Ludzie zwykli mówić, że Sir Keir Starmer byłby dobrym premierem, ponieważ nie był zbyt polityczny. Lider Partii Pracy, która tego lata odniosła ogromne zwycięstwo wybory powszechnezawsze był dość drewniany na szlaku kampanii. Nie był facetem z wizją. Nie rozumiał, dlaczego od niego – byłego prokuratora ds. terrorystów, rycerza królestwa po sześćdziesiątce – oczekiwano, że będzie tak dużo mówił o swoich rodzicach. Wśród osób, które pracowały ze Starmerem i dobrze go znały, truizmem było to, że jego miejsce na Downing Street 10 było jego miejscem: że był poważny i oddany, był naprawdę skutecznym przywódcą. To dzięki premierowi ludzie poznają i pokochają prawdziwego Keira. W niezwykle budującej biografii Toma Baldwina, byłego dyrektora ds. komunikacji Partii Pracy, zastępczyni Starmera, Angela Rayner, opisała swojego szefa jako „najmniej polityczną osobę, jaką znam w polityce”. Myślę, że to był komplement. Po czternaście lat zawirowań i performatywnych samookaleczeń ze strony Partii Konserwatywnej społeczeństwo brytyjskie było również gotowe na nieco mniej polityki.
Ale może nie aż tak mało. Pierwsze sto dni nowego rządu laburzystów było wyjątkowo rozczarowujące. Jako premier Starmer wywołał niewielki skandal związany z rzekomą korupcją, wieloma biurowymi plotkami i przygnębiającą atmosferą ograniczeń gospodarczych. Kalendarz polityczny był niefortunny. Partia Pracy objęła władzę tuż przed wakacyjną przerwą parlamentarną, po której nastąpił coroczny sezon konferencyjno-partyjny, dając nowemu rządowi ograniczony czas na wprowadzenie przepisów. Ale reszta to, według obecnego brytyjskiego eufemizmu politycznego, błędy.
Główną częścią publicznego wizerunku Starmera jest jego codzienność. Nie wyglądało więc wspaniale, że od kwietnia ujawnił, że otrzymał prezenty rzeczowe o wartości prawie czterdziestu tysięcy funtów – w tym ekskluzywne ubrania, okulary i pożyczkę na mieszkanie – od jednego darczyńcy partyjnego. Czy przypadkiem, czy nie, ten sam darczyńca, dyrektor telewizyjny i kolega z Partii Pracy, Waheed Alli, otrzymał przepustkę bezpieczeństwa na Downing Street. Skandal w obecnej postaci stał się znany jako „przepustka na okulary”. Wszystkie prezenty Alliego, wraz z innymi darowiznami, zostały sumiennie zarejestrowane i wyszczególnione w biurze Starmera – koszt „kilku par okularów” wyniósł dwa tysiące czterysta osiemdziesiąt pięć funtów – a następnie zostały przejęte przez jego politycznego przeciwników jako dowód tandety i wejścia nowego premiera na szczyt. (Od czerwca Starmer i jego rodzina otrzymali w sumie dziesięć biletów o wartości ponad siedmiu tysięcy funtów na występ Taylor Swift i cztery dodatkowe bilety na wyścigi konne w Doncaster.) Co więcej, 2 października Alli wobec niego dochodzenie prowadzone przez Izbę Lordów w związku z rzekomym niezarejestrowaniem w sposób prawidłowy swoich własnych interesów finansowych.
