Palisady zniknęły.

W dzielnicy Pacific Palisades w Los Angeles ulica za ulicą pełna jest rzezi, która stanowi część historii gwałtownej burzy ogniowej, która przetoczyła się przez ten obszar w ciągu ostatnich dwóch dni.

Powalone drzewa i słupy telefoniczne walają się po drogach, a ich sterty gałęzi i zwisające druty są świadectwem wiatru, który smagał płomienie. Skrzyżowania są zalane wodą, nawet po utracie ciśnienia wody, co utrudnia wysiłki podczas krwawej strzelaniny. Rezydencje wzdłuż żółtych plaż wydrążone, domy w pobliskich kanionach obrócone w pył.

Ponieważ w czwartek rano najbardziej aktywna flanka pożaru przesunęła się poza społeczność, zespoły strażaków pracowały przez cały dzień, aby ugasić punktowe pożary w tlących się dzielnicach, w których kiedyś stały domy, firmy, szkoły i kościoły.

Władze podały, że na podstawie badań lotniczych przeprowadzonych dzień wcześniej oszacowały, że w pożarze zniszczono co najmniej 5300 budynków.

Chociaż chaos tutaj ucichł, katastrofa wciąż się rozwija. Brzęczenie samolotów i helikopterów biorących udział w strzelaninie przebija ciszę panującą nad opuszczonymi dzielnicami, przerywaną jedynie tryskającą wodą i gadaniem małych ptaków zamieszkujących szkielety drzew. Ozdoby świąteczne nadal wiszą na schodach, które obecnie prowadzą jedynie do dymiących gruzów, a zielone trawniki przebijają się przez morze czerni i szarości.

Strażacy wciąż pracujący w mocno zniszczonych dzielnicach Palisade mają nadzieję, że uda im się przynajmniej zabezpieczyć pozostawione domy przed ogniem, który może szybko wybuchnąć ponownie, gdy wiatr będzie nadal wiał.

„To łamie serce” – powiedział Jacob Ruano, strażak należący do załogi Służby Leśnej Stanów Zjednoczonych z siedzibą w pobliżu jeziora Tahoe. Ruano i jego zespół ledwie zrobili sobie przerwę w walce z pożarami i opisał trudności, z jakimi musieli się zmierzyć, aby uzyskać dostęp do obszarów o wąskich, krętych drogach zablokowanych przez porzucone samochody, gdy gwałtowne podmuchy niosły w ich stronę płomienie.

Chociaż te bitwy były trudne fizycznie, pociągnęły za sobą także emocjonalne żniwo. W gruzach dostrzegł pozostawioną przez dziecko sprężynową zabawkę. „A co by było, gdyby to był mój dom? A co by było, gdyby to był dom mojego dzieciństwa?” powiedział. „Mam córkę i to jest druzgocące. Chcemy przynajmniej zabezpieczyć to, co już zostało uratowane”.

Dla wielu mieszkańców tej niegdyś tętniącej życiem wioski nie pozostanie już do czego wracać.

Zdjęcie satelitarne pokazuje spalone domy w Pacific Palisades, dzielnicy Los Angeles w Kalifornii. Zdjęcie: Zdjęcie satelitarne ©2025 Maxar Technologies/AFP/Getty Images

Daniel Clive McCallum wiedział, że jego dom spłonie, kiedy w końcu wydostał się z kanionu we wtorek około godziny 21:00. Jednak wracając w czwartek na rowerze z torbami w ręku, aby zebrać wszelkie rzeczy, które udało się ocalić z popiołów, był zdumiony, że ukazano pełen zakres zniszczeń.

McCallum i jego żona przeprowadzili się do tej okolicy niedaleko Kanionu Topanga, aby założyć rodzinę. Nie chcieli narażać swoich dzieci na ewakuację ogniową i towarzyszący im terror.

„Teraz mam dwójkę dzieci i muszę im tłumaczyć, że nie mogą wrócić do domu” – powiedział, wpatrując się w ślad po miejscu, gdzie kiedyś znajdował się ich dom.

On i inni opisali Palisades jako raj dla rodzin, kawałek rozległego Los Angeles, który miał atmosferę małego miasteczka. Tutaj nawiązały się ścisłe więzi, dzieci mogły chodzić do szkół, sklepy były za rogiem i mnóstwo wydarzeń, bezpieczne miejsca do zabawy i gromadzenia się.

Teraz, jak powiedział McCallum, gabinet pediatry jego dzieci już nie istnieje. Plac zabaw zniknął. Kino, kawiarnie – a przede wszystkim – cała okolica zniknęła.

„Gdyby nasz dom stał, nadal musielibyśmy się przeprowadzić” – powiedział. „Nie możemy wychowywać dzieci w strefie działań wojennych”.

W ostatnich godzinach, zanim dowiedział się, że musi wyjechać, McCallum wylał wiadra z wodą na swój dom i odsunął od niego roślinność. Wysadził jedną roślinę doniczkową na zewnątrz, myśląc, że może przetrwa, nawet jeśli dom tego nie zrobi.

Dom płonie w wyniku pożaru Palisades w Pacific Palisades w Kalifornii. Zdjęcie: Agustin Paullier/AFP/Getty Images

Kiedy ocenił, co było całkowitą stratą – nawet sztućce się stopiły – podniósł doniczkę z przypaloną rośliną i zdecydował, że ją namoczy. Może uda się jeszcze coś uratować.

Ale na razie McCallum próbuje po prostu przetrawić to, co się stało. Jego dzieci nie będą miały dzieciństwa w tym malowniczym miejscu, które nazywał sanktuarium. Małżeństwo po 90. roku życia, którego dom w tej dzielnicy spalił się jako jeden z pierwszych, prawdopodobnie nie doczeka się jego odbudowy. Są też uderzające momenty, które ubarwiły to wydarzenie.

„Najbardziej szaloną rzeczą około 20:30 w nocy było to, że na środku ulicy stała choinka wysoka na około 3 metry, która się zapaliła” – powiedział McCallum, wspominając moment pauzy, zanim wiedział, że musi wyjść. „Wiatr spychał go na środek naszej ulicy i była to najbardziej hipnotyzująco piękna rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem, a jednocześnie przerażająca.

„To było jak gigantyczna włócznia zapalona w ogniu i po prostu wystrzeliła w dół naszej ulicy – ​​to rzeczy, których nigdy nie zapomnisz”.

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj