BELGRAD, Serbia — Ten bałkański kraj jest jednym z najważniejszych miejsc pośrednich na dzisiejszym świecie. Jego los pomoże określić, które Wielkie Mocarstwo zdominuje ten wiek — i jest pomijanym testem amerykańskiej potęgi dla tego, kto obejmie Biały Dom w listopadzie.
Serbia znajduje się w geostrategicznej szarej strefie, rozciągnięta między autorytarnymi mocarstwami Pekinu i Moskwy, a ostatnio, po kilku latach zaniedbań, USA i ich europejskich sojuszników. Nie jest sama. Mołdawia i Gruzja to dwa inne państwa europejskie, które rozciągają się pomiędzy tymi światami. Ukraińcy walczą od ponad dwóch lat o wolność. W Azji zastępcza bitwa między demokracją a despotyzmem toczy się o Tajwan.
Na razie przywódcy Serbii skłaniają się w tę i tamtą stronę, w zależności od dnia, bez wyraźnego wybierania stron. Ale ta walka prędzej czy później osiągnie punkt kulminacyjny.
Belgrad jest świadectwem życia w zawieszeniu. Eleganckie wieże ze szkła i metalu wznoszą się nad Dunajem niedaleko obskurnych uliczek i budynków naznaczonych zębem czasu, rzadko spotykanych w europejskich stolicach. Graffiti jest wszędzie, agresywne i wsteczne: „Fuck NATO”, sojusz, który zbombardował Belgrad podczas wojny w Kosowie w 1999 r., i „Heroes of 1995”, nawiązanie do etnicznych Serbów, którzy w tym roku dokonali masakry około 8000 bośniackich muzułmanów w Srebrenicy.
Przez tydzień nad stolicą powiewają chińskie flagi na cześć delegacji parlamentarnej z Pekinu lub, jak w maju, gdy w Chinach przebywa najwyższy przywódca Xi Jinping podpisał umowę o wolnym handlu z Serbią. Kolejny tydzień, kiedy niemiecka trójkolorowa flaga robi to, kiedy kanclerz Olaf Scholz, którego kraj jest największym inwestorem w Serbii, dochodzi do porozumienia w imieniu Europy, aby zapewnić dostawy serbskiego litu. Albo niech to będzie francuska trójkolorowa flaga, gdy prezydent Emmanuel Macron pojawił się w zeszłym tygodniu, aby sprzedać Serbom 12 francuskich myśliwców odrzutowych Rafale. Zara i Hugo Boss są gwiazdami belgradzkiej dzielnicy handlowej dla pieszych. Większość towarów zagranicznych w sklepach pochodzi z Unii Europejskiej, największego partnera handlowego Serbii. Jednak lokalne media są pełne pochlebnych artykułów na temat Władimira Putina, najpopularniejszego zagranicznego przywódcy w Serbii.
Dlaczego więc Serbia jest w tym zawieszeniu — poza Unią Europejską i NATO, ale nie w pełni w ramionach Putina i Xi? I gdzie chce skończyć?
Serbowie mają duży wpływ na swoją przeszłość i przyszłość. Jednak ich miejsce na świecie będzie w nieproporcjonalnie dużym stopniu zależeć od apetytu Waszyngtonu na prowadzenie i wygrywanie nowej walki o wielkie mocarstwa. USA i ich sojusznicy mogą kształtować wynik tutaj poprzez połączenie miękkiej i twardej siły gospodarczej i dyplomatycznej. Są oznaki, że są świadomi wyzwania; jest mniej dowodów na to, że mają tutaj ukierunkowaną strategię.
Wina za potknięcia Serbii na drodze tutaj jest szeroko rozpowszechnione. Slobodan Milošević poprowadził kraj do czterech krwawych i katastrofalnych dla Serbii wojen w latach 90. — przez większość tego czasu przy silnym poparciu swojego ludu. Po jego odsunięciu od władzy w 2000 r. prodemokratyczni przywódcy serbscy, którzy przewodzili powstaniu, ogłosili swoje pragnienie, aby zabrać bałkańskie państwo pariasów na Zachód. Wydali Miloševicia międzynarodowemu trybunałowi karnemu, rozgniewając nacjonalistycznych wyborców. Zgodzili się na utratę Kosowa, co wymagało odwagi i pociągnęło za sobą wysoką cenę polityczną. Europa i USA, rozproszone konfliktami na Bliskim Wschodzie i wewnętrznymi dramatami, szczególnie w UE w latach 2000, nie odpowiedziały szybkimi działaniami, aby wprowadzić Serbię do bloku europejskiego. Zmarginalizowane obecnie serbskie partie demokratyczne narzekają z rozsądkiem, że Bruksela i USA je zawiodły.
