I nie wiem, czy zawsze bałam się wody, ale nie pamiętam czasu, kiedy się nie bałam. Pamiętam, że jako dziecko siedziałem obok wanny i patrzyłem, jak się napełnia, aby nie zalać domu, gdybyśmy odeszli, gdy kran był jeszcze odkręcony. Nie miałem żadnych złych doświadczeń (które pamiętam); mój strach wydawał się wrodzony.
Jak większość Australijczyków, w szkole podstawowej miałem lekcje pływania. Jednym z pierwszych zadań było zanurzenie twarzy i głowy w wodzie, na co stanowczo odmówiłem. Instruktor powiedział mi, że gdybym tego nie zrobił, musiałbym pozostać na pierwszym pasie, a małe dzieci bawiły się w wodzie. Powiedziałem, że wszystko w porządku, a potem zostawiła mnie w spokoju. Dlatego nigdy nie nauczyłam się pływać.
Całkiem nieźle sobie poradziłem, maskując swoją niezdolność – stałem się kimś, kto „nie był plażowiczem”. A kiedy już poszłam na plażę lub basen, mogłam brodzić i pluskać się w mieliźnie – nikt nie zauważył, że rzadko chowam głowę pod wodę.
Zauważyłam jednak, że kiedy przechodziłam obok basenu w drodze na siłownię, zapach chloru napełniał mnie dławiącym niepokojem. Brakowało mi tchu, dopóki z moich nozdrzy nie wydostał się mocny, chemiczny zapach.
Kiedy zostałam rodzicem, miałam te same natrętne myśli, które mają wszyscy rodzice: co się stanie, jeśli moje dziecko przestanie oddychać podczas snu? A co jeśli zakrztusi się jedzeniem? A co jeśli będziemy szli obok rzeki i oboje się do niej wślizniemy, a ja nie będę mógł nas uratować?
Nauczyłam się pierwszej pomocy dla niemowląt, przestudiowałam zasady bezpiecznego snu; Pomyślałem, że naprawdę powinienem nauczyć się pływać.
Perspektywa pójścia na lokalny basen po trzydziestce i zapytania o lekcje pływania dla początkujących („Nie, nie muszę pracować nad udarem, muszę popracować nad zanurzeniem twarzy w wodzie”) nieco zawstydzający. Perspektywa znalezienia kąpiących się, które pasowałyby mi w okresie poporodowym, tym bardziej. Stojąc na brzegu basenu i czekając na rozpoczęcie pierwszej lekcji, zebrały się tam inne kobiety w moim wieku, aby oglądać lekcje swoich dzieci. Pojawiła się myśl, że jestem trochę żałosna i martwię się, że mogę płakać.
Podzieliłem się tymi uczuciami z przyjacielem, który powiedział, że nauka nowej umiejętności, takiej jak pływanie, nie różni się od nauki gry na gitarze u osoby dorosłej. Ale bardziej przypominało to nieumiejętność czytania – zakładano, że każdy już to potrafi, a co z pewnością musi być trudniejsze do zrozumienia dla osoby dorosłej.
Powszechnie przyjmuje się, że wszyscy dorośli Australijczycy potrafią pływać, ale… prawie czwarta z nas zgłasza słabą zdolność pływania lub jej brak. Więc prawie nie jestem sam, chociaż nigdy nie słyszałem, żeby inna dorosła osoba mówiła, że nie umie pływać.
Na mojej pierwszej lekcji było tylko dwóch uczniów – ja i Anglik w średnim wieku, który miał proste, niemal rozdzierające serce pragnienie, aby po raz pierwszy popływać w morzu. Choć trudno było mi pojawić się na tej lekcji, założę się, że dla niego było to bardziej trudne.
Zaczęliśmy od małych rzeczy. Żadnego zanurzania twarzy w wodzie, po prostu kopanie, gdy leżymy na plecach i oswajamy się z tym, że mamy uszy pod wodą. Na początku kopałam nogami, ale nigdzie nie poszłam. Powiedział instruktorowi, że najwyraźniej się nie ruszam. Roześmiała się i powiedziała, że niedługo to zrobię.
I nie wiedząc, co się zmieniło, zacząłem się poruszać. Udało mi się zrobić głośne, ale spokojne okrążenia, w górę i w dół, w górę i w dół, ściskając deskę, nieraz uderzając głową o ścianę, nie zdając sobie sprawy, że po to były flagi przed nami.
Pierwszą lekcję opuściłem podekscytowany. Zrobiłem to. pływałem. Nie utonęłam i nikt się ze mnie nie śmiał. Jasne, użyłem urządzenia unoszącego się na wodzie, ale wyszedłem stamtąd trochę lepiej niż wtedy, gdy wszedłem.
Kiedy przyszedł czas na zanurzenie twarzy w wodzie, instruktor opowiedział nam o dmuchaniu baniek. To była koncepcja, o której nigdy nie słyszałem. W rzadkich przypadkach, gdy zanurzałem się w wodzie, wstrzymywałem oddech. Po tej lekcji pytałem ludzi, czy wiedzą, że zadaniem człowieka jest dmuchanie baniek pod wodą. Powiedzieli: „Oczywiście! Co jeszcze byś tam zrobił?”
Mój postęp jest powolny, ale lepszy, niż się spodziewałem. Całe lekcje spędzam pływając w górę i w dół w podgrzewanym krytym basenie dla dzieci, ćwicząc dmuchanie baniek, a czasem nawet zanurzając oczy pod wodą. Po każdych zajęciach zdobywałem nową umiejętność lub w niewielkim stopniu ją poprawiałem.
Szybko uzależniło. Poczucie, że robię coś, czego nigdy nie robiłem, że przezwyciężam strach, którego nigdy nie spodziewałem się pokonać. Zacząłem chodzić sam na basen, pływać okrążenie za okrążeniem, ćwicząc wszystko, czego nauczyłem się na lekcji z tego tygodnia, próbując opanować maleńką, stopniowo nabytą umiejętność odrywania jednej ręki od deski lub oddychania w lewo, a potem w prawo .
Spędzałem godziny, trzymając makaron w basenie, podskakując obok grup towarzyskich nastolatków na ścieżce rekreacyjnej i ćwicząc zanurzanie twarzy w wodzie.
Kiedy pewnego dnia wszedłem do basenu, nagle uświadomiłem sobie, że zapach chloru wywołał moje podekscytowanie, a nie przerażenie. Zaczęłam uczyć się pływać ze względu na dziecko, ale zostałam dla siebie i dla euforii, jaką odczuwałam na myśl o przebywaniu w wodzie, o pokonaniu strachu przed pływaniem. Przestałem zauważać dyskomfort związany z wodą na twarzy, nosie i uszach, a zamiast tego zacząłem zauważać wzory światła tańczące na płytkach basenu. Zacząłem cieszyć się tym pędzącym ciśnieniem i ciszą, która uderzała w moje uszy, gdy byłem zanurzony.
Zauważyłam, że mój syn też boi się wody. Napina się po umieszczeniu w wannie i przylega do mnie pod prysznicem i na basenie. Sprawdzam, czy fobie można dziedziczyć (mogą być). Jeśli przekazałam mojemu dziecku strach przed wodą, mam nadzieję, że będę mogła przekazać mu także wiedzę na temat jego przezwyciężania. Jeszcze tam nie jestem, ale jestem coraz bliżej.