Yw tym mnie wyprzedzisz. Kiedy to przeczytasz, możliwe, że Izrael odpowie w odpowiedzi na… prawie 200 rakiet balistycznych że Iran ostrzelał we wtorek wieczorem Tel Awiw, Jerozolimę i inne miasta. Kiedy to piszę, świat przygotowuje się na oczekiwany izraelski odwet i coś, co grozi totalną wojną regionalną, w której dominujące mocarstwa Bliskiego Wschodu będą walczyć przeciwko sobie.
Powodem tej rozłamu między nami jest to, że piszę te słowa przed rozpoczęciem Rosz ha-Szanażydowski nowy rok, który rozpoczynał się w środę o zachodzie słońca. Zgodnie z tradycją Żydzi powinni powstrzymać się od wszelkiej pracy przez następne 48 godzin, a praca ta obejmuje nie tylko aktualizowanie felietonów w gazetach, ale także oglądanie wiadomości w telewizji lub sprawdzanie telefonu. Podejrzewam, że nie będę jedynym Żydem, który w tym roku będzie miał trudności z przestrzeganiem tego ograniczenia.
Ale nie trzeba mieć kryształowej kuli, żeby wiedzieć, że ilekroć nadejdzie izraelska reakcja, opinie podzielą się natychmiast i ostro, między dwoma radykalnie przeciwstawnymi poglądami na temat tego, co się właśnie wydarzyło – odwołując się do dwóch całkowicie przeciwstawnych poglądów na temat Izrael się. Ten podział jest częścią tego, co sprawiło, że było to prawdopodobnie najtrudniejsze Rosz ha-Szana, jakie pamiętają wszyscy oprócz najstarszych Żydów, które nastąpiło pod koniec mrocznego i strasznego roku.
Oto, co mam na myśli, mówiąc o tych dwóch różnych poglądach na Izrael. Jest Izrael, którego widzicie w wiadomościach: potężny tyran, dziko atakujący swoich sąsiadów, który nie zadowalając się obróceniem dużej części Gazy w gruzy, teraz wtoczył swoje czołgi do Libanu – najwyraźniej nie z lepszego powodu niż dlatego, że może. Ten Izrael jest tym, który jest oskarżany przez sądy światowe, gdzie oskarżany jest o najohydniejsze zbrodnie. Ten Izrael przez rok sprowadził miliony masowe demonstracje w głównych miastach Europy, Stanów Zjednoczonych i nie tylko, skalę protestów niewidzianą od dwóch dekad, upolityczniając pokolenie, które zdecydowało, że sprzeciw wobec Izraela jest wielkim problemem naszych czasów.
A potem jest Izrael, którego dostrzegacie w zeznaniach mężczyzn, kobiet i bardzo małych dzieci, którzy przeżyli masakrę, której rocznica przypada w poniedziałek – opowiadając, jak skulili się, samotni i bezbronni, w łazienkach i sypialniach dzieci przez długie, pełne grozy godziny, gdy ludzie Hamasu otaczali ich domy, strzelając kulami w drzwi i rzucając granaty przez okna, zanim w końcu podpalili dom za domem, skacząc z zachwytu na coś, co sami nazywali „rzezią”. To Izrael jest tym, który wciąż tęskni za zakładnikami wziętymi tego dnia, a jest ich dziesiątki pozostać w niewoli w Gazie. To Izrael jest tym, którego północ była ostrzeliwana rakietami Hezbollahu przez 12 miesięcy z rzędu, zmuszając około 65 000 izraelskich cywilów ze swoich domów.
To są dwa Izraele i nie mają ze sobą prawie nic wspólnego: Izrael widziany przez większą część świata i Izrael, który widzi siebie.
Weźmy nadchodzącą rocznicę. Dla wielu osób spoza Izraela dzień 7 października będzie oznaczać rok od rozpoczęcia brutalnej wojny, której głównymi ofiarami byli niewinni mieszkańcy Gazy, a ich śmierć wliczana jest do dziesiątki tysięcy. W Izraelu 7 października przypada rocznica najczarniejszego dnia w historii Żydów od czasu Holokaustu prawie 1200 osóbw większości cywile, zostało zamordowanych, wielu z nich zgwałcono, torturowano i spalono żywcem.
Albo weź ostatnie dwa tygodnie. Dla wielu osób spoza Izraela rozlew krwi, który miał miejsce w ciągu ostatnich dwóch tygodni, stanowi potwierdzenie, że Izrael jest krajem, który najbardziej zagraża Bliskiemu Wschodowi, agresywną potęgą, która niezależnie od tego, co będzie dalej z Iranem, rozszerzyła już swoją wojnę, by zająć Liban, z uderza także w Jemen. Wewnątrz Izraela ostatnie dwa tygodnie są rozumiane jako moment, w którym kraj w końcu kontratakuje z pełnomocnikami reżimu, który stanowi prawdziwe zagrożenie dla Bliskiego Wschodu – mianowicie Iranem i jego teokratycznymi władcami. Przez lata Iran otaczał Izrael „pierścieniem ognia”, który obejmuje trzy grupy H: Hamas, Houthi w Jemenie i najlepiej uzbrojony z całej trójki Hezbollah, dzierżący ogromny arsenał i władzę państwa w ramach państwo. Ci aktorzy i Iran, nawiasem mówiąc, nie są zainteresowani po prostu położeniem kresu niesprawiedliwości izraelskiej okupacji po 1967 roku: ich deklarowanym celem jest koniec samego Izraela.
Dla wielu spoza Izraela, z zeszłego tygodnia zabicie przywódcy HezbollahuHassan Nasrallah był lekkomyślnym aktem izraelskiej eskalacji, który mógł wepchnąć Bliski Wschód w wojnę totalną i w równym stopniu spowodować ogromne straty w ludziach. Dla Izraelczyków był to akt samoobrony, polegający na ostatecznym wyeliminowaniu dowódcy armii, która przez cały rok ostrzeliwała północny Izrael – strzelanina, która rozpoczęła się 8 października w akcie samozwańczą solidarność z Hamasem i która nigdy się nie skończyła – powodując, że miasta i wsie na tym obszarze nie nadawały się do zamieszkania. Izraelczycy pytają, który kraj na świecie tolerowałby takie bombardowanie i pozostawił nietkniętego człowieka wydającego rozkazy, zwłaszcza gdy ten człowiek kiedyś wychwalał wygodę gromadzenia Żydów w jednym miejscu, w Izraelu, ponieważ to znaczyło nie trzeba „jechać na koniec świata”, aby je znaleźć. Przy okazji Izraelczycy lubią przypominać swoim krytykom o roli Nasrallaha po prawicy Bashara al-Assada, kiedy Hezbollah pomagał syryjskiemu dyktatorowi, gdy ten przystępował do morderstwa ponad 600 tys swego własnego ludu.
Albo weźmy wojnę, która sprawiła tyle bólu przez cały ostatni rok. To, co świat widzi w Gazie, to mroczny pas ziemi, który Izrael zmiażdżył, nie zważając na konsekwencje dla życia cywilów. Izraelczycy widzą okrutnego wroga Hamasu, który 7 października ujawnił swoje prawdziwe oblicze i który osadził się wewnątrz i pod ulicami i domami Gazy, wykorzystując całą populację jako… ludzka tarczatak że gdy giną tam niewinni, winę powinien ponieść Hamas.
Możesz tak dalej mówić, każdy przykład obnażający przepaść oddzielającą Izrael od części światowej opinii. Ale to wszystko wskazuje tylko na głębszą różnicę. Dla większości osób z zewnątrz Izrael jest regionalnym supermocarstwem, wspieranym przez globalne supermocarstwo. Jest mocny i bezpieczny. Ale od środka tak to nie wygląda. Izraelczycy postrzegają swoje społeczeństwo jako małe – wielkości New Jersey – oblężone i bezbronne.
Przez kilka dziesięcioleci reszta świata mogła uważać takie rozmowy za absurd; że niezależnie od pochodzenia Izraela, z państwem założonym zaledwie trzy lata po wyzwoleniu Auschwitz, kraj, który istniał teraz, był umięśniony i uzbrojony, nie miał się czego obawiać. Ale potem nadszedł 7 października.
Oglądać Jeden dzień w październikuskrupulatny dokument Channel 4 skupiony na Be’erikibucu, który tego dnia stracił jedną dziesiątą swojej populacji – ponad 100 osób – i zaczyna się rozumieć, dlaczego Izraelczycy nie czują się niepokonanym kolosem wyobraźni swoich krytyków. Mężczyzna opisuje, jak został osaczony w pokoju, będąc świadkiem wykrwawienia się swojej żony, a następnie nastoletniego syna, zastrzelonego przez metalowe drzwi, które stały między nimi a ludźmi Hamasu. Dziecko, obecnie dziewięcioletnie, wspomina nocowanie w domu przyjaciela, które zakończyło się zabraniem do Gazy jako zakładnika. Kobieta pamięta, jak raz po raz wzywała pomocy i że wojsko nigdy nie przybyło. Swoje najlepsze przyjaciółki próbowała pocieszać szeptanymi rozmowami telefonicznymi; zamiast tego słyszała ich ostatnie oddechy.
Niektórzy sprzeciwiali się wówczas mojemu użycie słowa pogrom opisać 7 października. Izrael jest państwem o zniechęcającej armii; niedorzeczne było używanie języka z czasów, gdy Żydzi byli bezbronną mniejszością. Ale to miało umknąć echa, jakie odczuwali ci, którzy to przeżyli: że przez te godziny, kiedy armia jeszcze do nich nie dotarła, byli tak samo bezsilni jak ich przodkowie w sztetlu. Dlatego tak wielu postrzegało 7 października nie tyle jako wydarzenie izraelskie, ile żydowskie.
Są dwie rzeczy do powiedzenia na temat tej ziewającej przepaści pomiędzy tym, jak świat postrzega Izrael, a tym, jak Izraelczycy postrzegają siebie. Po pierwsze, istnieje grupa, która codziennie styka się z obiema perspektywami i często znajduje się pośrodku. Myślę o Żydach z diaspory, którzy widzą, co Izrael robi i jak to wygląda z zewnątrz – a mimo to wiedzą od przyjaciół i rodziny, jak to jest wewnątrz.
Po drugie, jeśli w ogóle ma być nadzieja na położenie kresu straszliwej goryczy, która wypełnia tę część świata i promieniuje daleko poza nią, to ci, którzy stoją po przeciwnych stronach ziejącej przepaści, muszą spróbować, choćby przez chwilę. chwili, żeby zobaczyć, jak sprawy wyglądają z drugiej strony. Izraelczycy muszą mocno zastanowić się nad wpływem, jaki ich działania, tak doskonale uzasadnione w ich własnych oczach, mają na wszystkich wokół nich. A reszcie świata przydałoby się od czasu do czasu postawić się w sytuacji Izraelczyków i wyobrazić sobie, jak by to było być otoczonym przez wrogów, którzy marzą o twojej śmierci i którzy zaledwie rok temu ze wszystkich sił starali się te marzenia się spełniają.