Przyjmując nominację swojej partii w 1984 r., demokrata Walter Mondale obiecał zmniejszyć deficyt, wygłaszając pamiętną wypowiedź o tym, jak surowe lekarstwo on lub Ronald Reagan będą musieli podać krajowi.

„Powiedzmy prawdę” – powiedział Mondale – „Pan Reagan podniesie podatki, ja też. On ci nie powie. Ja właśnie to zrobiłem”.

Teraz, gdy Święto Pracy oznacza ostatnią fazę kolejnej kampanii prezydenckiej, nadszedł czas na kolejną rundę mówienia prawdy.

Najlepszym możliwym wynikiem dla przyszłości Partii Republikańskiej w listopadzie jest przegrana byłego prezydenta Donalda Trumpa i to dotkliwa. Liderzy GOP nie powiedzą ci tego oficjalnie. Ja właśnie to zrobiłem.

Trump nigdy nie przyzna się do porażki, bez względu na to, jak dotkliwa jest jego przegrana. Jednak im bardziej zdecydowanie wiceprezydent Kamala Harris wygra głosowanie powszechne i kolegium elektorów, tym mniej będzie miał politycznego tlenu, aby powtórzyć swoje wybryki z 2020 r.; i co ważne, tym szybciej Republikanie zaczną budować partię po Trumpie.

Harris jest mniej doktrynerką postępową niż otwartą na chwyty w polityce, ale każdy liberalny kurs, jaki obierze, będzie ograniczony przez Senat z GOP. Nie, to nie jest pewne, ale to najbezpieczniejszy zakład wyborczy w tych burzliwych wyborach. To, co jest niemal pewne w styczniu, to to, że konserwatyści będą mieli większość 6-3 w Sądzie Najwyższym, co będzie również służyć jako kontrola prawa i stanowienia przepisów wychodzących z Demokratycznego Białego Domu.

Harris jest w zasadzie kandydatką nadzwyczajną, ma niewiele propozycji politycznych, skąpą historię rządzenia w Waszyngtonie i historię przerzucania personelu. Och, i byłaby pierwszą Demokratką, która objęłaby urząd prezydenta od 1884 r. bez większości w obu izbach, gdyby Republikanie odwrócili Senat.

Wszystko to składa się na przepis na impas — a może i pewne układy mające na celu finansowanie rządu i uniknięcie ogólnych podwyżek podatków — ale nie na skandynawskie państwo opiekuńcze.

Rok 2026 byłby szóstym rokiem prezydentury jednej partii, co zawsze jest obiecującym okresem dla opozycji. Te warunki, wraz ze słabszym, dwukrotnie pokonanym Trumpem, ułatwiłyby Republikanom rekrutację kandydatów do Senatu.

Rozważmy tylko gubernatorów: Glenn Youngkin z Wirginii, Brian Kemp z Georgii i Chris Sununu z New Hampshire byliby głównymi celami dla senatorów republikanów. Jak powiedział mi jeden senator z GOP, mając nadzieję na porażkę Trumpa: Kto Twoim zdaniem miałby trudniejszą reelekcję w 2026 r., senator Jon Ossoff (D-Ga.) pod wodzą Harris czy senator Thom Tillis (RN.C.) pod wodzą Trumpa?

Większość Demokratów w Izbie Reprezentantów byłaby również o wiele łatwiejsza do odwrócenia przez Republikanów pod rządami Harris niż Trumpa. A GOP prawie na pewno odniosłaby większy sukces w 36 wyborach gubernatorskich, które miały miejsce w tym roku, gdyby startowała przeciwko tzw. sześcioletniemu swędzeniu.

Dla większości Republikanów, którzy nie przeszli na Kościół MAGA, ten scenariusz jest ledwie prowokacyjny. W rzeczywistości, pytając Republikanów w zeszłym tygodniu, najbardziej żarliwą prywatną debatą, na jaką trafiłem w partii, była ta, jak najlepiej przyspieszyć wyjście Trumpa do 19. dołka.

Jeden z wysokich rangą Republikanów, przyznając, że może to być tylko „pobożne życzenie”, rzucił nawet pomysł zwycięstwa Harris, po którym nastąpiłoby ułaskawienie Bidena zarówno dla jego syna, Huntera, jak i Trumpa. To zdjęłoby problem obu przypadków z talerza Harris i, co ważniejsze, wyczerpałoby energię stojącą za kompleksem prześladowczym Trumpa, aby Republikanie mogli skupić się na wygrywaniu wyborów.

Szersze pytanie wśród Republikanów: Czy lepiej byłoby znieść prezydenturę Harris, aby Trump nie miał władzy, prawdopodobnie na dobre? Czy też lepszym sposobem na przyspieszenie jego odejścia ze sceny jest wygrana, aby mógł służyć tylko jedną kadencję i na pewno skończyć w 2028 r.?

Argumentem za drugim z tych przypadków było to, że gdyby przegrał w tym roku, po raz kolejny obstawałby przy swoim, że został oszukany i rozważał możliwość czwartej z rzędu próby, przedłużając tym samym przejęcie władzy przez partię.

Teraz nadszedł moment, w którym należy uznać, że żaden z tych scenariuszy nie okaże się prosty, a może nawet wykonalny.

Dzień po tym, jak były prezydent Donald Trump opuści scenę, Demokraci stracą swoją największą siłę jedności, zbiórki funduszy i entuzjazmu.

