DPragnienie onalda Trumpa, aby zakończyć wojnę na Ukrainie, może być szczere, ale jego motywy są egoistyczne. Chce chwały wynikającej z zawarcia umowy i to nie obchodzi czy to sprawiedliwe czy nie. Jeśli chodzi o Władimira Putina, pragnie on jedynie pokoju na warunkach pozwalających osiągnąć rzeczy, których armii rosyjskiej nie udało się dokonać siłą. Kreml żąda terytorium niezdobytego jeszcze na polu bitwy i ograniczenia zdolności Ukrainy do działania jako w pełni suwerenne państwo.
Trump nigdy nie okazywał naturalnej niechęci do dawania Putinowi tego, czego chce. Nie wywierał poważnej presji na Kreml, aby zaprzestał agresji, ani nie zganił prezydenta Rosji za rozpoczęcie wojny. Nie widzi nic złego w procesie, w którym dyskutuje się o losach kraju, w tym o de facto podziale jego terytorium, bez przedstawicieli tego kraju przy stole.
Jeśli interesy Ukrainy w ogóle zostaną uwzględnione w myśleniu Białego Domu, będzie to zasługa wytrwałej dyplomacji prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i jego europejskich sojuszników. Ich interwencje jak dotąd zapobiegły całkowitej sprzedaży Kijowa przez Trumpa, ku frustracji Kremla. Tegotygodniowa podróż wysłannika Białego Domu Steve’a Witkoffa do Moskwy – zwykle łatwowiernego słuchacza rosyjskich negocjatorów – przyniosła żadnego przełomu. Putin przypisuje impas „sabotażowi” procesu przez europejskich członków NATO. Jakiekolwiek uznanie ukraińskich interesów traktuje jako atak na rosyjską godność narodową.
Rosyjska propaganda często określa Wielką Brytanię jako złoczyńcę w tym względzie, co Sir Keir Starmer powinien uznać za komplement w uznaniu jego zasług dla sprawy ukraińskiej samoobrony. Premier zasługuje na uznanie za udział w połączonych europejskich wysiłkach mających na celu przeciwstawienie się uległości Białego Domu wobec Putina oraz za jego wiodącą rolę w koordynowaniu „koalicja chętnych”, aby okazać niezachwianą solidarność z panem Zełenskim.
Skorygowanie prorosyjskich uprzedzeń Trumpa to syzyfowe zadanie. Należy stale podtrzymywać wysiłek dyplomatyczny. Tymczasem europejscy przywódcy muszą zawsze zwracać uwagę na swój obowiązek budowania autonomicznej zdolności do ochrony kontynentu. Pod tym względem Sir Keir jest mniej konsekwentny. Uzgodnił co do zasady europejskie porozumienie w sprawie obronności i bezpieczeństwa, a w ostatnich tygodniach z coraz większym przekonaniem wypowiadał się o potrzebie ściślejszej współpracy UE. W praktyce zbliżenie utknęło w martwym punkcieczęściowo z powodu braku impulsu politycznego ze strony Downing Street.
w przemówienie na początku tygodnia premier ponownie podkreślił, że nie ma dylematu, jeśli chodzi o stosunki z Europą i USA. Taki pogląd jest albo naiwny, albo nieszczery. Trump nie jest wiarygodnym sojusznikiem Europy ani nikogo innego. Czasami mówi o UE z nierozcieńczona wrogość. Jego polityka handlowa nie uznaje wspólnych interesów strategicznych, a jedynie klientów i wrogów. To uprzedzenie nie jest cechą charakterystyczną obecnego prezydenta. Jest osadzony w ideologii republikańskiej. Byłoby nierozsądne, gdyby jakikolwiek kraj europejski kładł swój interes narodowy na partnerstwie transatlantyckim.
Koniec pobłażania Trumpowi rosyjskim argumentom Ukraina jest ostrzeżeniem. Czy w przypadku jeszcze większego kryzysu bezpieczeństwa można było liczyć na to, że Waszyngton stanie po stronie Europy przeciwko Kremlowi? Fakt, że odpowiedź jest niepewna, powinien skłonić Sir Keira do przyspieszenia realizacji deklarowanych ambicji przywrócenia bliskości z Europą. Niejasne aspiracje muszą teraz pilnie stać się konkretnymi umowami.
-
Czy masz opinię na temat kwestii poruszonych w tym artykule? Jeśli chcesz przesłać odpowiedź zawierającą maksymalnie 300 słów e-mailem, aby uwzględnić ją w publikacji w naszym beletrystyka odcinek, proszę kliknij tutaj.