Sekcja zwłok ma na celu nadanie sensu tragicznym wydarzeniom, ale w gruncie rzeczy ma także na celu ukojenie. „Co poszło nie tak?” jest całkowicie rozsądną reakcją na coś, co poszło nie tak, a sekcja zwłok pomaga uwolnić się od tej zniechęcającej otwartości. Bezpieczna w swojej wiedzy, kryminalistyczna w szczegółach, jest to relacja z przeszłych wydarzeń, uzupełniona cichym ostrzeżeniem na przyszłość. Wbrew tytułowi wieloletniego programu telewizyjnego ludzie wolą rozwiązane zagadki – lub przynajmniej znośną teorię sprawy. Nie bez powodu zbyt często przypominamy sobie pierwszą linijkę wypowiedzianą przez Joan Didion w „Biały Album”: „Opowiadamy sobie historie, aby żyć.” Jeśli najlepszą rzeczą jest to, że najgorsze się nie wydarzyło, następną najlepszą rzeczą jest powiedzenie, jak i dlaczego tak się stało, w znanych słowach, przytępiając szok z wyjaśnieniami.

Ten gatunek wyrażania opinii – w postach społecznościowych, felietonach, biuletynach, wystąpieniach sieciowych, esejach i odcinkach podcastów, wyrażanych zarówno przez profesjonalistów, jak i amatorów oraz profesjonalistów amatorów – zyskał ogromną popularność od czasu Zwyciężył Donald Trumpi zdecydowanie wygrał kolejny rzekomy konkurs o duszę naszego narodu. Oprócz samozwańczych ekspertów entuzjaści popkultury składali petycje w sprawie wszystkiego, co może uchodzić za kontrprogramowaniea mianowicie w prośbach o doskonały „zegarek komfortowy”. Zegarek komfortowy, nieobciążony folią „winnej przyjemności”, niekoniecznie jest tak nazywany Jest ale raczej za to, co zapewnia; ma na celu uwolnienie widza od płata czołowego i wszelkiej aktywności w nim, gdy podróż staje się zbyt nieatrakcyjna do zniesienia. W miarę jak sekcja zwłok po wyborach zwróciła się ku oczekiwanym idiomom – idiomom pocieszającym, jeśli można tak powiedzieć, takim jak „polityka tożsamości”, „wojna płci”, „klasa robotnicza” – usługi przesyłania strumieniowego mogą odnotować wzrost oglądalności seriali komediowych poprawiających nastrój, takich jak „The Office”, „Parks & Recreation” i „30 Rock”. Wykorzystując oba te uzupełniające się sposoby radzenia sobie jednocześnie, Steve Burns, założyciel programu dla dzieci „Blue’s Clues”, w zeszłą środę opublikował na TikToku własne podsumowanie wyborów po wyborach. Na nagraniu widać, jak Burns wymachuje dwoma kubkami z kawą – po jednym dla każdego z was, jak sugeruje ten gest – zanim opiera się o płot wybiegu; Jedynym dźwiękiem, poza słyszalnym wydechem Burnsa, który poza tym milczy, wpatruje się w dal, od czasu do czasu zerka w obiektyw i kiwa głową z lekkim zaciśnięciem ust, jest hałas otoczenia z jesiennego krajobrazu. Film kończy się niecałą minutę. – Nawet nic nie powiedziałem. Po prostu płakałam” – czytamy w jednym z komentarzy. Zweryfikowane konto Calm, aplikacji umożliwiającej medytacje z przewodnikiem, pozostawiło notatkę w filmie przerywaną emoji niebieskiego serca. Użytkownik przechodzący przez Emilee napisał: „Założę się, że nie myślałeś, że będziesz nas wychowywać przez te wszystkie lata później, Steve, ale dziękuję, że nadal tu jesteś”.

Nie wiadomo, ile ma Emilee wieku ani dziesiątek tysięcy innych użytkowników, którzy pozostawili porównywalnie łzawe odpowiedzi, ale ich wyrazy wdzięczności mają posmak tysiąclecia. Moje pokolenie, szczególnie młodsze, zyskało reputację zahamowanego rozwoju, rzekomo odrzucając rytualne wzorce dorosłości, grając na nosie z powodu jej oczekiwanej stabilności, zamieniając ją w nieudolnego gerunda – „dorosłego”. Jednak diagnozowanie pokolenia charakteryzującego się powszechną niezdolnością do radzenia sobie wydaje się zbyt proste, aby wyjaśnić obecną falę przemocy, biorąc pod uwagę powszechność napadów złości wywoływanych przez osoby w średnim wieku. (Każdy wtajemniczony w wydarzenia na Facebooku może zaświadczyć, że ten stan nie jest ograniczony wiekiem.) Nie jest to pochodzenie jakiejś konkretnej grupy, ale postrzeganą dziecinność naszej epoki można raczej przypisać temu, że Internet społecznościowy stał się lustrem poprzez które szybko odtwarzają nasz obraz siebie. To, że część Internetu znalazłaby pomoc w pięćdziesięciodziewięciosekundowym filmie TikTok, przedstawiającym stojącego w milczeniu byłego gospodarza telewizji dla dzieci, mówi tyle samo o tym, jakie formy ekspresji są promowane w Internecie, jak i o dojrzałości emocjonalnej użytkowników sieci. Internet społecznościowy, podzielony przez lewiatany technologii, gamifikuje przejawy uczuć, nagradzając pozory emocjonalnego odwzajemnienia, dając jednocześnie stosunkowo niewiele w zamian. Tworzy warunki, które zachęciły liberałów do rozpadu się w Internecie z powodu straty politycznej, która pozornie pozbawiła ich zdolności wyobrażania sobie dalszego rozwoju. „Co teraz zrobimy?” to powszechny refren, odrzucany jak pytanie retoryczne. Jak można przeczytać w jednym z postów na X, dawniej Twitterze, oddając nastrój: „przepraszam, ale jak komukolwiek wolno już cokolwiek robić. jak ludzie mają po prostu tak dalej postępować, to nie jest jeden z najgorszych dni w historii Zachodu”.

