IPowszechnie twierdzi się, że demokracja nie może działać, jeśli nie ma dziennikarstwa i to wolnych mediów. Jak ludzie mają decydować o sposobie oddania głosu, jeśli nie mają dostępu do niezależnych, wiarygodnych informacji?
Z przed nami wybory w USAbyć może wkrótce się dowiemy.
Ponieważ bardziej niż kiedykolwiek wcześniej o wyborach zadecydują ci, którzy najmniej mają kontakt z profesjonalnymi mediami informacyjnymi – czyli z rodzajami przestudiowanych i zweryfikowanych treści, które prawdopodobnie znajdziesz w „New York Timesie” lub, jeśli o to chodzi, , Strażnik.
Według najnowszego raportu Digital News Report – ogólnoświatowego raportu – czterdzieści trzy procent obywateli USA unika wiadomości badanie wykorzystania mediów przeprowadzone przez Instytut Dziennikarstwa Reutersa na Uniwersytecie Oksfordzkim.
Większość z tych osób mimo to spotyka się z pewnymi wiadomościami – nie z powodu lojalności wobec marki lub aktywnego poszukiwania preferowanego zbytu, ale dlatego, że tak powiem, dlatego, że do nich docierają.
A to, co jest darmowe, jest albo motywowane stronniczo, albo finansowane z reklam – co oznacza, pełne treści nastawionych na przyciągnięcie gałek ocznych – sensacji i przynęty na kliknięcia.
To właśnie na niskich wiadomościach konsumenci skupiają się kandydaci biorący udział w kampanii i od których zależy wynik wyborów.
Istnieją istotne kwestie dotyczące konsumpcji wiadomości, które tym razem różnią się od ostatnich wyborów w USA.
Zanim jednak przejdę do tego, jak sytuacja zmieniła się od 2020 r., fakty, które już podałem, oznaczają, że wszystkie kontrowersje wśród osób zaangażowanych politycznie na temat tego, czy media głównego nurtu „prają umysł” Trumpowi, czy też takie media jak „Washington Post” czy „Washington Post” „Los Angeles Times”. publikować adnotacje redakcyjne kandydata, nie będzie miało wpływu na wynik wyborów.
Jest to debata na temat zasad i moralności, tocząca się wśród ludzi, którzy w przeważającej mierze podjęli już decyzję, jak głosować. Obywatele, którzy będą decydować o wyborach, prawdopodobnie nawet nie wiedzą o tych kontrowersjach, a gdyby wiedzieli, prawdopodobnie nie przejmowaliby się tym.
Badacze z Instytutu Reutersa podają, że po oderwaniu się od wiadomości ludzie mają trudności z ponownym dotarciem do nich, nawet jeśli chcą.
Benjamin Toff, autor książki o unikaniu wiadomościpisze: „To jakby próbować włączyć czwarty odcinek sezonu Gry o tron, nie wiedząc, kim są ci ludzie ani jaką to wszystko robi różnicę. Dla wielu ludzi takie jest ich zdanie na temat tych wiadomości.
Tradycyjnie misja dziennikarska polegała na wyjaśnianiu tego, co ważne, i angażowaniu osób niezaangażowanych. Choć nadal stanowi to część retoryki tej profesji, prawda jest taka, że większość poważnych organizacji informacyjnych publikujących wiadomości polityczne nie służy osobom niezaangażowanym politycznie.
Zamiast tego, w obliczu zniknięcia tak dużej ilości reklam z mediów na platformy internetowe, droga do stabilności finansowej poważnych mediów dziennikarskich polega na próbie nakłonienia ludzi, którzy już czytają wiadomości, do spędzenia większej ilości czasu z mediami i przekształcenia ich w płacących subskrybentów .
Dla poważnych mediów jest to niezbędne do przetrwania. Jednak oznacza to także porażkę misji dziennikarskiej.
Wszystko to podważa nasze konwencjonalne wyobrażenia o związkach demokracji i dziennikarstwa.
To prawda, że demokracja i dziennikarstwo dorastały razem i że jedno wzmacnia drugie, ale nie są one tak niepodzielne, jak sugeruje zawód dziennikarstwa. W starożytnej Grecji panowała demokracja (choć nie dla niewolników), ale nie było dziennikarstwa. Al Jazeera zajmuje się dziennikarstwem, ale ma swoją siedzibę w niedemokratycznym Katarze.
A w dzisiejszych zachodnich demokracjach mamy teraz dziennikarstwo polityczne, które może nie być już środkami masowego przekazu, ale mediami elitarnymi.
