JEmima Kirke jest prawdopodobnie najbardziej znana ze swoich ról w filmach „Sex Education” i „Dziewczyny”, ale ci, którzy naprawdę trzymają rękę na pulsie, wiedzą, że jej najlepsza praca nie powstaje na ekranie, ale na Instagramiegdzie występuje jako ciotka-agonia dla swoich 630 000 obserwujących. Czasami Kirke udziela na swojej platformie ezoterycznych porad, reklamując je jako „darmową terapię, zapytaj mnie o cokolwiek” – na temat wszystkiego, od otwartych związków („zbyt wiele poważnych rozmów”) po bycie fajną dziewczyną („całkowicie ignoruj ​​swoje potrzeby, granice i intuicję”).

Jedna mądra myśl szczególnie do mnie przemówiła: w listopadzie 2022 r., poproszona o radę dla „niepewnych siebie młodych kobiet”, Kirke wrzuciła pozbawione wyrazu selfie z podpis„Myślę, że za dużo o sobie myślicie.”

Lata książek samopomocowych i terapia warta tysiące funtów, chcieliby zrobić to, co Kirke zrobił w jednej historii na Instagramie. Gdyby to nie pomogło, Ja wygląda na bardziej samolubnego niż bym chciał, szczerze chciałbym to oprawić w moim mieszkaniu. Ona ma rację. Nikt nigdy nie miał bardziej racji. Jako ktoś, kto często przechodzi przez spirale niepewności, nadmierne myślenie, samoizolację, zmartwienia i panikę robienia wszystkiego, co trzeba, jestem kuszony myślą, że cała ta praca myślowa może nie być aż tak wartościowa – może po prostu przełożyć się na to, że będziemy myśleć o sobie o wiele za dużo.

Motto Kirke’a na tyle spodobało się młodym kobietom, że stało się memem, często pojawiający się ponownie na X gdy ktoś zbyt wyraźnie stawia się w centrum narracji – odświeżająca subwersja tego, jak to jest żyć w epoce syndromu głównego bohatera. Gdyby współczesne życie miało etos, byłoby nim to, że najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić – sposobem, w jaki możemy osiągnąć nirwanę i samorealizację – jest szlachetne dążenie do Poznania Siebie.

Wystarczy spojrzeć na hasła i książki z zakresu samopomocy, które wspieramy, a które skupiają się na tym temacie: Jak spotkać się ze swoim ja autorstwa Nicole LePera, książka poradnikowa, której sprzedaż przekroczyła milion egzemplarzy; wzrost popularności takich programów jak Terapia parzachęta do poznania i zrozumienia naszych języków miłości i stylów przywiązania – nie po to, aby zrozumieć innych, ale po to, aby zrozumieć, jak My może chcieć być kochanym przez innych. Weźmy często cytowane millenialsowskie mantry RuPaula: „Jeśli nie potrafisz kochać siebie, jak do cholery pokochasz kogoś innego”, które, choć ma dobre intencje, zostało wypaczone w dwa filary myśli, które mówią, że kochanie siebie jest ważniejsze niż prawdziwe połączenie z innymi i, co prawdopodobnie gorsze, że jeśli nie masz partnera, to sama jesteś sobie winna, bo nie kochasz siebie wystarczająco.

Kultura terapii zrobiła wiele dobrego dla świata (jeśli mi nie wierzysz, zapytaj swojego tatę, kiedy ostatnio płakał). Ale nie jest grzechem głównym kwestionowanie ostatecznego celu tego zmonetyzowanego, zindywidualizowanego kultu poznania siebie. Czy jest siła w posiadaniu niepoznawalnego ja, w myśleniu o sobie mniej? Jeśli alternatywą jest narcyzm analizowania siebie w nieskończoność, jestem skłonny zgodzić się z Kirke. Kiedy to sprowadzimy do sedna, naprawdę, jaki jest sens w czynieniu samoświadomości cnotą ponad wszystko inne?

Możliwość siedzenia i myślenia o sobie, skłaniania się ku takiemu solipsyzmowi, jest jednym z najbardziej oczywistych przywilejów współczesnego życia. Możemy być tak ciekawi i „robić tyle pracy”, ile chcemy, pod warunkiem, że mamy na to czas, a co ważniejsze, pieniądze. Podcast Celebrity Memoir Bookclub w sierpniu rozmawialiśmy o artyście Anna Marie TendlerWyczekiwane z niecierpliwością wspomnienia „Mężczyźni nazywali ją szaloną”, i wskazała, że ​​„dużo w tej książce jest o tym, jak dużo myśli o sobie”, i zakłada, że ​​gdyby miała mniej czasu, może pracując, nie byłoby to złe. „Może Jemima Kirke miała rację”, mówi jeden z głównych komentarzy.

„Jak człowiek może poznać samego siebie? Jest on czymś ciemnym i zasłoniętym” – pytał Nietzsche, zbliżając się do trzydziestki. W esej o odkrywaniu siebie, priorytetowo traktował odkrywanie, kim jesteś, poprzez interakcje z inni„To bolesna i niebezpieczna misja, aby wykopać tunel w sobie i zrobić szyb” – powiedział. Innymi słowy, to, jak traktujemy innych ludzi i jak z nimi wchodzimy w interakcje, ma równie duże znaczenie, jeśli nie większe, niż to, jak dobrze czujemy, że znamy siebie.

Oczywiście, są pewne zastrzeżenia. Samoświadomość często prowadzi do większej empatii i większej troski o innych. Jej granica pojawia się jednak, gdy przestajemy postrzegać siebie jako równych innym, a zamiast tego stajemy się najważniejszą obsesją w naszym życiu, wchodząc w interakcje ze wszystkimi innymi, mając na celu wyłącznie to, jak to odbija się na nas samych. Jeśli Nietzsche cię nie przekonuje, rozważ ten trzeźwiący fakt: najgorsza osoba, jaką znasz, może być właśnie na terapii, gdzie powiedziano jej, że jest wystarczająco dobra i że utrzymywanie granic jest konieczne do rozwoju. I wszyscy wiemy, jak to poszło Jonah Hillowi.

Source link