Od pierwszych tygodni pojawiały się także doniesienia o dysfunkcjach wśród najbliższych doradców Starmera. W marcu 2023 roku Starmer zatrudnił Sue Gray, jedną z najwyższych rangą urzędników brytyjskiej służby cywilnej, na szefową swojego sztabu. Nominacja była kontrowersyjna. W swojej poprzedniej pracy w Urzędzie Rady Ministrów Gray prowadziła dochodzenie ws partie i inne przypadki łamania zasad na Downing Street, które miało miejsce za czasów pandemii Borisa Johnsona. Ale Gray był także doświadczonym operatorem w Whitehall, który pomógł Starmerowi i Partii Pracy wyglądać na oczekującego rządu. Jednak po wyborach wśród laburzystów i w gazetach rozeszła się plotka, że Gray był mikromenedżerem o słabych intuicjach politycznych. Pokłóciła się z wieloletnim doradcą politycznym Starmera, Morganem McSweeneyem, i podobno energia jej biurokraty wzmogła energię Starmera. (Nie pomogło to, że syn Graya, nowo wybrany poseł do parlamentu Partii Pracy nazwiskiem Liam Conlon, był kolejnym odbiorcą datków Alli.)
Rezultatem była niespójność; poczucie rządzenia bez sensu. Od czasu przejęcia kraju i gospodarki ułomnej przez lata niedoinwestowania i niestabilności politycznej Starmer i jego ministrowie nie zrobili nic więcej poza narzekaniem na to, jak trudne jest to wszystko. Zamiast wyznaczyć nowy kierunek dla Wielkiej Brytanii, aby wyjść z odrętwienia polityki oszczędnościowej i utrzymujących się szkód spowodowanych przez brexit, najbardziej znaczącym osiągnięciem politycznym administracji Starmera było jak dotąd radykalne ograniczenie programu świadczeń, który pomaga osobom starszym ogrzać swoje życie domy. Kontrast pomiędzy tą ponurością a nowymi, fantazyjnymi okularami Starmera jest nie tyle niefortunny, co głupi – i samowystarczalny. 28 września Rosie Duffield, posłanka Partii Pracy z Canterbury w hrabstwie Kent, w proteście zrezygnowała z członkostwa w partii. „Tak mi wstyd za to, co ty i twoje najbliższe otoczenie zrobiliście, aby zszarganić i upokorzyć naszą niegdyś dumną partię” – napisała do Starmera. Zarówno rankingi popularności Partii Pracy, jak i Starmera spadły.
To w pewnym sensie sytuacja zaskakująca. „Wszyscy moi koledzy są smutni i rozczarowani, ponieważ nie było to konieczne. To nie on” – powiedział mi w zeszłym tygodniu kolega z Partii Pracy. Przez ponad rok było oczywiste, że partia jest na dobrej drodze do rządu, trudno więc zrozumieć, jak te pierwsze miesiące mogły minąć tak apatycznie. To nie jest tak, że słabe strony Starmera też były nieznane. Po wyborach pracownicy Partii Pracy rozesłali między sobą esej „Śmierć «dostarczania»” z amerykańskiego dziennika politycznego Demokracja o tym, jak administracja Bidena nie osiągnęła korzyści politycznych ze swojej polityki gospodarczej z powodu braku historii i emocji, które je spajały.
W tym tygodniu, gdy zbliżał się setny dzień rządów Starmera, nie można było nie porównać poczucia dryfu z dynamicznymi pierwszymi miesiącami urzędowania premiera Tony’ego Blaira w 1997 r., kiedy to nastąpił szybki „mapa tras” ogłoszeń politycznych. „W rządzie nie chodzi tylko o technokratyczną realizację polityki i zmiany” – powiedział BBC Alastair Campbell, były sekretarz prasowy Blaira, zapytany o pracę nowego rządu. „Chodzi o nieustanną, niekończącą się, nigdy niekończącą się rozmowę, którą prowadzisz z krajem na temat tego, co próbujesz zrobić dla tego kraju. I myślę, że można śmiało powiedzieć, że tego fragmentu w dużej mierze brakowało.” Inny urzędnik z czasów Blaira powiedział mi: „To trochę niewybaczalne przyjść bez jakiegoś planu. To znaczy, taki jest sens bycia w rządzie. Trzeba naprawdę chcieć coś zrobić.” Urzędnik był zrozpaczony fiaskiem darowizn. „Mówią, że przestrzegaliśmy zasad, więc co w tym złego? Nie zastanawiają się, jak to faktycznie wygląda i na tym polega polityka” – powiedział. „Jeśli ominiesz ten kawałek, sytuacja będzie znacznie gorsza”.
