Brytyjka, która zginęła po tym, jak złapała ją zamieć w Patagonii, była byłą współpracowniczką piosenkarza popowego Cheryl Cole, zostało to ujawnione.
Mieszkająca w Kornwalii 40-letnia Victoria Bond zginęła tragicznie w poniedziałek po tym, jak podmuchy śniegu z prędkością 200 km/h uderzyły w rezerwat przyrody Torres del Paine, najczęściej odwiedzane zagraniczne miejsce turystyczne w Chile.
Wcześniej pracowała jako asystentka ds Dziewczyny na głos gwiazda Cheryl Cole, a także Peaky Blinders aktorka Annabelle Wallis.
Jej śmierć, wraz z dwoma Niemcami i dwoma Meksykanami, nastąpiła w czasie okropnej pogody, która nawiedziła park Patagonii – słynący z granitowych szczytów, lodowców i dzikiej przyrody – pogrążając wędrowców w zalewie śniegu, deszczu ze śniegiem, lodu i wiatru.
Zeszłego wieczoru jeden z przyjaciół pani Bond, który był z nią wówczas, opisał wyłącznie „Daily Mail” to przerażające wydarzenie.
Chris Aldridge – reżyser filmów telewizyjnych i programów telewizyjnych – powiedział, że myślał, że on i wszyscy, z którymi był, zginą na oblodzonych szczytach rezerwatu przyrody.
„Przez większość czasu myślałem: «Och, tutaj umieramy»” – powiedział.
Brytyjczyk przypomniał sobie, jak niekończący się śnieg nasypywał mu na twarz, gdy pędził w dół góry, a jego stopy i dłonie zaczynały ustępować z powodu przenikliwego zimna, które zaczęło się zapadać.
40-letnia pracownica PR z Kornwalii Victoria Bond zmarła wraz z innymi zagranicznymi turystami w Chile
Wcześniej pracowała jako asystentka Cheryl Cole, gwiazdy Girls Aloud
Victoria udostępniła materiał filmowy, na którym ona i inni wędrowcy przekraczają szalejące rzeki w mżawce i szarym niebie
W obliczu niebezpiecznie szybkiego wiatru spowodowanego zamiecią śnieżną reżyser wraz z innymi osobami, z którymi wędrował, podjął decyzję o zawróceniu w bezpieczne miejsce.
Jednak mimo że był doświadczonym turystą i wędrował przez Himalaje, Aldridge powiedział, że nigdy nie zaznał takiego terroru jak w poniedziałek.
Powiedział, że „czysta determinacja, by nie umrzeć” popchnęła go i innych do kontynuowania podróży, aż dotarli w bezpieczne miejsce.
Po spędzeniu czasu w Argentynie Chris, Victoria i trzy inne osoby, z którymi podróżował, udali się do Chile na wyprawę, gdzie zauważyli, że pogoda w tym kraju była okropna.
Aldridge powiedział Daily Mail: „Pogoda była dość zła. Pierwszego dnia było ciężko, ale wszystko było w porządku. To był łatwy spacer. Oznaczał tylko dużo wody i błota.
Zła pogoda utrzymywała się przez kilka kolejnych dni, aż do poniedziałku – dnia tragedii.
Aldridge twierdził, że prognozy pogody na poniedziałek przewidywały wiatr o prędkości do 100 km/h (62 mil/h), wystarczająco szybki, aby można go było sklasyfikować jako burzę tropikalną.
Twierdzi, że pomimo dużej prędkości wiatru jemu i innym powiedziano, że można bezpiecznie podążać trasą O, trudną podróżą przez Torres del Paine.
Według pana Aldridge’a opuszczenie kwatery około 5:30 w poniedziałek 17 listopada początkowe podejście na przełęcz John Garner, najwyższy punkt toru O, było stosunkowo łatwe.
Mimo że był doświadczonym turystą i wędrował przez Himalaje, Chris Aldridge (na zdjęciu) powiedział, że nigdy nie zaznał tak terroru jak w poniedziałek
Victoria, sfotografowana na łodzi w Kornwalii, przed śmiercią podzieliła się najnowszymi informacjami na temat wędrówki po Patagonii
„Dużo pod górę, ale przez lasy, trochę wody, ale bez problemów. Problem w tym, że osłabł wiatr.
„Wiedzieliśmy, że będzie wiało, ale oczywiście nie wiedzieliśmy, jak silny będzie wiatr”.
Jednak powrót ze wspinaczki był trudny ze względu na warunki, powiedział Aldridge.
„Niektórzy ludzie zsunęli się z góry. Było lodowato, naprawdę zdradliwie, i (z) naprawdę silnym wiatrem. Ludzie nie mogli widzieć ani przed, ani za siebie (sami).
Aldridge powiedział: „To było dość przerażające. Raz zsunąłem się z góry z bardzo dużą prędkością i nie mogłem się zatrzymać. To była po prostu tafla lodu.
Po powrocie do obozu grupa zdała sobie sprawę, że wiele osób odniosło poważne obrażenia. Aldridge powiedział: „Nadal było bardzo wietrznie i wszyscy byli na granicy hipotermii.
„Wiele osób ma odmrożenia i inne powierzchowne obrażenia”.
Grupa zdała sobie również sprawę, że nie wszystkim udało się wrócić.
Co gorsza, Aldridge powiedział, że nigdzie nie znaleziono strażników parku, którzy w normalnych okolicznościach byliby na miejscu, aby wysłać natychmiastową misję ratunkową, ponieważ zostali wezwani do swoich rodzinnych miast, aby głosować w niedzielnych wyborach powszechnych – pierwszych, które wymusiły obowiązkowe głosowanie od 2012 roku.
W rezultacie turyści wraz z kilkoma wolontariuszami z obozów zorganizowali prowizoryczną grupę ratunkową, aby spróbować odnaleźć zaginione osoby.
Patagoński rezerwat przyrody Torres del Paine, najczęściej odwiedzana zagraniczna miejscowość turystyczna w Chile (zdjęcie pliku)
Aldridge powiedział, że odczuwa słodko-gorzką dumę z ciężkiej pracy, jaką wszyscy w obozie włożyli w ratowanie kilku zaginionych.
„Wszyscy zebrali się w najbardziej niezwykły sposób. Choć wszyscy borykali się z trudnościami, wszyscy sobie pomagali. Było dużo współczucia.
„Wyszli ponad wszystko. Ludzie po prostu rzucali w siebie sprzętem. Czegokolwiek ludzie chcieli, dawali to.
Pozostają poważne pytania dotyczące tego, czy można było temu wszystkiemu zapobiec. Przyjaciel pani Bond powtórzyła w poście na swoim Instagramie: „Władze parku nie zorganizowały tego dnia żadnych oficjalnych poszukiwań”.
CONAF, organ odpowiedzialny za parki narodowe w Chile, stwierdził we wcześniejszym oświadczeniu: „Głęboko żałujemy tej tragedii i wyrażamy naszą solidarność rodzinom zmarłych oraz wszystkim, którzy przeżyli bardzo trudne chwile w Parku Narodowym Torres del Paine.
„W następstwie tej tragedii CONAF wraz z koncesjonariuszami dokona przeglądu protokołów bezpieczeństwa i komunikacji w obwodach parku, w celu wzmocnienia zdolności w zakresie zapobiegania i reagowania w sytuacjach awaryjnych.
„Ponownie potwierdzamy nasze zaangażowanie w bezpieczeństwo gości i ochronę jednego z najcenniejszych dziedzictwa przyrodniczego kraju”.


















