WKiedy w zeszłym tygodniu trafiły do ​​sprzedaży pierwsze bilety na Mistrzostwa Świata 2026, miliony fanów ustawiły się w internetowych kolejkach, aby przekonać się, co tak naprawdę oznacza zapewnienie Gianniego Infantino, że „świat będzie mile widziany”. Najtańsze, niedrogie miejsce na przyszłoroczny finał, gdzieś w gronie bogów stadionu MetLife w New Jersey, mieszczącego 82 500 miejsc, gdzie gracze to tylko plamki, a o piłce nożnej krążą plotki, kosztuje 2030 dolarów (zbiornik tlenu nie jest wliczony w cenę). Według klientów ceny większości miejsc na górnym pokładzie wahają się od 2790 do 4210 dolarów który w końcu rzucił okiem na ceny które były pilnie strzeżone. The bardzo reklamowane bilety za 60 dolarów w przypadku meczów fazy grupowej, wspieranych przez FIFA jako dowód przystępności cenowej, istnieją jedynie jako komicznie maleńkie zielone smugi na krawędziach cyfrowych map miejsc, niewiele więcej niż miraże inkluzywności.

FIFA aż do momentu sprzedaży trzymała koszty w tajemnicy, zastępując zwykle publikowaną tabelę punktów cenowych cyfrową loterią, która decydowała, kto w ogóle będzie miał szansę kupić. Miliony godzinami wpatrywały się w ekran kolejki, podczas gdy algorytmy określały ich miejsce w kolejce. Kiedy większość z nich w końcu uzyskała do nich dostęp, tańsze sekcje już zniknęły, a wiele z nich prawdopodobnie zostało połkniętych przez boty i masowych nabywców (i to zanim FIFA po cichu podniosła ceny co najmniej dziewięciu meczów już po jednym dniu sprzedaży). Cały proces przypominał nie tyle wydanie biletu, ile sesję psychologiczną mającą na celu sprawdzenie, ile frustracji i niedoborów będzie tolerować społeczeństwo.

FIFA upiera się, że jest to jedynie dostosowanie do „norm rynkowych” w Stanach Zjednoczonych, gdzie większość meczów będzie rozgrywana, tak jakby żłobienie kibiców było praktyką kulturową, którą należy szanować jak zakazu piwa na mundialu w Katarze. W pewnym sensie są na topie. Spekulacje i wyzysk od dawna służą jako artykuły wiary Ameryki w obliczu braku religii narodowej. W rzeczywistości to, co nabiera kształtu, to nie tyle globalny festiwal piłki nożnej, co laboratorium fintech, w którym można znaleźć wszystko, co uczyniło współczesną rozrywkę tak wyczerpującą. Organ zarządzający połączył wszystkie czynniki drażniące współczesne życie konsumentów – dynamiczne ceny, loterie algorytmiczne, niekończące się logowania, a nawet pozostałości po nieudanym boomie kryptograficznym – w jedno zabójcze doświadczenie, którego celem jest przekształcenie dostępu w towar. To Puchar Świata przeprojektowany z myślą o epoce monopolu Ticketmaster-Live Nation, gdzie dreszczyk emocji fandomu spotyka się z kalkulacją spekulacji funduszy hedgingowych.

Historia zaczęła się podczas szaleństwa NFT w 2022 r., kiedy FIFA uruchomiła Fifa+ Collect, obiecując fanom „niedrogą własność” cyfrowych momentów piłkarskich – Pelé podnoszący trofeum z 1970 r., solowy występ Maradony w 1986 r., gol Kyliana Mbappé w finale 2018 r. – każdy sprzedawany jako przedmiot kolekcjonerski oparty na technologii blockchain. Kiedy rynek się załamał (niespodzianka quelle), FIFA podgrzała własne nachos, po cichu zmieniając oznaczenie tokenów jako możliwości sprzedaży biletów. Nowy program, sprzedawany pod przerażającą korporacyjną nazwą Prawo do zakupu (RTB), oferuje kibicom szansę zakupu NFT, które by to umożliwiały pewnego dnia daj im pozwolenie kupić prawdziwy bilet na mecz. A Prawo do finału token kosztuje do 999 dolarów i można go wykorzystać tylko wtedy, gdy wybrana przez kupującego drużyna dotrze do finału. Jeśli nie, staje się bezużytecznym plikiem JPEG. FIFA odkryła, jak zarabiać na samym oczekiwaniu, systemie, który handluje nie biletami, ale Fomo.

To złudzenie zostało ostatecznie rozwiane w tym tygodniu, kiedy administratorzy FIFA Collect ujawnili, że zdecydowana większość posiadaczy prawa do zakupu kwalifikowałby się jedynie dla miejsc kategorii 1 i 2, najdroższych przedziałów w fazie otwarcia FIFA, po kosztach znacznie przekraczających możliwości przeciętnego gracza. Wiadomość wywołała otwarty bunt wśród społeczności NFT: wątki na Discordzie wypełnione były skargami na „oszukanie” i nagłym pośpiechem w odsprzedaży tokenów, gdy ich wartość rynkowa spadła.