Zachowanie Starmera było nieobliczalne. Wahał się między próbą trzymania się z daleka od drobnej krytyki a udzielaniem długich, przesadnych wyjaśnień. (Premier powiedział, że na czas kampanii wyborczej musi pożyczyć mieszkanie Alli za osiemnaście milionów funtów, żeby syn miał spokojne miejsce, w którym mógł uczyć się do egzaminów w szkole średniej. „Każdy rodzic podjąłby tę samą decyzję” – powiedział Sky News.) We wrześniu na konferencji Partii Pracy – co było zauważalnie ponurą sprawą, biorąc pod uwagę miażdżące zwycięstwo tej partii w wyborach – Starmer wygłosił godne zaufania i jak na swoje standardy ciepłe przemówienie, w którym wspomniał o swojej miłości do gry na flecie jako nastolatek. „Nawet teraz zwracam się do Beethovena czy Brahmsa w tych momentach, kiedy, jak to ująć, recenzje nie są zbyt dobre” – powiedział Starmer, zanim odczekał chwilę. „Zamówiłem na jutro Szostakowicza”.
Zapytałem Baldwina, biografa Starmera, o jego wrażenia z wczesnych zmagań premiera. Baldwin był dyrektorem ds. komunikacji pod przewodnictwem Eda Milibanda, przywódcy Partii Pracy przed Jeremym Corbynem, i darzył Starmera sympatią. Przyznał jednak, że premier ma niezgrabny styl bycia politykiem. „Użyłem metafory pola minowego” – powiedział Baldwin. „Robi krok do przodu, dwa kroki w bok, jeden krok do tyłu i jeszcze dwa kroki w bok. Jest to nieeleganckie i mało inspirujące, a nawet mylące. Ale to najlepszy sposób na przedostanie się na drugą stronę. W opozycji zwyciężyła druga strona. Jak dotąd w rządzie bardziej przypominał człowieka wędrującego po polu minowym, bez wyraźnego poczucia, że dokądś zmierza. Baldwin zauważył, że Starmer znajdował się już wcześniej w podobnych sytuacjach – zarówno na początku swojej pracy jako szef Prokuratury Koronnej, jak i jako przywódca partii – i że potrafił się pozbierać. „Musi być z nim naprawdę źle, zanim uzna, że konieczna jest zmiana kursu” – powiedział Baldwin. „Ale kiedy dostrzega problem, jest dość bezwzględny”.
2 października Starmer ogłosił, że zwrócił prezenty o wartości około sześciu tysięcy funtów, które otrzymał od czasu objęcia funkcji premiera, oraz że zmienią się zasady gościnności ministrów. Cztery dni później Gray zrezygnował ze stanowiska szefa sztabu Starmera i został zastąpiony przez McSweeneya. Były oznaki, że Starmer szukał swojego kierunku. Westminster zawrzało od rozmów o wznowieniu i „Starmer 2.0”. „Dobrze jest mieć poważnego premiera. Nie sądzę, żeby to się zmieniło od czasu wyborów przed wyborami i po nich” – powiedział mi urzędnik z czasów Blaira. „To jest możliwe do zwrotu. Spisywanie rządu po dwóch miesiącach, gdy uzyskał ogromną większość i po pięciu latach, jest po prostu niedorzeczne”. Baldwin zasugerował, aby Starmer powrócił do języka „pięciu misji”, który stanowił ramę kampanii wyborczej Partii Pracy – wzrost gospodarczy, zielona energia, bezpieczeństwo publiczne, edukacja i NHS – ale który od tego czasu zniknął w szumie. „Nie sądzę, żeby mógł się teraz odwrócić i powiedzieć: odkryłem nowy zasadniczy cel tego rządu” – powiedział Baldwin. „Istnieje bardzo realne niebezpieczeństwo, że jeśli to zrobi, zostanie wyśmiany. A misje są dla niego osobiste. Są ważne.”