Apo pewnym czasie będziesz chciał żyć sam. A potem to się dzieje i odkrywasz wszystko, co jest w tym trudne. Zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę nie chciałeś żyć sam, byłeś po prostu smutny i wyobcowany w swoim starym życiu.
Pandemia przetasowała społeczeństwo w sposób, którego nie można było przewidzieć. Czasami mam wrażenie, że życie, które prowadzę teraz, powstało dzięki temu, że przeszedłem przez portal do równoległego świata. Istnieje niepokojący przeskok pomiędzy życiem przed Covid-19 a życiem obecnym. W historii niestabilnych warunków mieszkaniowych, które charakteryzowały moje lata 20. i 30., i których nie mam nic poza żalem, był moment, gdy z niekwestionowanej, choć przygnębiającej rzeczywistości, zmieniło się to w coś emblematycznego.
Wiele osób odkryło, że ich przyjaciele skrywają sekrety lub skłonności, które nasiliły się w tak stresującej sytuacji. Jedna z najbardziej irytujących świadomości dotyczyła różnicy klasowej – nagle ludzie otrzymali spadki, które chcieli chronić, lub otrzymali depozyty, które pozwoliły im wyprowadzić się z upadających udziałów w domu. Nagle ludzie zawierali małżeństwa lub wyprowadzali się, a delikatna ekologia przyjaźni i sieci kontaktów zniknęła.
Nie dziwi mnie, że ostatnio przetoczyła się ogromna fala dyskusji na temat tego, jak zaniedbanie właścicieli nieruchomości rujnuje życie i zdrowie ludzi; Jak dzieci umierają na czarną pleśń; Jak nadal trwa wyprzedaż mieszkań socjalnych w Anglii lub nieodpowiedzialnie zburzony; jak tysiące ludzi doświadczyło spadku wartości swoich domów do zera z powodu niebezpiecznej okładziny; jak nawet ocaleni z Grenfell nie zostali odpowiednio zakwaterowani; jak rodziny wtłaczane są na lata do tymczasowego zakwaterowania; jak migranci byli atakowani, z rasistami próbując spalić ich żywcem w pokojach hotelowych; jak masz cholerną szansę na płatek śniegu, aby zdobyć stały dach nad głową, jeśli nie masz pieniędzy od rodziny, zwłaszcza w Londynie.
W dziwny sposób zetknąłem się ze skutkami mojego wędrownego życia. Nigdy nie byłam stabilna i zawsze musiałam radzić sobie z różnymi komentarzami – od irytacji po smutek – na temat tego, że nigdy nie można mnie unieruchomić. Ludzie często zaczynali e-maile od słów „Gdzie na świecie jesteś?” lub „w jakim mieście będziesz następnym razem?” Martwiło mnie w tym to, że nie ruszyłem się z wyboru. Zwykle działo się tak dlatego, że nie było mnie już stać na mieszkanie, albo zostało ono wyprzedane ode mnie, albo musiałam opuścić złą sytuację współlokatora. Raz nawet zrezygnowałam z mieszkań socjalnych, bo atmosfera stała się okropna, ale rok później powiedziano mi, żebym opuściła nie nadającą się do użytku część prywatnego domu. Skończyłem w zaniedbanym mieszkaniu z iskrzącym licznikiem prądu i spędziłem nowy rok malując ściany i kładąc podłogi. Ale było to tylko tymczasowe i 18 miesięcy później otrzymałem stypendium i przeprowadziłem się do Europy kontynentalnej.
Nie wiem, czy będę jeszcze mieszkać w Londynie. Od czasu wyjazdu udało mi się stworzyć początki nowego życia, a nowi przyjaciele i relacje zastąpiły te, które straciłem. Oprócz jednego krótkiego, żałosnego powrotu do domu rodzinnego, jaki spędziłem Boże Narodzenie sam co roku od 2020 roku. Przychodzi moment, w którym musisz dokonać wyborów, których wolałbyś nie robić, ponieważ zdajesz sobie sprawę, że życie, które zbudowałeś, jest niewystarczające. Odwracasz się i zdajesz sobie sprawę, że twój dom nie jest twoim domem, twoje miasto nie jest twoim miastem.
W tym czasie odbyłem kilka odosobnień i szczególnie podobało mi się robienie ich w ciszy. Zacząłem zapominać, że w ogóle był dzień Bożego Narodzenia i spędzałem czas na czytaniu, spacerach lub spaniu. Po raz pierwszy poczułam się jak w domu we własnym ciele – we własnym umyśle. Nie sądzę, żeby była to jakaś wielka wiedza wyzwoleńcza, ponieważ ostatecznie wynikła z niepewności, z posiadania 25 adresów w ciągu 20 lat. Wyłoniło się z sił gentryfikacji, które niszczą dzielnice i rozpraszają społeczności. To wynik pandemii. Obecnie staram się podchodzić do tego bardziej trzeźwo, bez wpadania w myśl, że to czyni mnie jakimś Scrooge’em, jakimś Grinchem. Kocham Święta Bożego Narodzenia, gdziekolwiek jestem. Po prostu nie sprawia mi to radości w oczekiwany sposób.