Kiedyś w ostatniej dekadzie Serbia całkowicie zboczyła z tej zachodniej ścieżki. Nacjonaliści zaczęli wygrywać wybory. Były minister informacji Miloševića i radykalny nacjonalista o nazwisku Aleksandar Vučić — 54-latek, który jest najzdolniejszym politykiem Serbii — wygrał wybory prezydenckie w 2017 r. i przystąpił do przebudowy Serbii. Ekonomicznie było to na lepsze; politycznie dążył do sojuszu z Rosją i Chinami i, za pomocą legalnych środków, scentralizował władzę wokół siebie i partii rządzącej.
Przed wojną na Ukrainie USA i UE mogły pozwolić sobie na odwołanie Vučicia i Serbii. Niech się gniją w tej ziemi niczyjej. Jest trochę zbyt autorytarny i zbyt brzydki jak na serbskiego nacjonalistę. Jednak szeroko zakrojony atak Putina na Ukrainę dwa lata temu sprawił, że Serbia — podobnie jak Ukraina — stała się nagrodą w większym starciu z Chinami.
Waszyngton i stolice UE zaczęły zabiegać o względy Vučicia. Prezydent Joe Biden wybrał szanowanego starego bałkańskiego gracza, Chrisa Hilla, na ambasadora w Belgradzie, aby znaleźć okazje do współpracy z serbskim rządem. Ostatnie wizyty prezydenta Macrona i kanclerza Scholza z rzędu odzwierciedlają pragnienie Europy, aby się do siebie zbliżyć.
Nie jest jasne, gdzie prezydent Vučić chce, aby Serbia skończyła. Bierze inwestycje i korzystne warunki handlowe od Chin. Wie, że emocjonalny wpływ Rosji na serbską opinię publiczną sięga wieków. Odmawia podpisania międzynarodowych sankcji przeciwko rządowi Putina. Pekin i Moskwa z kolei oszczędzają Vučićowi wykładów na temat mediów i pluralizmu politycznego. Ale on mówi chce, żeby Serbia przystąpiła do UE.
„Rząd ma poparcie Zachodu, Rosji, Turcji i Chin, wszystkich w tym samym czasie. Żadnemu z nich nie przeszkadza, że Belgrad aktywnie współpracuje z innymi” – powiedział były minister spraw zagranicznych Vuk Jeremić, który przewodził partii opozycyjnej, która została zmieciona w grudniowych wyborach parlamentarnych.
Ale Vučić wysyła bardziej subtelne, ale nieomylne sygnały w jednym kierunku — ku Zachodowi. Jego rząd, nie mówiąc tego publicznie, przymykał oko na około 900 milionów dolarów w serbskiej broni trafiającej na Ukrainę aby wesprzeć wysiłki wojenne przeciwko Rosji. Zakup Rafala był bardziej politycznym niż wojskowym wezwaniem do kupna Europy. W zaognionym sporze z Kosowem o serbską enklawę etniczną, zachodni urzędnicy zauważają, że Serbia jest bardziej powściągliwa. USA w zeszłym tygodniu stanął po stronie Belgradu po tym jak Kosowianie zamknęli lokalne biura rządu serbskiego.
Proces rozszerzenia UE w dużej mierze utknął w martwym punkcie. Winą za to należy obarczyć brak apetytu Brukseli na nowych członków bardziej niż własną mieszaną historię postępu gospodarczego i politycznego regresu Serbii. Kiedy zapytałem starszego ministra o podpisaną w zeszłym miesiącu z Xi umowę o wolnym handlu z Chinami, która skomplikowałaby przyszłe członkostwo Serbii w bloku wolnego handlu UE, ta osoba — która nie chciała podać nazwiska — krzyknęła: „Co byś zrobił!?”. Serbia spełniła żądania UE, począwszy od aresztowania Miloševicia w 2001 r., poprzez przyjęcie nowych zasad zamówień publicznych i wiele pomiędzy, wszystko to bez pozornego zbliżenia się do członkostwa, powiedziała ta osoba. „Jesteśmy małym krajem. Co chciałbyś, żebyśmy zrobili? Pozostali bezczynni.
„Nie chodzi o to, żebyśmy próbowali dostać się na Zachód” – kontynuował minister. „Chodzi o to, czy Zachód nas chce”.
Serbowie mają ku temu powody aby zbliżyć się do Europy i Ameryki. Nikt, kto się liczy w Belgradzie, nie chce jechać na wakacje ani wysyłać pieniędzy i dzieci do Moskwy lub Pekinu.
Podczas gdy kraj ten odnotował silny wzrost gospodarczy (prawie 5 procent rocznie) i niższe bezrobocie (spadek z 26 procent do 9 procent), Serbia nie radziła sobie najlepiej na tej ziemi niczyjej. Sąsiedzi, tacy jak Chorwacja, Rumunia i Bułgaria, które przystąpiły do UE, radzą sobie lepiej, a Serbowie to dostrzegają. „Pod koniec dnia Vučić chce, aby kraj odnosił sukcesy” – powiedział zachodni dyplomata.
„My w Serbii mamy mapę i zdecydowanie wiemy, gdzie należymy, i należymy do wspólnoty europejskiej” – powiedział mi Marko Djuric, 41-letni minister spraw zagranicznych Serbii. „Serbia nie jest pionkiem na szachownicy”.