A poza tym, grając pod masą, mamy treść. Wszelkiego rodzaju treści, w większości stronnicze, zniekształcone, a czasem wprost kłamstwa.
Podczas ostatnich wyborów w USA w 2020 r. martwiliśmy się dezinformacją i teoriami spiskowymi rozpowszechnianymi w mediach społecznościowych, a w szczególności na Facebooku.
Cztery lata później konsumpcja wiadomości na Facebooku spada na całym świecie, głównie dlatego, że właścicielka Meta aktywnie do tego zniechęcała. TikTok zyskuje na popularności jako źródło wiadomości, wyprzedzając X (dawniej Twitter). Facebook i Twitter, mimo wszystkich swoich wad, rzeczywiście przeniosły treści z mediów głównego nurtu do nowych odbiorców.
Jednak obecnie coraz częściej to podcasterzy, vodcasterzy i influencerzy docierają do nowych odbiorców w mediach społecznościowych. I mają przynajmniej pewną szansę na dotarcie do osób niezaangażowanych i dających się przekonać. Dlatego zarówno Trump, jak i Harris spędzają z nimi czas.
Modne jest zrzucanie winy za wszystkie nasze obecne problemy społeczne w mediach społecznościowych. Blokowanie młodym ludziom dostępu do mediów społecznościowych jest obecnie w Australii dwustronną – choć źle zdefiniowaną – polityką. W końcu jest to o wiele łatwiejsze jako reakcja na kryzysy psychiczne wśród młodych ludzi niż radzenie sobie z kryzysem związanym ze zmianą klimatu, który sprawia, że depresja i stany lękowe są prawie nieuniknione.
Podobnie tradycyjne media informacyjne mają tendencję do obwiniania mediów społecznościowych za rozpowszechnianie dezinformacji i podważanie jakości dziennikarstwa.
Ale to tylko częściowo prawda.
Badania przeprowadzone w Australii i USA wykazały, że mainstreamowe media informacyjne przeżywały kryzys zaufania co najmniej od lat 70. XX wieku, na długo przed pojawieniem się Internetu, nie mówiąc już o Facebooku i TikToku. Sprostanie wyzwaniom związanym ze środkami publikacji znajdującymi się w znacznie większej liczbie rąk było zatem w opłakanym stanie.
Tymczasem, niedawny artykuł badawczy opublikowany w Nature sugeruje na podstawie ankiety, że fałszywe wiadomości i dezinformacja nie mają tak dużego wpływu, jak mogłoby się wydawać.
Badanie wykazało, że większość ludzi ma niewielki kontakt z fałszywymi i podżegającymi treściami i zwykle nie ma do nich zaufania. Poszukuje go jednak wąska, stronnicza grupa, wierząca treściom potwierdzającym i tak już ugruntowane poglądy.
Sugeruje to, że stronniczość polityczna napędza konsumpcję dezinformacji co najmniej w takim samym stopniu, jak i na odwrót.
Jest w tym wszystkim kilka jasnych punktów. Badanie Reuters Digital News Media pokazuje, że kraje, które dużo inwestują w media publiczne – takie jak nadawcy publiczni BBC w Wielkiej Brytanii i ABC w Australii – charakteryzują się znacznie wyższym wskaźnikiem zaangażowania w wiadomości i większe zaangażowanie polityczne.
Nie dotyczy to jednak USA, gdzie nadawanie publiczne jest niewielkie.
Rozwiązania? Nie mam prostych odpowiedzi, a problemem są szybko poruszające się cele. Do czasu następnych wyborów w USA wielu obywateli może korzystać z wiadomości pisanych przez sztuczną inteligencję. Jeśli będziemy mieli szczęście lub jeśli rządy mądrze zareagowały na zmiany regulacyjne, roboty będą agregować wiarygodne źródła.
Ale jak dotąd nie byliśmy ani mądrzy, ani szczęśliwi.
W międzyczasie, gdy piaski się pod nami przesuwają, jeśli chcemy, aby wyborcy byli dobrze poinformowani, musimy znaleźć sposób na finansowe wsparcie i ożywienie misji dziennikarskiej – wykraczającej poza wewnętrzne pogawędki w elitach.
-
Margaret Simons jest wielokrotnie nagradzaną niezależną dziennikarką i autorką. Jest honorowym głównym członkiem Center for Advancing Journalism i członkiem zarządu Scott Trust, właściciela Guardian Media Group