IW następstwie nagłego wybuchu przemocy lub niepokojów często pojawia się krótkie, istotne okno, w którym można wyciągnąć narrację o tym, co faktycznie się wydarzyło. W ostatni piątek, dzień tamtego przemoc uliczna pomiędzy izraelskimi kibicami Maccabi Tel Aviv a mieszkańcami Amsterdamu trafiło na pierwsze strony gazet na całym świecie – wraz z doniesieniami o antysemickich ataki typu „uderz i uciekaj”. w holenderskim mieście – decyzja państwa izraelskiego o wysłać samoloty wojskowe do fanów transportu powietrznego do domu, a także opisanie przez izraelskiego prezydenta Izaaka Herzoga tych wydarzeń jako „antysemickiego pogromu” odegrały kluczową rolę w scementowaniu konkretnej historii. Podobnie brzmiały słowa króla Holandii, który stwierdził, że jego naród „zawiódł” społeczność żydowską, podobnie jak podczas drugiej wojny światowej – kiedy trzy czwarte holenderskiej populacji Żydów zostało zamordowanych przez nazistów.
Jednak gdy pojawiło się więcej dowodów, ukazał się bardziej złożony obraz. Ujawniono, że od nocy poprzedzającej mecz twardogłowi zwolennicy Maccabi Tel Aviv – klubu słynącego wśród niektórych fanów z rasizmu i chuligaństwa – zerwali palestyńską flagę z fasady budynku i ją spalili, zaatakował jedną taksówkę za pomocą pasów i niszczył innych. Wśród godnych ubolewania pieśni, które uznali za stosowne wykrzykiwać na ulicach Amsterdamu, będącego domem dużej społeczności muzułmańskiej, znajdowały się: „Niech IDF (armia izraelska) wygra, będziemy pieprzyć Arabów”, „Pierdol się Palestyno” i „Dlaczego nie ma szkoły w Gazie? Tam nie ma już dzieci.”
Ich słowa skupiają uwagę na słoniu w pokoju. Brutalna wojna Izraela w Gazie, w której zginęło obecnie ponad 45 000 Palestyńczykówgłównie kobiety i dzieci, wysiedlili większość ludności i zdziesiątkowali oblężone terytorium z taką zaciekłością, że nie nadawało się ono do zamieszkania. Po roku, w którym wielu zachodnich polityków i komentatorów wydawało się bardziej zaniepokojonych, powiedzmy, protestami na kampusach przeciwko wojnie niż apokaliptyczną rzezi w Gazie, historycznie niepiśmienni wymowa określenia „pogrom” w stolicy Holandii zdawała się opierać na tym samym scenariuszu: pomijanie lub bagatelizację izraelskiej przemocy.
Najgorszym tego przejawem była orwellowska dwumowa na widoku, kiedy materiał filmowy przedstawiający zwolenników Maccabi Tel Awiw atakujących miejscową ludność w pobliżu głównego dworca kolejowego w Amsterdamie został opisany jako coś zupełnie przeciwnego: jako brutalny atak na izraelskich Żydów. (The Guardian opublikował korekta pakietu materiałów wideo w sobotę 9 listopada.) Holenderski fotograf, który filmował te wydarzenia, nie żyje prosząc serwisy informacyjne aby poprawić błąd. Zbadanie problemu w segmencie poświęconym wykrywaniu przypadków fałszywych wiadomości, France24 w tę środę poinformowało, że BBC, Wall Street Journal i CBS News w dalszym ciągu publikują nagrania z błędnymi podpisami.
To, co wydarzyło się w Amsterdamie – i, co najważniejsze, relacje w mediach i reakcje polityczne – wydawało się znajome, wpisując się w kontury naszych szkodliwych i powodujących podziały rozmów na temat antysemityzmu. Niezbędne obalenie dominującego jednostronnego wizerunku miało na celu ukazanie jawnego rasizmu antyarabskiego i antypalestyńskiego. Jednak w ten sposób antysemityzm, który był jednym z czynników walki, był często pomijany lub tuszowany. Początkowe, zniekształcone relacje same w sobie wywołały nadmierną korektę, skupiając nas w spolaryzowanych stronach: albo dotyczyły bandyckiej nienawiści do Palestyny, albo było to szerzący się antysemityzm, ale nie jedno i drugie. Jednak ocena bardziej odpowiadająca połączonemu i spójnemu antyrasizmowi uznałaby, że zrozumiała wrogość wobec państwa Izrael podczas trwającej wojny czasami wyraża się poprzez antysemityzm i wyraża się jako przemoc.
W Amsterdamie widzieliśmy to w przerażające wezwanie o „polowaniu na Żydów” na czacie koordynującym atak oraz użycie holenderskiego rasistowskiego obelgi tłumacząc jako „Żyd-rak”; w przypadkach, gdy osoby uważane za Żydów były zatrzymywane i pytane o narodowość lub rzekomo zmuszane do powiedzenia „wolna Palestyna”, aby uniknąć napaści. Tak się nie dzieje, ponieważ krytyka Izraela i nienawiść antyżydowska to jedno i to samo. Dzieje się tak raczej dlatego, że antysemityzm, jak twierdzą uczeni tacy jak profesor David Feldman z Birkbeck na Uniwersytecie Londyńskim, można przyrównać do zbiornik, który biegnie głęboko w poprzek Społeczeństwa europejskie: łatwo dostępny język uprzedzeń, odwoływany w chwilach prowokacji, kryzysu lub napięcia. Im lepiej rozumiemy to jako siłę społeczną, tym skuteczniej będziemy w stanie się jej przeciwstawić.
Ale jest jeszcze jedna warstwa tej smutnej historii. Określanie przemocy w Amsterdamie jako czysto antysemityzmu pomogło wzmocnić skrajną prawicę. Holenderski rząd jest zdominowany przez Partię Wolności (PVV), na której czele stoi antyislamski i antyimigrancki Geert Wilders. I ta impreza taka jest podążając za wytartym scenariuszem stosowane przez skrajną prawicę w całej Europie: wspieranie Izraela, udawanie, że przejmuje się antysemityzmem i wykorzystywanie obu do szerzenia szerzącej się islamofobii. Partie skrajnie prawicowe – często mające niesmaczne osiągnięcia w zakresie antysemityzmu – gonią za politycznym odrodzeniem, sytuując się jako samozwańczy obrońcy społeczności żydowskich w walce na skutek zderzenia cywilizacji z islamem.
Uzyskawszy globalną aprobatę za napędzane nienawiścią i bigoterią błędne interpretowanie wydarzeń, Wilders grozi teraz, że deportować i pozbawić obywatelstwa spośród osób, które jego zdaniem podżegały do przemocy: holenderskich Marokańczyków. I tak rzekome obawy skrajnej prawicy związane z antysemityzmem zostają przekierowane w stronę wykorzystania władzy państwa w celu pozbawienia obywatelstwa innej rasistowskiej osoby. Jeśli chodzi o Społeczności żydowskie i muzułmańskie w Amsterdamiepozostali przestraszeni, zszokowani i wstrząśnięci konsekwencjami sił politycznych, które zamierzały wzniecać napięcia w ramach realizacji programu skierowanego przeciwko migrantom i muzułmanom.