Jako student Djuric brał udział w ruchu Otpor przeciwko Miloševićowi. Tego lata, na zaproszenie sekretarza stanu Tony’ego Blinkena, Djuric był w Waszyngtonie na szczycie NATO, jako pierwszy serbski minister spraw zagranicznych, który kiedykolwiek w nim uczestniczył. Jego obecność, 25 lat po tym, jak sojusz stoczył wojnę z Serbią, nie wzbudziła większego zainteresowania, ale była niezwykła. „Serbskie kierownictwo świadomie zdecydowało się zainwestować w USA” – powiedział. „Otworzyliśmy się na współpracę we wszystkich sferach”.
Serbowie nie ułatwiają sprawy. Publicznie Vučić gra pod publiczkę, regularnie krytykując USA i Europę. W ostatnich tygodniach, gdy tysiące protestujących wyszło na ulice przeciwko proponowanemu projektowi kopalni litu, on obwinił wspieraną przez Zachód „hybrydową” wojnę przeciwko jego rządowi. Umowa, zawarta przez Scholza z Niemiec, leży całkowicie w interesie Europy i będzie lepiej zakotwiczyć Serbię na Zachodzie — czyniąc roszczenia Vučicia politycznie wygodnymi i nieszczerymi. Protestujący to mieszanka opozycji anty-Vučicia, grup ekologicznych i nacjonalistycznych.
Ale ani Waszyngton, ani Bruksela nie przyłączyły się do Serbii. Ich głównym celem wydaje się powstrzymanie Serbii przed zostaniem rosyjskim satelitą, takim jak Białoruś. „Naszym największym zmartwieniem jest złowrogi wpływ Rosji” — powiedział zachodni dyplomata, który prosił o zachowanie anonimowości. „Chcemy, aby Serbia była w sojuszu z Zachodem, częścią systemu, który sprzeciwia się rosyjskiemu ekspansjonizmowi”.
To nisko zawieszona poprzeczka. Po obu stronach Atlantyku są ludzie, którzy chcą więcej. „Strategicznie rzecz biorąc, potrzebujemy Serbii po naszej stronie”, powiedział mi francuski dyplomata, mówiąc, że Paryż chce przyspieszyć europejskie wysiłki, aby włączyć Serbię do swojego grona. Zgodnie z tą logiką obawy dotyczące wolności demokratycznych są nieuzasadnione. „Europa bardzo się zmieniła od czasu rozpoczęcia wojny na Ukrainie”, powiedziała ta osoba. „Miejsca takie jak Serbia i Mołdawia znajdują się pomiędzy dużymi graczami i trzeba sobie radzić z ich realiami takimi, jakie są”.
Serbowie pragnący udać się na zachód patrzą w górę wszystko do Waszyngtonu. Starszy minister powiedział, że USA powinny wykorzystać swój głos i wpływy, aby pomóc Serbii, tak jak zrobiły to w przypadku Polski i innych krajów Europy Środkowej ponad 20 lat temu, aby dostać się do UE. Wielu Serbów pamięta, że ostatnim prezydentem USA, który odwiedził Belgrad, był Jimmy Carter w 1980 roku. Xi Jinping z Chin był tu dwa razy, a Putin trzy razy. Nieco większe skupienie się na Serbii w Waszyngtonie mogłoby mieć znaczenie na miejscu — dać temu rządowi ścieżkę do zbliżenia się do wolnego świata i, po drodze, uczynić go mniej podatnym na autokratów i autokratyczne nawyki.
Rok 2024 to nie lata 90.: Nie można cofnąć czasu do czasu, kiedy Tony Blair lub Bill Clinton mogli zmienić mapę Europy, przepychając członkostwo w UE lub NATO dla grup krajów. Te kluby również się zmieniły. Ale miejsca, które dziś istnieją w szarych strefach, nie akceptują tego, że w „postamerykańskim świecie” nie ma znaczenia, w czyjej strefie wpływów się znajdzie. Rosja i Chiny uważają, że warto walczyć o te miejsca — na Ukrainie krwawo, w Serbii z wpływami i presją.
Ludzie, którzy pracują z Vučiciem, twierdzą, że byłby on otwarty na zachodnie przyjęcie. Spójrz na to, co robi na Ukrainie, na Bałkanach i w Europie — a nie na to, co mówi w kraju, jak mówią. UE pozostaje atrakcyjnym celem.
Przynajmniej marchewka, która obiecuje Serbii prawdziwie bliższe więzi i korzyści płynące z bycia częścią wolnego świata, może sama odciągnąć to bałkańskie państwo od Rosji i Chin. Kotwica demokracji i dobrobytu przyniosła stabilność w Europie. Szare strefy nie. Sto dziesięć lat temu tego lata Serbia znalazła się w takiej, która dała iskrę do I wojny światowej. Serbowie znają tę historię. A my?
SPROSTOWANIE: Wcześniejsza wersja artykułu błędnie podawała rok, w którym doszło do masakry bośniackich muzułmanów w Srebrenicy.