W poniedziałek rano, podczas publicznego wydarzenia, podczas którego ogłoszono nowe zobowiązanie japońskiego konglomeratu do inwestycji w USA na kwotę 100 miliardów dolarów, Donald Trump zdawał się rozkoszować się zakresem swojego wsparcia.
„W pierwszej kadencji wszyscy się ze mną kłócili” – powiedział. „Ten termin każdy chce być moim przyjacielem”.
Być może była to typowo Trumpowska przesada, ale kontrast między sposobem, w jaki rozpoczął się – i zakończył – jego pierwsza kadencja prezydencka, a obecnym przejściem na drugą kadencję osiem lat później jest dramatyczny.
Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni wielu byłych krytyków i przeciwników prezydenta-elekta przedstawiło swoje propozycje i zasięgnęło informacji.
Jeff Bezos z Amazon, Mark Zuckerberg z Meta i Sam Altman z OpenAI przekazali milionowe datki na uroczystości inauguracji Trumpa. Szef Google, Sundar Pichai, powiedział również, że planuje spotkanie osiedzeniowe z prezydentem-elektem.
Dzień przed Świętem Dziękczynienia Zuckerberg, którego Facebook kiedyś zablokował Trumpa, udał się na kolację do prywatnego klubu prezydenta-elekta na Florydzie.
A kiedy w zeszłym tygodniu Trump pojawił się na parkiecie nowojorskiej giełdy, aby wywołać dzwonek otwierający i zaznaczyć swoje ogłoszenie jako „człowiek roku” magazynu Time w zeszłym tygodniu, kadra kierownicza wyższego szczebla z największych amerykańskich korporacji zebrała się, aby to obejrzeć.
„To czas niezwykle obiecujący dla naszego narodu” – Marc Benioff, szef Salesforce i właściciel Time, napisał w serwisie X. „Nie możemy się doczekać wspólnej pracy na rzecz zapewnienia wszystkim amerykańskiego sukcesu i dobrobytu”.
Coraz bardziej przychylne podejście nie ogranicza się wyłącznie do sal konferencyjnych korporacji. W mediach także nastąpiła pewna zmiana.
Osobistości MSNBC, Joe Scarborough i Mika Brzezinski, gospodarze Morning Joe, odwiedzili w zeszłym miesiącu Mar-a-Lago, aby spotkać się z Trumpem. „Czas zrobić coś innego, a zacząć się nie tylko od rozmowy o Donaldzie Trumpie, ale także od rozmowy z nim” – powiedziała Brzeziński.
W sobotę stacja ABC News, należąca do Disney Corporation, ogłosiła, że zapłaci Trumpowi 15 milionów dolarów oraz opłaty prawne w związku z pozwem o zniesławienie w związku z marcowymi uwagami prezentera porannych wiadomości George’a Stephanopoulosa.
Sprawy o zniesławienie przeciwko mediom wymagają udowodnienia złośliwości lub lekkomyślnego lekceważenia prawdy, a inne organizacje informacyjne skutecznie odeprzeły poprzednie pozwy Trumpa. Jednak wraz z wkrótce powrotem Trumpa do władzy i groźbą przez prezydenta-elekta w poniedziałek nowych procesów sądowych przeciwko CBS, Des Moines Register i fundacji Nagrody Pulitzera – podejście ABC i Disneya mogło się zmienić.
Przedłużająca się batalia prawna z prezydentem-elektem została pozornie uznana za niesmaczną.
Wydaje się, że w korytarzach władzy Waszyngtonu panuje podobna dynamika.
Republikanie z Senatu, którzy wydawali się nieufni wobec zatwierdzania niektórych z bardziej kontrowersyjnych nominacji politycznych Trumpa, takich jak gospodarz Fox News Pete Hegseth na stanowisko sekretarza obrony, przyłączają się do szeregu, gdy spotykają się z rosnącą presją nie tylko ze strony Trumpa, ale także jego zwolenników, którzy ostrzegają przed strasznymi konsekwencje dla niewspółpracującego.
Nawet niektórzy Demokraci zwracają się do przyszłej administracji Trumpa. Senator Pensylwanii John Fetterman powiedział, że rozważy wsparcie Hegsetha i wyraził poparcie dla innych wyborów Trumpa.
Inni krytycy Trumpa w Kongresie przyjmują pragmatyczne podejście. W niedzielę niezależny senator ze stanu Vermont, Bernie Sanders, zasugerował, że jako sekretarz zdrowia Trumpa byłby otwarty na wspieranie sceptyka szczepionek Roberta F. Kennedy’ego Jr., wyrażając swoje obawy dotyczące wpływu przetworzonej żywności na zdrowie.
Osiem lat temu była inna historia. Demokraci zapowiadali powszechny opór nowo wybranemu prezydentowi. Dzień po jego inauguracji miliony ludzi wyszły na ulice w proteście.
Polityczni przeciwnicy Trumpa okopali się i walczyli o każdy centymetr terenu politycznego, skutecznie blokując konserwatywne próby uchylenia wspieranych przez Demokratów reform opieki zdrowotnej i wydawania dziesiątek miliardów dolarów na mur graniczny między USA a Meksykiem, a także walcząc ze zmianami prawa imigracyjnego w sądach.
Po tym, jak cztery lata później kadencja prezydencka Trumpa zakończyła się kontrowersjami i chaosem, a jego zwolennicy zaatakowali Kapitol Stanów Zjednoczonych, dziesiątki potężnych amerykańskich korporacji – w tym American Express, Microsoft, Nike i Walgreens – zerwały więzi z Trumpem, a także Republikanami, którzy kwestionowali wyniki wybory 2020. Wielu członków partii Trumpa potępiło byłego prezydenta.
Tym razem takie dowody oporu – przynajmniej na razie – trudno dostrzec. Republikański senator z Kentucky Mitch McConnell, który jako przywódca większości w Senacie ostro krytykował Trumpa w 2021 r., ale sprzeciwiał się jego impeachmentowi, surowo ostrzega przed niebezpieczeństwami związanymi z polityką zagraniczną „America First”.
82-letni McConnell ustąpił jednak ze stanowiska kierowniczego w Senacie na początku tego roku i jest mało prawdopodobne, aby ubiegał się o reelekcję w 2026 r. Niewiele Trump i jego zwolennicy mogą zrobić na tym etapie, aby mu zagrozić.
Tymczasem kilkunastu Demokratów w Kongresie oświadczyło, że pominą ceremonię inauguracji Trumpa, która odbędzie się 20 stycznia.
„Nie sądzę, że jest to czas na świętowanie” – powiedziała kongresmenka Teksasu Jasmine Crockett. „Myślę, że gdybyśmy mieli tradycyjnego republikanina, w przypadku którego byłyby nieporozumienia, najprawdopodobniej bym tam był”.
Ale choć niektórzy Demokraci mogą pozostać w domu, partia Trumpa i jego zwolenników kwitnie pełną parą – a biorąc pod uwagę jego poniedziałkowe uwagi, wydaje się, że prezydent-elekt o tym wie.
Jednak gdy Trump obejmie urząd i zacznie próbować wdrożyć swój program masowych deportacji i ceł handlowych, może narodzić się sprzeciw – zarówno ze strony Demokratów szukających możliwości politycznych, jak i ze strony interesów biznesowych, które mają na to niekorzystny wpływ.
Wtedy walki, które Trump pamięta z pierwszej kadencji, mogą szybko powrócić.