Dwiec onalda Trumpa w Madison Square Garden miał być triumfalnym powrotem do miasta, które zasłynęło z jego sławy. Zamiast tego wydarzenie ponownie podgrzało napięcie na terytorium wyspy Portoryko, gdzie miejscowi twierdzą, że na kilka dni przed historycznymi wyborami w USA czują się jak obywatele drugiej kategorii.
Komentarze komika pod adresem wiec Trumpa w tym tygodniu, opisując Portoryko jako „pływającą wyspę śmieci”. podsyciło lokalną niechęć do kandydata Republikanówale ci, którzy tam mieszkają, nie będą mogli okazać swojej złości przez urnę wyborczą.
Mieszkańcy Portoryko należą do ponad 3 milionów Amerykanów, których głosy nie będą się liczyły podczas wyborów prezydenta kraju w przyszłym tygodniu.
Większość mieszkańców terytoriów USA – Portoryko, GuamSamoa Amerykańskie, Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych i Mariany Północne – są obywatelami i płacą podatki federalne. Wielu ma rodziny na kontynencie.
Ale terytoria nie mają głosów w kolegium elektorów, które ostatecznie decyduje o wyborze prezydenta.
„Są po prostu niewolnikami tego, co Kongres i prezydent chcą z nimi zrobić” – mówi Luis Fuentes-Rohwer, profesor prawa na Uniwersytecie Indiana. „Być obywatelem oznacza być członkiem wspólnoty politycznej. Nie w USA.
To jedna z niewielu rzeczy, która łączy tak odmienne terytoria, od Portoryko, zamieszkiwanego przez 3 miliony obywateli na Karaibach, po Samoa Amerykańskie, położone bliżej Australii niż Ameryka, licząca zaledwie 50 000 mieszkańców.
Zdaniem Kariny Claudio Betancourt, studentki Uniwersytetu Warszawskiego, mieszkańcy nie mają nic do powiedzenia na temat decyzji Waszyngtonu, które kontrolują ich codzienne życie. Portorykostolicy, San Juan.
„Wybory mają na nas wpływ, ponieważ prezydent decyduje, co teraz zrobić z Portoryko, a czego nie” – mówią.
Betancourt wskazuje na Donalda Trumpa odpowiedź na huragan Mariaktóre spustoszyło wyspę, oraz powołanie przez administrację Obamy komisji kontrolującej finansowanie rządowe.
„O podstawowych usługach transportowych, zdrowotnych i innych kwestiach, które mają na nas wpływ, decyduje Kongres Stanów Zjednoczonych i Rada Nadzoru Finansowego, ale nie możemy za tym głosować” – mówią. „Ludzie mają dość”.
Guam mieszkaniec Phillip Gilbert twierdzi, że pozbawianie wyborców danego terytorium praw wyborczych jest niesprawiedliwe.
„Czuję się okradziony, że nie mogę głosować” – mówi. „Jako członek służby szczególnie czuję, że jest to niesprawiedliwe po służbie mojemu krajowi”.
47-latek mógł zarejestrować się jako mieszkaniec stanu Waszyngton i głosować korespondencyjnie podczas stacjonowania w marynarce wojennej na Guam, ale Gilbert utracił prawo do głosowania na prezydenta po przejściu na emeryturę na tym terytorium.
Charles Ala’ilima zasiada w zarządzie Right to Democracy, jednej z rosnącej liczby organizacji działających na rzecz zapewnienia większym wpływom mieszkańcom danego terytorium – z których 98% to osoby kolorowe.
„Mamy do czynienia z odmiennością ludzi kolorowych, mieszkańców terytoriów, prawda?” mówi. „Jeśli faktycznie nie masz obywatelstwa i prawa do głosowania, zawsze będziesz uważany za innego, a nie za pełną część Stanów Zjednoczonych”.
Chociaż jego ojczyzna, Samoa Amerykańskie, może być zbyt mała, aby stać się samodzielnym państwem, reprezentację można by po prostu rozpocząć od zapytania Kongresu do obywateli, czy chcą być na stałe częścią Stanów Zjednoczonych, mówi Ala’ilima.
„Gdyby przedstawili to ludziom, spodziewam się, że 99% powiedziałoby, że będziemy stałą częścią Stanów Zjednoczonych… (i) Stany Zjednoczone będą musiały wówczas wprowadzić zmiany w swoim prawie, aby umożliwić temu terytorium stanie się pełnoprawną częścią procesu politycznego.”
Jednak terytoria mogłyby również mieć wpływ na prezydenturę poprzez zmianę konstytucji w celu przyznania im głosów w kolegiach elektorów, tak jak miało to miejsce w przypadku Waszyngtonu.
Wielu Portorykańczyków, którzy przenieśli się na kontynent, będzie mogło zabrać głos 5 listopada, a obie kampanie będą skierowane do dużych społeczności w Pensylwanii i na Florydzie.
Ci, którzy w międzyczasie pozostali na tym terytorium, podjęli liczne wysiłki, aby stać się samodzielnym państwem. Na wyspę zamieszkuje więcej mieszkańców niż pięć najmniejszych stanów razem wziętych państwowość jest wspierana przez wielu, ale ostateczna decyzja należy do Kongresu – i ostatnie wysiłki utknęły w martwym punkcie.
Te opóźnienia i utrzymujące się pozbawienie praw wyborczych oznaczają, że niektórzy Portorykańczycy chcą całkowicie opuścić orbitę USA.
We wtorek, obok wyborów lokalnych polityków i nieformalnego sondażu na swojego ulubionego kandydata na prezydenta, będą oni głosować na swojego siódme niewiążące referendum w sprawie statusu – tym razem przeciwstawienie pełnej i częściowej niepodległości państwowości.
„To niesprawiedliwe, że wszystkie te decyzje są podejmowane, jakbyśmy byli dzikusami, jakbyśmy byli ludźmi, którzy nie potrafią samostanowić” – mówi Betancourt. „Nie chcę głosować na Stany Zjednoczone – chcę głosować na prezydenta Portoryko”.
Dodatkowe raporty Mar-Vica Cakurangana z Guam