Jak pokazują ostatnie dziesięciolecia, przywódcy Partii Republikańskiej w kwestiach dotyczących Trumpa wciąż będą kierować się opiniami swoich wyborców, a nie własnym osądem.

A jeśli ich wyborcy nie oczekują reformacji, cóż, potencjalni Martinowie Lutherowie z GOP poradzą sobie równie dobrze jak John Boehner, który lubił mawiać: „Przywódca bez zwolenników to po prostu facet na spacerze”. (To musi być pierwszy raz, kiedy założyciel protestantyzmu i dobrze opalony były mówca zostali użyci w tym samym zdaniu).

„Zakładasz, że Republikanie mają problem z górną częścią listy, a nie z bazą wyborców” – powiedział Terry Sullivan, były strateg GOP. „To nie tak, że nasi liderzy prowadzili wyborców na pustkowie wbrew ich osądowi”.

Czy zdecydowana większość aktywistów Partii Republikańskiej nagle przyjęłaby własną wersję Rady Przywódców Demokratycznych, który pchnął Demokraci w kierunku centrum po ich wielokrotnych porażkach w latach 80.? Prawdopodobnie nie.

Wielu gotowałoby się w cuchnących wodach, wierząc, że ich kandydat został w jakiś sposób oszukany, gdy Demokraci zamienili Harris na prezydenta Joe Bidena. Te teorie spiskowe byłyby podsycane przez, cóż, samego Trumpa i z pewnością rozkwitłyby w zamkniętych kanałach informacyjnych, w których tak wielu po prawej stronie się zamyka.

Tak więc pokonanie Trumpa po kolejnej porażce nie będzie łatwe.

Ale jest to konieczne, jeśli Republikanie chcą ponownie stać się realną partią krajową.

Wystarczy wziąć pod uwagę historię. Partia wygrała ogólnokrajowe głosowanie powszechne tylko raz od 1992 r. — i było to w 2004 r., gdy George W. Bush kandydował jako naczelny dowódca podczas dwóch wojen. Bush zdobył 50,7 procent głosów, pokonując Johna Kerry’ego o 2,4 punktu.

Dwadzieścia lat później Republikanie zdobyli prezydenturę tylko raz, kiedy Trump wygrał nieznacznie dzięki dwóm kandydatom niezależnym, którzy wysysali głosy. Ale w 2016 r. zdobył tylko 46 procent głosów, a w 2020 r. nieco poniżej 47 procent.

Nie chodzi jednak tylko o Trumpa, ale także o kandydatów niższego szczebla, których narzucił partii. Republikanie znacznie odstawali od obiecujących wyborów uzupełniających w 2022 r., częściowo z powodu niższych od zastępowalności wskaźników, które podniósł. I mogą przegrać wybory, które można wygrać, ponownie w tym roku — pomyślmy o wyścigu do Senatu w Arizonie i wyścigu gubernatorskim w Karolinie Północnej — ponieważ Republikanie stali się zbyt zależnymi od kandydatów na jego podobieństwo.

Nie oznacza to, że Demokraci mają się świetnie. Ale o to właśnie chodzi. Ich niepewna koalicja jest całkowicie zależna od wspólnego wroga, Trumpa, i tak jest od prawie dekady. Dlaczego Republikanie chcą nadal wspierać swoją opozycję?

Dzień po tym, jak Trump opuści scenę, Demokraci stracą swoją najlepszą siłę jedności, zbiórki funduszy i entuzjazmu. Ale będą mieli te same wyzwania, co dzisiaj, z Kolegium Elektorów, Senatem i Izbą Reprezentantów oraz rozkładem wyborców w nich.

Oczywiście, nie będzie łatwo pozbyć się tego nałogu. Miliony wyborców Partii Republikańskiej nie chce iść na odwyk. A liderzy GOP, jak to ujął były przedstawiciel Thomas M. Davis (R-Va.), „żyją w strachu, że ich baza ich opuści”.

Ale Republikanin, który stworzy hybrydową koalicję — współczesny konserwatywny fuzjonizm — między partią przedtrumpowską a jego entuzjastami, zostanie nagrodzony. Nie, nie może być antytrumpowska. Ale musi być posttrumpowska.

Najlepszym przypadkiem porażki Trumpa może być, jak można się było spodziewać, sam Trump. Jest niespójny w prawa do aborcjinie mogąc nawet pojawić się na cmentarzu bez wywoływania zamieszania politycznego i jest tak mnie to denerwuje tych, którzy odnieśli rany wojenne, że lekceważy on laureatów Medalu Honoru. I startując przeciwko przeciwniczce, On pcha żarty o fellatio na jej temat i jego ostatniej przeciwniczce.

A to tylko ostatnie dwa tygodnie.

Nie wspominając już o rutynowym sabotowaniu samego siebie przez Trumpa, ośmieszaniu prób doradców, którzy próbowali utrzymać go w zgodzie z przesłaniem, odmowie nauczenia się podstawowych kwestii przez ponad dziewięć lat od momentu wejścia do polityki i braku wysiłków, by przypodobać się tym członkom własnej partii, którzy czują się z nim nieswojo.

Aby ponownie wykorzystać inną, nośną linię polityczną z dawnych latRepublikanie powinni zadać sobie pytanie: Masz już dość?

Source link