
Coroczny tydzień Zgromadzenia Ogólnego ONZ zawsze jest pełen emocji.
Można to nazwać Super Bowl dyplomacji, ale w tym roku chyba bardziej odpowiednią analogią będzie maraton.
Od drugiej wojny światowej nie nawarstwiło się tak wiele globalnych konfliktów, a Liban był na krawędzi w chwili, gdy przywódcy przybyli do Nowego Jorku.
Biorąc pod uwagę obecny stan niepewności, wszyscy tutaj myśleli o zbliżających się wyborach w USA.
Jeden z wyższych rangą dyplomatów z Zachodu powiedział mi, że nikt nie spodziewa się dalszego rozwoju sytuacji w wojnie Izrael-Gaza do czasu ogłoszenia zwycięzcy wyścigu do Białego Domu.
„Rozumiemy, że obecna administracja znajduje się pod presją, aby nie podejmować żadnych decyzji, które mogłyby mieć wpływ na wybory” – powiedział.
„Mamy jednak nadzieję, że po wyborach obecna administracja wykorzysta okres przejściowy, aby być może podjąć pewne decyzje, które doprowadzą do poprawy sytuacji w Gazie”.
Jednak z rozmów z kilkunastu urzędnikami z różnych kontynentów w siedzibie ONZ na Manhattanie wyłonił się obraz globalnej społeczności zmęczonej kryzysem i zrezygnowanej ze współpracy z kimkolwiek, kto będzie kolejnym okupantem Białego Domu.
Wszystkim zapewniono anonimowość, aby mogli podzielić się swoimi szczerymi poglądami.
„Nie widzę żadnej różnicy między tymi dwoma kandydatami, wystarczy rozejrzeć się po całym świecie od jednego końca do drugiego, a pogrążymy się w całkowitym chaosie” – powiedział mi ambasador jednego z krajów Azji Południowej.

Jest to uczucie, które odzwierciedla być może rozczarowanie przywództwem USA, ale także pogląd wielu mieszkańców globalnego Południa, że choć retoryka się zmienia, ogólna polityka zagraniczna Ameryki tak naprawdę nie zmienia się tak drastycznie z jednej administracji na drugą.
„Bardzo łatwo jest hejtować i alarmować o tym, co może się wydarzyć” – powiedział mi jeden z wyższych rangą przedstawicieli Arabów.
Powiedział, że chociaż uważa, że były prezydent Donald Trump jest nieprzewidywalny w porównaniu z wiceprezydent Kamalą Harris, pomysł, że rozerwie multilateralizm, jest przesadny, ponieważ nie miało to miejsca wcześniej.
„To, co tak naprawdę podważa multilateralizm, to działania i konflikty, które mają miejsce w wielu częściach świata i nie można zrzucać tego na jeden kraj ani na jedną administrację” – stwierdził.
Tutaj, w kompleksie ONZ, jeden z długoletnich urzędników tej organizacji mówi mi, że nie ma paniki w związku z wyborami w USA.
„Mamy wystarczająco dużo niepokoju związanego z tym, co dzieje się dzisiaj, że martwimy się tym, co wydarzy się w listopadzie” – powiedział urzędnik.
Źródło to dodało, że ONZ przetrwała administrację Trumpa w sposób, jaki niewielu by przewidziało.
„Głośność mogła być bardzo głośna, ale nie różnili się zbytnio od poprzednich Republikanów” – powiedział urzędnik.
Urzędnik powiedział mi, że jeśli będzie druga kadencja, ich zdaniem Trump będzie tak skupiony na sprawach wewnętrznych i „wewnętrznym wyrównaniu rachunków”, że polityka zagraniczna może nie być na początku w centrum uwagi.
W rozmowie z BBC prezydent Kenii William Ruto wydawał się niewzruszony.
„Jestem przekonany, że kości przyjaźni między Kenią a Stanami Zjednoczonymi wykraczają poza pojedyncze osoby sprawujące urząd” – powiedział. „To przewyższy mnie jako prezydenta lub kogokolwiek, kto zostanie wybrany w USA”.
Wielu Europejczyków obawia się jednak drugiej administracji Trumpa i tego, co niektórzy uważają za jego transakcyjne podejście do stosunków zagranicznych.
Europejski dyplomata powiedział mi, że skoro Rada Bezpieczeństwa nie jest w stanie zarządzać konfliktami, istnieje obawa, że odważna i potencjalnie bardziej radykalna administracja Trumpa pogłębi dysfunkcję i zachęci do większego ruchu w Europie w stronę ultraprawicy.
„Myślę, że objęcie urzędu przez Harrisa byłoby ulgą przynajmniej dla większości Europejczyków” – powiedział.
Niemniej jednak inny starszy europejski dyplomata powiedział, że chociaż zwycięstwo Harrisa zapewni im poczucie ciągłości, obecnie mają także relacje wynikające ze współpracy z Trumpem przez cztery lata i czują się lepiej przygotowani niż w 2016 r.
Z debatą na wysokim szczeblu ONZ odbył się Tydzień Klimatyczny w Nowym Jorku. Przywódcy Karaibów przemawiali nie tylko z zielono-złotej Sali Zgromadzenia Ogólnego, ale także do sal pełnych biznesmenów i polityków podczas wydarzeń towarzyszących, aby ostrzec, że świat niebezpiecznie zalega ze swoimi zobowiązaniami klimatycznymi, narażając swoje wyspy na ryzyko.
Jeden z ministrów z regionu powiedział mi, że głównym obszarem, który niepokoi ich różnice między amerykańskimi kandydatami, jest klimat. „Jeśli chodzi o rzeczywiste zaangażowanie rządu USA i zapewnienie przez rząd USA przywództwa”, minister stwierdził, że jest to „zdecydowanie Demokraci”.
Wielu wciąż pamięta, jak Trump wycofał się z paryskiego porozumienia klimatycznego, a później dołączył do niego Joe Biden.
Premier Bahamów Philip Davis powiedział, że postęp w ciągu ostatnich 26 lat stanowił wyzwanie dla zmian politycznych. Powiedział, że wzywa do wprowadzenia jakiegoś mechanizmu, który chroni zmianę przywództwa politycznego przed utrudnianiem lub odwróceniem postępu.
Dzień wyborów przypadający na 5 listopada może wydawać się odległy dla dyplomatów, którzy w zeszłym tygodniu stanęli tu przed większymi wyzwaniami niż rozwiązaniami.
Ale szybko zbliża się czas, kiedy w USA zostaną zliczone głosy, a wraz z nim nowa twarz w Białym Domu.
Inny europejski minister, biegnący na jakieś wydarzenie, po prostu powiedział mi: „Mam nadzieję, że nie zrobi się to zbyt dziwaczne”.
Dodatkowe raporty Cai Pigliucci.