IJeśli chcemy wiedzieć, jak będą wyglądać organizacje informacyjne pod rządami drugiej administracji Trumpa w Ameryce, cóż, zaczynamy mieć o tym pojęcie. W zeszłym tygodniu na konferencji Dealbook w Nowym Jorku Jeff Bezos, właściciel „Washington Post” i multimiliarder założyciel Amazona, wygłosił bardzo korzystna ocena zbliżającej się drugiej kadencji Donalda Trumpa. „Jestem pełen nadziei… wydaje się, że ma dużo energii w ograniczaniu regulacji” – promieniał Bezos. Zaskakujące było zatem, że „Washington Post” nie poparł Trumpa w swoim przedwyborczym artykule redakcyjnym. Zamiast tego autorzy stworzyli poparcie dla kandydatki Demokratów Kamali Harris, którą Bezos zabił w swoim pierwszym akcie rażącej ingerencji redakcyjnej od czasu zakupu tytułu w 2013 roku. artykuł Bezos racjonalizował swoją decyzję jako próbę przywrócenia zaufania do prasy poprzez to, co nazwał „niezależnością” – rodzajem niezależności, która wyraźnie nie polega na tłumieniu pochlebstw publicznych. Nagłówek, opublikowany za zgodą Bezosa, brzmiał: „Twarda prawda: dlaczego Amerykanie nie ufają mediom”. Bezos przywołał przeszłość amerykańskiej prasy, jej historyczny brak poparcia dla kandydatów i powrót do dawnego pojęcia „obiektywizmu” jako rozwiązania problemów jego organizacji informacyjnej.

Patrick Soon-Shiong, miliarder, właściciel „Los Angeles Times”, naśladował już Bezosa zatrzymanie redakcję LA Times od ubiegania się o poparcie prezydenta. Soon-Shiong występujący w programie radiowym republikańskiego komentatora Scotta Jenningsa powiedział, że pracuje nad „miernikiem odchylenia” opartym na sztucznej inteligencji, który od stycznia będzie pojawiał się w artykułach LA Times. Motywacją było to, że miliarder z branży technologii medycznych powiedział, że zaczął postrzegać swój własny tytuł informacyjny jako „komorę echa, a nie zaufane źródło”.

Bezos i Soon-Shiong to miliarderzy z firm technologicznych, którzy zbudowali ogromne fortuny na działalności, na której zaufanie społeczne jest niskie. Według a Zaufanie na rok 2021 badanie, które również wykazało, że poziom zaufania do Amazona spada bardziej dramatycznie niż w przypadku jakiejkolwiek innej ankietowanej instytucji. Ale nie chodzi tu o metrykę czy kalibrację. Chodzi o to, aby wzmocnić poglądy właścicieli w czasie, gdy większe sprzymierzenie się z prawicą jest o wiele bardziej korzystne politycznie dla ich niegodnych zaufania firm, które przynoszą większe zyski.

Zwrócenie się do sztucznej inteligencji w celu wytworzenia „obiektywizmu” samo w sobie jest odkrywcze. Profesor psychologii z Princeton, Molly Crockett, obszernie studiowała i pisała na temat interakcji systemów technologicznych i ludzkich zachowań, które wpływają na społeczeństwo. Mówi: „Miernik odchylenia AI jest doskonałym przykładem „Wyroczni sztucznej inteligencji”. Nie ma to podstaw naukowych i nie mamy możliwości, aby sztuczna inteligencja wykrywała stronniczość na poziomie artykułu. Nie istnieje”. Na początku tego roku Crockett wraz ze swoją współautorką Lisą Messeri wyprodukował papier opisanie wad w wykorzystywaniu systemów AI do tworzenia rzekomej obiektywności i zwiększania produktywności w badaniach naukowych. Wnioski bezpośrednio odnoszą się do nieinteligentnego wykorzystania sztucznej inteligencji w redakcjach, które staje się powszechne, a mianowicie do tego, że grozi nam „produkowanie więcej i rozumienie mniej”.

Dokładnie te same rodzaje ograniczeń dotyczą niewłaściwego wykorzystania sztucznej inteligencji w artykułach prasowych. „Wzmacnia to szczególne pojęcie prawdy obiektywnej” – mówi Crockett. „Pogląd, że istnieje prawda przez duże T, do której możemy uzyskać dostęp w nauce, jest bardzo kruchy. To po prostu stwarza iluzję obiektywności.” Mark Hansen, statystyk i dyrektor Brown Institute for Media Innovation w Columbia Journalism School (a zatem jeden z moich kolegów) jest równie sceptyczny wobec pomysłu detektora stronniczości. „W pewnym sensie byłoby wspaniale, gdyby KAŻDY próbował zbudować własny detektor stronniczości za pomocą sztucznej inteligencji i naprawdę zaangażował się w złożoność tego, co to oznacza” – mówi. „Wtedy przekonaliby się, jakie to trudne”.

Od lat istnieją nowi strażnicy w postaci platform technologicznych finansowanie badań do pojęcia „zaufania” do mediów, przynajmniej częściowo jako sposobu na odwrócenie uwagi ludzi od ich własnych braków. W tym badaniu w żadnym wypadku nie porusza się kwestii skutków trwających dziesięciolecia politycy I miliarderzy wykorzystywanie mediów społecznościowych do bezlitosnej kampanii przeciwko „zaufaniu” do mediów, czyli jakie skutki może mieć tego typu standardowa kampania propagandowa. Dziennikarze tacy jak laureatka Nagrody Nobla Maria Ressa pracują w reżimach, które poprzez kampanie dezinformacyjne skutecznie zniszczyły zaufanie do niezależnych mediów. Ressa ma był wokalny o niebezpieczeństwach wykorzystania badań nad „zaufaniem do mediów” jako broni. Obecnie mamy dwóch najwybitniejszych właścicieli organizacji informacyjnych w Ameryce, którzy postępują według podobnego schematu. Biznesmeni z innych sektorów mogą nie rozumieć dobrze mediów, a nawet organizacji informacyjnych, których są właścicielami. Rozumieją jednak, że publiczne niszczenie własnej waluty jest złym interesem.

Nie oznacza to, że w większości przypadków nie ma problemów z rzetelnością, integralnością i wiarygodnością niektórych lub wszystkich mediów informacyjnych. Jako mechanizm odpowiedzialności zasługuje na taką samą analizę, jak struktury władzy, które ma pociągnąć do odpowiedzialności.

Rupert Murdoch, wzór dla wszystkich właścicieli mediów, którzy pragną wpływać na rządy, był walczyć w sądzie w tym tygodniu (jak dotąd bezskutecznie), aby zapewnić, że jego zasoby informacyjne pozostaną ideologicznie zgodne z prawicą, nawet zza grobu. Przynajmniej jest tu człowiek i brutalna szczerość co do stanowiska Murdocha. Jednak traktowanie „zaufania” jako kluczowego błędu amerykańskiej prasy i zajmowanie się „uprzedzeniami” jako sposobem na naprawienie tego problemu jest albo bardzo naiwne, albo jawnie cyniczne. Przesunięcie publikacji i jej linii redakcyjnej na prawo jest prostym procesem i tak właśnie dzieje się w przypadku „Washington Post” i „LA Times”. Aby interesy biznesowe ich właścicieli kwitły, muszą przesunąć się w prawo; Donald Trump jest z natury wrogo nastawiony do organizacji, które rzucają mu wyzwanie lub donoszą na jego temat z innego powodu niż przychylne stanowisko.

Pierwsza lekcja zawarta w książce historyka Timothy’ego Snydera O tyranii brzmi: „Nie bądź posłuszny z góry”. Innymi słowy, nie należy przewidywać pragnień możnych, wprowadzając negatywne zmiany. Jest mało prawdopodobne, aby klasa właścicieli wiadomości w Ameryce zwróciła teraz uwagę na tę lekcję. Możesz to sprawdzić za pomocą miernika prawdy zasilanego sztuczną inteligencją.

Source link