W amerykańskiej polityce przyjęło się uważać, że większość wyborców nie zaczyna interesować się wyborami prezydenckimi przed długim weekendem związanym ze świętem Pracy.
Cóż, ta okazja – tutaj postrzegana jako nieoficjalny koniec lata – już minęła. A ponieważ w powietrzu czuć wyraźny chłód, wielu wyborców zacznie zwracać uwagę na politykę. Dotyczy to również kluczowych niezdecydowanych wyborców w kilku stanach, w których wynik jest bardzo wyrównany i którzy ostatecznie zadecydują o wyścigu o Biały Dom.
Dokładnie na zawołanie, gdy oczy zaczynają skupiać się na wyborach, mamy debatę prezydencką, w której Donald Trump i Kamala Harris staną naprzeciwko siebie po raz pierwszy. W rzeczywistości będzie to pierwsze spotkanie tych dwóch kandydatów osobiście. Oczekuje się, że wydarzenie o wysokiej stawce w Filadelfii we wtorek wieczorem przyciągnie dziesiątki milionów widzów.
Wielu z tych widzów będzie miało okazję po raz pierwszy zobaczyć panią Harris poza komfortem sceny wiecowej. Zanim dramatycznie zastąpiła Joe Bidena na szczycie listy Demokratów w lipcu, profil pani Harris w kraju był niezwykle niski, pomimo że pełniła funkcję wiceprezydenta przez prawie cztery lata.
I nie pomylcie się, jej pojawienie się na wielkiej scenie tak późno w cyklu wyborczym jest czymś niezwykle, niezwykle niezwykłym.
Normalny rytm amerykańskiej polityki pozwala kandydatom przedstawić się krajowi podczas kampanii o nominację prezydencką swojej partii w prawyborach odbywających się znacznie wcześniej w roku. Proces ten eliminuje tych, którzy, choć popularni w swoich stanach, nie są gotowi lub wyposażeni, aby wykonać skok na scenę krajową (patrz Ron DeSantis) i daje uczestnikom niezbędne doświadczenie w prowadzeniu kampanii i debatowaniu.
Pani Harris nie zrobiła nic z tego w tym roku. Kiedy kandydowała na nominację Demokratów w 2019 r., wycofała się, zanim oddano choć jeden głos w prawyborach po kampanii, w której nękały ją słabe przekazy, w których walczyła o sprzedanie własnej wizji.
Tym razem jednak wszystko wskazuje na to, że niezwykła anonimowość pani Harris może być w rzeczywistości tajną supermocą.
Udało jej się przedstawić Ameryce swoją postawę na własnych warunkach, podkreślając swoje stosunkowo skromne pochodzenie, osiągnięcia jako prokurator i obietnicę przestrzegania tego, co uważa za podstawowe prawa, takie jak dostęp do aborcji.
Pani Harris również kreuje się na kandydatkę zmian – nową twarz na przyszłość – mimo że jest częścią obecnej administracji od prawie czterech lat.
Trump atakuje ją jako niebezpiecznie radykalną liberałkę. Ale żeby to zrobić, opiera się na jej wypowiedziach i polityce, którą promowała, gdy startowała w prawyborach Demokratów w 2019 r. Dzieje się tak, ponieważ aby wygrać nominację Demokratów, kandydaci muszą trafić do bardziej liberalnych członków partii, zanim spróbują przesunąć się do centrum w wyborach powszechnych.
W tych wyborach pani Harris nie musiała konkurować z członkami własnej partii o nominację, nie miała więc powodu, aby przyjmować bardziej liberalne stanowiska polityczne, jak to czyniła w przeszłości.
Wystarczy spojrzeć na jej nieudaną próbę w 2019 r., kiedy opowiadała się za zakazem szczelinowania i wierceń na morzu, a także za powszechną bezpłatną opieką zdrowotną. Oba pomysły zostały tym razem szybko porzucone.
Oczywiście nie wiemy, jakie obietnice złożyłaby pani Harris w prawyborach w 2024 r., ale aby zdobyć poparcie postępowych, mogła zająć podobne stanowiska do powyższych, których Trump używałby teraz, aby ją atakować. Brak prawyborów oznacza mniej amunicji dla byłego prezydenta. A poleganie na oświadczeniach jego oponenta sprzed pięciu lat i stanowiskach politycznych, które od tego czasu porzuciła, osłabia jego ataki.
W tym tygodniu pani Harris ogłosiła propozycje podatkowe, które różnią jej platformę od tego, co obiecał prezydent Biden. Wzywa do niższej podwyżki podatku niż zaproponował pan Biden w przypadku dochodów z inwestycji Amerykanów zarabiających ponad 1 milion dolarów rocznie. To nie jest pomysł, który zdobyłby jej poparcie w jakichkolwiek prawyborach Demokratów.
Istnieją jednak wady włączenia się do wyścigu na tak późnym etapie. Ubieganie się o nominację dałoby pani Harris więcej doświadczenia w występach bez scenariusza – konferencjach prasowych, wywiadach i debatach telewizyjnych.
Więcej o wyborach w USA
Jak dotąd udzieliła tylko jednego wywiadu telewizyjnego od czasu, gdy prezydent Biden ustąpił, a był to wspólny występ z jej kandydatem na wiceprezydenta Timem Walzem. To spotkanie w CNN nie było szczególnie trudnym przesłuchaniem i nadal miała trudności z odpowiedzią na pytanie, co zrobiłaby pierwszego dnia pracy, gdyby została wybrana.
Podczas swoich licznych wieców i podczas dobrze przyjętego przemówienia na Krajowej Konwencji Demokratycznej w zeszłym miesiącu, pani Harris polegała na prompterze i znanych kwestiach. 90-minutowa debata we wtorek będzie jej najdłuższym nieskryptowanym wystąpieniem w tej kampanii.
Trump, który ma o wiele większe doświadczenie w debatach prezydenckich, spróbuje zbić ją z tropu i zrobić to, czego jeszcze nie udało się zrobić w trakcie wyścigu: będzie agresywnie naciskał na panią Harris w sprawie polityki i zmieniających się stanowisk.
A pani Harris wie lepiej niż ktokolwiek inny, że ostatnim razem, gdy Trump wszedł na scenę debaty, jego przeciwnik ostatecznie wycofał się z wyścigu. Dla zaskakującej kandydatki na prezydenta Ameryki, która całkowicie unikała wyzwań i kontroli demokratycznych prawyborów, ta debata stanowi trudniejszy test niż cokolwiek, z czym musiała się zmierzyć do tej pory w tej bezbolesnej kampanii.
Korespondent z Ameryki Północnej Anthony Zurcher w swoim cotygodniowym biuletynie US Election Unspun wyjaśnia wyścig o Biały Dom. Czytelnicy w Wielkiej Brytanii mogą zapisz się tutajOsoby spoza Wielkiej Brytanii mogą zapisz się tutaj.