiety.

Pod pewnymi względami trenowanie przez Murraya swojego długoletniego przyjaciela i rywala ma sens, biorąc pod uwagę, że ta dwójka łączy siły od dziesięcioleci. Zastanów się: Roger Federer jest o sześć lat starszy od Murraya i Djokovica i zaczynał w zupełnie innym pokoleniu tenisa. Rafael Nadal odniósł na początku tak bezprecedensowy sukces, że wcześnie oddzielił się od swoich nieco młodszych rywali i już w 2004 roku umocnił swoją parę z Federerem. Jednak historia Murraya i Djokovica sięga czasów, gdy często rywalizowali ze sobą w młodości. Urodzili się także w odstępie kilku dni w maju 1987 r.

Co więcej, chociaż Murray sam jest trzykrotnym mistrzem turnieju wielkoszlemowego (imponująco dwukrotnie pokonując Djokovica w głównych finałach) i pewnym członkiem Galerii sław, jego związek z Djokoviciem, w przeciwieństwie do kłótliwych interakcji McEnroe i Connorsa, nigdy nie był oparty na wspólnych relacjach. równa się; Djokovic, Federer i Nadal żyją oczywiście w swoim własnym świecie, a cała koncepcja istnienia „Wielkiej Czwórki”, jak ją ukuto na początku, była fałszywa i stanowiła niesprawiedliwe obciążenie dla Murraya. Była Wielka Trójka z okazjonalnym plusem („jedynką” był albo Murray, albo Wawrinka).

Jako że sam w sobie był świetnym graczem, ciekawie będzie zobaczyć, co Murray może zrobić, aby pomóc Djokovicowi w zdobyciu ostatniego ciosu, zanim odejdzie na emeryturę jako być może najlepszy gracz wszechczasów (jeśli oceniać to wyłącznie na podstawie błędna metryka tytułów wielkoszlemowych). Murray może być w stanie zapewnić odrobinę przewagi psychicznej lub zwiększenia pewności siebie, których potrzebuje Djokovic, a coś, co być może może zapewnić tylko inny były czołowy zawodnik. Djokovic próbował tego już wcześniej, gdy Boris Becker przez kilka lat z dużym sukcesem pomagał swojemu zespołowi trenerskiemu.

Być może Murray będzie w stanie wykorzystać pozytywne efekty, jakie miał jego były trener Ivan Lendl. Lendl to bardzo rzadka rasa – ktoś, kto był wszechczasów świetny na korcie, a także odniósł ogromny sukces jako główny trener, prowadząc Murraya do wszystkich trzech jego triumfów w turniejach wielkoszlemowych. Ale Lendl rzeczywiście jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Świat sportu jest pełen wspaniałych zawodników, którzy nie potrafili przenieść swoich sukcesów z boisk do ławki trenerskiej. Weźmy pod uwagę Teda Williamsa. Bez wątpienia największy pałkarz, jaki kiedykolwiek żył, Williams był także zapalonym nauczycielem i spełnił swoje osobiste marzenie, kiedy w 1969 roku został menadżerem niezbyt przeciętnej drużyny Washington Senators, zdobywając nagrodę Menedżera Roku już po pierwszym roku. Ale perfekcjonista Williams wkrótce odkrył, jak trudno było zaszczepić swoje nadprzyrodzone zdolności baseballowe przeciętnym talentom. W ciągu czterech lat u steru w Waszyngtonie (i Teksasie, gdzie senatorowie przenieśli się i zmienili nazwę na Rangers), Williams zakończył karierę z odsetkiem wygranych i przegranych wynoszącym 0,429 – mniej niż w jego karierze opartej na podstawowym odsetku procentowym. 482.

Andy Murray i Novak Djokovic świętują zdobycie punktu w meczu deblowym z Fabrice Santoro i Nenadem Zimonjiciem podczas czwartego dnia Australian Open 2006 w Melbourne Park. Zdjęcie: Clive Brunskill/Getty Images

Wayne Gretzky, Isaiah Thomas, Bart Starr, Mike Singletary, Magic Johnson i wielu innych znakomitych zawodników wszechczasów – wszyscy próbowali swoich sił w coachingu i żaden nie był nawet bliski powtórzenia swoich triumfów jako gracze. Oczywiście niektórzy, jeśli to kwestia szczęścia i trzeba zaakceptować zawodników, których dziedziczy się w drużynie, ale zdecydowana większość trenerów odnoszących największe sukcesy nie była świetnymi zawodnikami.

Jeśli pomyślimy o najlepszych trenerach wszystkich dyscyplin sportowych ostatnich kilkudziesięciu lat, żaden z nich nie był gwiazdą na boisku: Andy Reid i Bill Belichick w NFL, Bruce Bochy i Dave Roberts w baseballu, Gregg Popovich i Steve Kerr w NBA, itp.