Nie jest to dla mnie niespodzianką – wręcz przeciwnie, irytuje, jak szybko grupa profesjonalnych prognostyków „tak, nie, może tak”, z perspektywy czasu, zebrała się ponownie, aby przekazać surową wiadomość, że wyniki wyborów były zawsze nieuniknione . Nie chcę też kwestionować strachu… intencje Prezydenta-elekta są rzeczywiście upiorne pod każdym względem, a przyszłość, jak zawsze, jest nieznana. To, co wydało mi się niepokojące, to sposób wyrażania się, który pozwala wierzyć, że ponowne powołanie Donalda Trumpa jest czymś wyjątkowym, odsłaniającym – w końcu! – niewidziane wcześniej jądro ciemności Ameryki. A „ciemność” to właśnie ten ulubiony obraz – „ciemne czasy”, „ciemne dni”, niezakłócone zwyczajowym przypisywaniem przez nasz naród „ciemności” i „jasności” – te same „metaforyczne skróty” omówione w przełomowym badaniu Toni Morrison „Gra w ciemności.” Odwoływanie się do symboliki, coś, co się nie mówi, traktuje jako zbiorowe uczucie, które w rzeczywistości jest raczej wyobcowane – bo jaką odpowiedź można dać osobie, która już zdecydowała, że ​​na tym kończy się świat? Jest w tym pewna performatywność, przez którą nie mam na myśli zdegradowanego, współczesnego użycia tego terminu, ale to, które mieli na myśli filozofowie JL Austin i Judith Butler, gdy go definiowali – akt mowy tworzący rzeczywistość. Publiczne okazywanie beznadziei wzmacnia utknięcie i poczucie, że nie ma nic do zrobienia. Nie pomaga fakt, że wielu wyborców, którzy pokładali nadzieje w Harrisie, teraz zamiast przywództwa Demokratów kierują swój gniew na współwyborców (Latynosów, muzułmanów i protestujących przeciwko wojnie, o mój Boże!). Mimo że taki wynik widzieliśmy już wcześniej, po raz kolejny udało nam się zinterpretować wybory w USA jako wyjątkowe.

Z pewnością kampania Demokratów na prezydenta niewiele pomogła swoim zwolennikom zrozumieć Amerykę w „kontekście (…) tego, co było wcześniej”, jak brzmiał aksjomat przegranego kandydata. W sierpniu brałem udział w tzw Narodowa Konwencja Demokratówgdzie wielorasowe gwiazdy przechwalały się niemal dwustuletnim stażem Partii – nieważne, jak partia, która przyczyniła się do pogorszenia stosunków rasowych w USA, zajmowała się mniej więcej aż do lat pięćdziesiątych XIX wieku. Przemówienia imponowały ciągłością przesłania, jeśli ciągłość jest imponująca, i rozproszyły się jak para, oparte na negatywnym przesłaniu, że tym kandydatem nie był ani Trump, ani Biden. Najbardziej afirmatywny i odważny przypadek dotyczył prawa do aborcji – i dzięki Bogu – którego niektórzy Demokraci od dawna niechętnie bronią po imieniu – powiedziałbym, że ze szkodą dla nas wszystkich. Inne problemy z zębami pozostawiono poza areną i, jak miała nadzieję kampania, pominięto je w pamięci. Na przykład nigdy byś się nie dowiedział, co wydarzyło się przez ostatnie cztery lata dwa największe ruchy protestacyjne w historii Stanów Zjednoczonych – nie wiedziałbyś, przeciwko czemu te ruchy protestują, ponieważ DNC nie była zainteresowana umożliwieniem wysłuchania ich spraw. Obecni, z „USA!” śpiewy w pogotowiu, wydawało się, że to w porządku. Niektórzy Amerykanie, uspokojeni kompetencjami, wyrażają swoją politykę jako poszukiwanie dorosłych w pokoju. Robią to, pozornie nieświadomi, co oznacza dla nich takie określenie polityki. Obawiam się, że ich bezradne oszołomienie wytyczy drogę do wycofania się z pokazów męstwa, które były od nas wymagane przed wyborami, a teraz będą potrzebne tak samo jak zawsze.

Cztery lata temu wydarzenia roku 2020, wywołane częściowo wściekłością po zwycięstwie Trumpa w 2016 roku, ułatwiły przebudzenie polityczne wśród klasy ludzi nieprzyzwyczajonych do myślenia o sobie jako o politykach poza urną wyborczą. Ci ludzie, rzekomo wstrząśnięci morderstwem George’a Floydai coś, co przypominało brutalną, ponadpartyjną apatię państwa, miało wykorzystywać moment na odnalezienie wspólnoty, na czytajcie te antyrasistowskie książki, które kupiliaby trzymać się przyszłości godnej swoich obecnych wysiłków. Dlaczego wydaje się, że ci sami Amerykanie – związując swoje marzenia z kandydatem, który skręcał w prawo i którego obietnice opierały się na tym, że nie cofają się przy jednoczesnym tuszowaniu realiów teraźniejszości – po raz kolejny całkowicie stracili orientację w świecie , jakby zabrano smoczek? Dorośnij, chcę powiedzieć, może niemiłosiernie. Nadszedł czas na politykę dorosłych, politykę odporną i wykształconą, czerpiącą rezerwy nie z usypiających obszarów dbania o siebie, ale z toczących się pilnych walk. Iść! A jeśli nie, na Boga, zejdź z drogi. ♦

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj