Dwadzieścia lat temu, ok 27 września 2004przednia część Nowego Jorku Czasy zawierał historię Johna Kerry’ego, wówczas kandydata Demokratów na prezydenta, oraz chiński karabin szturmowy. Podczas wywiadu z Życie na świeżym powietrzuKerry zasugerowała, że ​​ma taki, ale Czasy donosił, że Kerry w rzeczywistości tego nie zrobił. W innym miejscu gazety tego dnia zapowiedź nadchodzącej debaty pomiędzy Kerrym i Georgem W. Bushem oraz krótkie spotkanie z Howardem Deanem, który kilka miesięcy wcześniej wrzasnął pod koniec przemówienia w Iowa i w prawyborach stracił przewagę w sondażach. Do redakcji wysłano także siedem listów w sprawie artykułu Stanleya Fisha zatytułowanego „Kandydaci widziani z klasy.” Fish przeprowadził ankietę wśród studentów pierwszego roku studiów pisarskich na Uniwersytecie Illinois w Chicago na temat tego, kto wygrał wcześniejszą debatę pomiędzy Bushem a Kerrym. Przytłaczająca większość – 13–2 – uważała, że ​​Bush był skuteczniejszym mówcą. Fish przedstawił swoją „niszczycielską” analizę, która obejmowała ocenę tego, kto użył zdań tematycznych na początku swoich odpowiedzi, a także własną uwagę na temat tego, jak Bush w kluczowym momencie debaty wymienił kraje, w których znajduje się litera „A”. „On i jego autorzy przemówień zasługują na uznanie za to, że wykorzystali przypadek eufonii do nadania argumentom spójności i siły” – napisał Fish.

Nie było żadnych historii o sondażach. Natomiast 23 września 2024 r., czyli w dniu, w którym piszę tę rubrykę, tj Czasy ma historie na sondaże w stanach Sunbelt„Stan rasy” o Harrisie mały odskok w dyskusjii kolejna opowieść pt.Co kryje się za najlepszymi wynikami sondaży Trumpa od tygodni.” Od dawna dość krytycznie oceniam ilość miejsca, jaką sondaże zajmują w naszym dyskursie politycznym. Powody są dość proste: choć sondaże z pewnością mają znaczenie w ocenie stanu wyborów, zainspirowały one rodzaj sofistyki, w której ekspert lub polityk błyśnie wynikami jakiegoś omylnego sondażu i traktuje je jako niezaprzeczalny dowód na prawdziwość wyborów. wola elektoratu. Rezultatem jest wieża złych ujęć, zbudowana na fundamencie solidnych ankiet i dobrych ankieterów. Pytanie nie brzmi, czy powinniśmy „zaufać sondażom”. Chodzi o to, czy niezmienny atak analiz i ekstrapolacji, który za nimi podąża, faktycznie ma jakąkolwiek moc predykcyjną lub wyjaśniającą.

My, eksperci, publikujemy te nagrania, ponieważ wy, społeczeństwo, chcecie je przeczytać. Chcesz przeczytać sondaż, który mówi, że Twój preferowany kandydat ma pięć punktów przewagi w całym kraju, a dwa dni później, gdy inny sondaż wskazuje, że Twoja strona znajduje się w stanach wahadłowych, chcesz poczuć panikę związaną z koniecznością zrobienia czegoś, aby naprawić sytuację statek. W chwilach strachu proponujemy możliwe rozwiązania, dzięki którym sondaże będą wyglądać tak samo, jak dwa dni temu. Zbudowano linię montażową: jeden z setek oddziałów wyborczych generuje numer, który następnie trafia do osoby, która podaje go społeczeństwu. Następnie numer jest dostarczany do działu wykończenia, który mówi, co o nim myśleć. Tak naprawdę nie wiemy, czy ta linia dyskursu jest teraz lepsza niż dwadzieścia lat temu, kiedy Stanley Fish pisał o wszystkich krajach, w których występuje litera „A”.

To pierwsze w sondażach podejście do komentarzy politycznych wywodzi się po części ze sportów fantasy. Jeśli spojrzysz na dzisiejszych guru sondaży, trudno będzie ci znaleźć takiego, który przynajmniej nie zajmowałby się sportami fantasy. Wielu z nich – w tym Lakshya Jain ze Split Ticket, z którym przeprowadziłem wywiad w zeszłym rokui Nate Silver, założyciel FiveThirtyEight – zaczynali od witryn poświęconych sportom fantasy. Nakładanie się jest wystarczająco oczywiste – jeśli potrafisz sformułować argument wokół jednego zestawu liczb, umiejętność prawdopodobnie zostanie przeniesiona na inny zestaw liczb. W pewnym sensie był to rozwój pozytywny, biorąc pod uwagę, jak zamknięta, sklerotyczna i obskurantystyczna może być dziedzina nauk politycznych. Jednak przejście do polityki fantasy sprzyjało także sposobowi myślenia, które odwraca uwagę od faktycznego programu – kandydatów i ich obietnic – i zamiast tego promuje wiarę, że kilka poprawek tu i ówdzie może doprowadzić kampanię do ziemi obiecanej.

Sporty fantasy zmieniły kibica w menadżera. Rozmowy sportowe w coraz większym stopniu skupiają się na transakcjach i kontraktach. Graczy postrzegano jako maszyny wytwarzające wartość. Dzisiaj, dzięki eksplozji treści związanych z hazardem sportowym i ciągłej dominacji lig fantasy, sklepy sportowe podają najróżniejsze głupie liczby, z których wiele, przynajmniej w sensie hazardu, wprowadza w błąd lub jest po prostu bzdurami. Czy to jest gorsze niż czasy, kiedy jakiś nasączony burbonem dyletant pisał dla sześciu tysięcy słów profile ekscentrycznej legendy country-klubu? Ilustrowane sporty? Nie odczuwam wielkiej nostalgii za sztampową, nadmiernie pobłażliwą prozą i metaforami sportu, ale za każdym razem, gdy włączam grę lub czytam witrynę sportową, czuję się atakowany przez zalew kursów, porad dotyczących zakładów na tę samą grę i co uważam za w większości bezmyślne wierność liczbom. Oglądając mecz stanu Floryda przeciwko Uniwersytetowi Kalifornijskiemu w Berkeley w zeszłą sobotę zauważyłem, że spiker ciągle powtarzał, co zrobią „analitycy” w każdej sytuacji, w której nastąpi czwarta porażka. Uderzające było słuchanie „analityki” nie tylko jako monolitu – z pewnością różne analizy dostarczałyby różnych odpowiedzi – ale także jako antropomorfizowanej całości, której wniosków nie można kwestionować. O czyich analizach w ogóle mówimy? Czy jesteśmy pewni, że mają rację?

Eksperci od polityki fantastycznej podobnie postrzegają siebie jako konsultantów menedżerskich tej czy innej partii (zwykle Demokratów). Podałbym listę sprawców, ale szczerze mówiąc, prawie wszyscy w komentarzach, łącznie ze mną, obecnie często to robią. Przeglądamy sondaże, zaglądamy do niezdecydowanych wyborców w swingujących stanach, a potem z całą kujonową pewnością siebie specjalisty z NFL, który twierdzi, że powinieneś wystawić Matthew Stafforda na ławkę rezerwowych w czwartym tygodniu i odebrać Bakera Mayfielda z drutu o zrzeczeniu się prawa do zwolnienia, że ​​Kamala Harris powinien bezwzględnie zgodzić się na kwestię imigracji lub fakt, że Donald Trump przegrywa w wyborach, ponieważ nie może kontrolować swoich niekonsekwentnych impulsów. Problem polega na tym, że podczas gdy sporty fantasy w mniejszym lub większym stopniu opierają się na ustalonych podstawach statystycznych, polityka fantasy zwykle opiera swoje wnioski na znacznie większej liczbie podejrzanych danych z sondaży. Przynajmniej liczba NFL daje ci praktyczny zestaw instrukcji, które doprowadzą do rezultatu. Jeśli wybierzesz Mayfielda w fantasy football, zdobędziesz więcej, mniej lub tyle samo punktów, co w przypadku Stafforda. Nie jest to do końca prawdą w przypadku eksperta fantasy. Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego wybory zostały wygrane lub przegrane, poza niejednoznacznymi danymi z sondaży wyjściowych i anegdotami. Nawet jeśli potrafimy właściwie zidentyfikować kwestie, na których zależy wyborcom – niezależnie od tego, czy jest to gospodarka, czy uczciwość kandydata, czy nie – nadal brakuje logicznych powiązań między radami z zakresu fantazji politycznej a wynikami wyborów. Możemy zgadywać, korzystając z całego szeregu odpowiednich zastrzeżeń dotyczących wielkości próby i jakości tej czy innej ankiety. Ale tego typu bzdurne, niemal akademickie gadki nie sprzedają się zbyt dobrze, więc podchodzimy do tego z dużą dozą pewności siebie i modlimy się, aby świat udowodnił nam, że mamy rację, być może przez przypadek.

Wpływ graczy zajmujących się polityką fantasy wynika w dużej mierze z niemal egzystencjalnej niepewności co do wszystkiego, czego tak naprawdę nie wiemy. Chcemy wierzyć, że liczby mogą rozwiać naszą niepewność i że banda kujonów ma w posiadaniu algorytm, który odblokuje skarby świata. Jednak produkcja i analiza liczb odbyła się kosztem informowania wyborców o kandydatach. Nie musimy rezygnować z sondaży jako narzędzia ani nie musimy wracać do epoki, kiedy wiele mówiło się o wzroście każdego kandydata i kolorze krawata, jaki nosił. Jednak gdy tak wiele historii opowiada o tym, jak Trump i Harris radzą sobie w stanach wahadłowych i kiedy rzeczywiste problemy są omawiane głównie pod kątem wpływu, jaki wywarłyby na sondaże, pozostaje niewiele miejsca na sformułowanie morału lub nawet prawdy w świecie rzeczywistym. przykład tego, jak stanowisko kandydata w danej sprawie mogłoby zmienić kraj. Prawdą jest, że zwycięstwo jednego kandydata nad drugim doprowadzi do odmiennej polityki i gdybym bardziej wierzył w predykcyjną moc ostatniej części linii montażowej, podczas której liczby przyzwyczajają się do mówienia kandydatowi, co ma robić, mógłbym być bardziej skłonny tolerować tego typu dyskurs, ale kiedy Donald Trump nasili swój atak na Haitańscy mieszkańcy Springfield w stanie Ohioi krzyczy: „musisz ich stąd wydostać”, gra w politykę fantasy wydaje się zarówno niepoważna, jak i nie na temat. ♦

Source link