Ale dlaczego tak jest? Dlaczego tym, którzy doskonalili swoje rzemiosło w zawodach, tak trudno jest przekazać swoje prezenty chętnym uczniom? Malcolm Gladwell, popularny autor „Punktu krytycznego”, specjalizujący się w badaniach na styku nauk społecznych, miał taką teorię. Rozmawiając z ESPN, promując swoją książkę Blink: The Power of Thinking Without Thinking z 2005 roku, która skupiała się na skuteczności działań instynktownych w porównaniu z przemyślanymi, Gladwell przytoczył anegdotę, w której legendarny trener tenisa Vic Braden powiedział: „Nie znaleźliśmy ani jednego czołowego tenisisty, który konsekwentnie wiedziałby i wyjaśniał dokładnie, co robi”.

Gladwell miał wyjaśnienie: „Właśnie dlatego najlepsi sportowcy tak często są złymi trenerami lub dyrektorami generalnymi. Często tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego byli tak dobrzy, jak byli. Nie potrafią tego opisać, co oznacza, że ​​nie potrafią tego uczyć i szybko popadają w frustrację, że nie potrafią podnieść innych do własnego poziomu. Przeciętni gracze – lub osoby niebędące sportowcami – są zwykle lepszymi trenerami, ponieważ ich wiedza nie jest nieświadoma. Podobnie jest z pisaniem. Bardzo mało wiem o nauce. Ale myślę, że piszę o nauce jaśniej niż wielu naukowców, ponieważ muszę przejść przez każdy krok, ostrożnie i przemyślanie.

Istnieje coś w rodzaju środka, który nazwałbym kategorią B plus, obejmującą bardzo dobrych zawodników – ale nie naprawdę świetnych – którzy zostali także znakomitymi menedżerami. Najbardziej oczywistym tego przykładem jest Joe Torre. Choć na ostatniej stronie tabloidu Daily News niesławnie widniał napis „Clueless Joe” informujący o zatrudnieniu Torre przez Yankees w listopadzie 1995 r., później został on czterokrotnym mistrzem World Series z drużyną Yankees i z tego powodu znalazł się w Hall of Fame .

Jeśli chodzi o trenowanie wspomnianej Wielkiej Trójki, żaden z nich nigdy nie miał świetnego zawodnika jako długoterminowego trenera: Federer nigdy nie miał długoterminowego trenera, ale przez dłuższy czas mieli u boku Paula Annacone i Tony’ego Roche’a, obaj byli solidnymi zawodowcami, ale nie byli dominującymi graczami w grze pojedynczej; Trenerem Djokovica, który pracował z nim przez całą jego karierę aż do niedawna, był Marian Vajda, były zawodowiec, który jako zawodnik nigdy nie przeszedł dalej niż trzecia runda w wielkim stylu; i oczywiście Nadal miał wujka Toniego, który nigdy nie grał zawodowo w tenisa.

Na pierwszy rzut oka partnerstwo Murray-Djokovic wydaje się idealnym rozwiązaniem. Oczywiście nie ma stresu związanego z długoterminowym zaangażowaniem, ponieważ Djokovic jest na samym końcu swojej kariery. Obaj wyraźnie darzą się wzajemnym, szczerym uczuciem i szacunkiem. I chociaż 10-krotny mistrz Australian Open nie ma teraz sił w walce z brutalną siłą uderzeń Jannika Sinnera i olśniewającą różnorodnością Carlosa Alcaraza, Murray może służyć jako nieocenione źródło w przeciwstawianiu się młodszym graczom. Murray, będący mistrzem obrony i kontrataków, rywalizował także z Sinnerem i Alcarazem. A ponieważ w ciągu ostatniego ćwierćwiecza tyle razy mierzył się z Djokoviciem, zna niewiele obszarów, w których jego nowy uczeń jest bardziej bezbronny.

Cokolwiek wydarzy się w Australii i przez resztę 2025 roku, objęcie tej roli przez Murraya będzie wyjątkowym i nieco radosnym kodem tej złotej ery w sporcie. Dodatkowy przypływ entuzjazmu i energii, jaki niewątpliwie zapewni to partnerstwo, może mieć wpływ na ten niewielki procent różnicy, gdy Djokovic będzie walczył o ten ostatni cios.

Ze swojej strony zarówno Connors, jak i McEnroe ostatecznie próbowali swoich sił w coachingu. Connors odniósł pewne sukcesy z Andym Roddickiem podczas ich dwóch wspólnych lat, a Roddick dotarł do finału US Open w 2006 roku z Connorsem w swoim pudełku. McEnroe przez krótki czas współpracował z Milosem Raoniciem w sezonie 2016 na kortach trawiastych, pomagając wysokiemu Kanadyjczykowi dotrzeć do finału Wimbledonu, gdzie przegrał… z Murrayem.

Source link