Kiedy wreszcie pojawiły się prawdziwe bilety, skala eskalacji stała się jasna. Miejsca w kategorii 1 w półfinałach zbliżają się do 3000 dolarów; ćwierćfinału prawie 1700 dolarów. Nowy dynamiczny model cen FIFA oznacza, że ​​liczby te mogą i na pewno wzrosną znacząco. Technika zapożyczona z linii lotniczych i platform biletowych w Dolinie Krzemowej rządzi obecnie największym wydarzeniem sportowym na świecie, tworząc bizantyjski i hierarchiczny rynek podzielony na nieskończone poziomy przywilejów.

Plany miejsc na Puchar Świata

Plany miejsc na Puchar Świata

Na poprzednich Mistrzostwach Świata ceny odsprzedaży były ograniczone do wartości nominalnej. Na rok 2026 FIFA zniosła to ograniczenie i sama weszła na rynek wtórny. Bilety włączone oficjalną platformę odsprzedaży pojawiły się już za dziesiątki tysięcy dolarów, w tym bilet na finał o wartości 2030 dolarów został ponownie wystawiony następnego dnia za 25 000 dolarów. FIFA podwaja wartość, pobierając od sprzedawcy 15% prowizji I kolejne 15% od kupującego, co daje 300 dolarów za każde 1000 dolarów będących przedmiotem transakcji. Urzędnicy twierdzą, że zniechęci to skalperów do korzystania z zewnętrznych witryn, takich jak StubHub. W praktyce to ich legitymizuje, jakby najłatwiejszym sposobem pokonania naganiaczy było po prostu ich gościnie.

Zanim bilet zostanie w końcu zeskanowany przy bramce obrotowej w dniu meczu, mógł zostać kupiony, obrócony i odsprzedany trzy lub cztery razy, a każda transakcja stanowiła kolejną część kasy FIFA. To nie jest system biletowy, ale instrument finansowy i nagle docelowy poziom 3,017 miliarda dolarów wpływów z biletów i gościnności nie wydaje się tak donkiszotowski.

Grupy kibiców zareagowały przewidywalnym niedowierzaniem i oburzeniem. Thomas Concannon z Ambasady Kibiców Anglii nazwał ceny „zdumiewającymi” i zwrócił uwagę, że śledzenie drużyny przez turniej na najtańszych biletach będzie kosztować ponad dwukrotnie więcej niż równowartość podróży w Katarze. Dodajmy do tego ograniczenia dotyczące podróży transatlantyckich, zakwaterowania i wiz oraz tzw. „najbardziej inkluzywne”. Puchar Świata ever” zaczyna bardzo przypominać zamkniętą społeczność. Ronan Evain z Fans Europe nazwał to „prywatyzacją niegdyś turnieju otwartego dla wszystkich”, argumentując, że FIFA buduje „Puchar Świata dla mieszkańców Zachodu z klasy średniej i nielicznych szczęśliwych, którzy mogą wjechać do USA”.

W Meksyku, gdzie przepisy dotyczące odsprzedaży przypominają zęby, FIFA ustąpiła presji rządu i ograniczyła ceny do wartości nominalnej na zlokalizowanej platformie wymiany biletów. Wszędzie indziej wolnorynkowy konflikt w późnej fazie trwa bez kontroli. Logika jest prosta: niedobór napędza zysk, a nawet rozczarowanie można spieniężyć. Obrona FIFA w dużej mierze opiera się na amerykańskim precedensie. Promotorzy koncertów i główne ligi od lat stosują dynamiczne ceny, a witryny odsprzedaży rutynowo pobierają podobne opłaty. Jednak powoływanie się na „normy rynkowe” mija się z celem. Globalny rytuał piłki nożnej nie ma naśladować Super Bowl czy Eras Tour poprzez normalizację nadużyć konsumenckich, z których Amerykanie pogodzili się wiele lat temu. Miał należeć do wszystkich: podróżujących kibiców, rodzin, ludzi, którzy przekształcają neutralne stadiony w karnawał pełen kolorów i hałasu.

Wprowadzenie na rynek w 2026 r. odsłania nową granicę kapitalizmu sportowego: monetyzację emocji. FIFA zbudowała ekosystem, w którym każde uczucie – podekscytowanie, niepokój, oddanie – staje się źródłem przychodów. Strach przed przegapieniem? Jest na to znak. Panika w późnym stadium? Dynamiczne ceny to uwzględnią. Żal? Platforma odsprzedaży pochłonie kolejne 30%. Kupno biletu nie jest już aktem fandomu, ale spekulacją, zakładem postawionym zarówno na losy twojej drużyny, jak i na własny dochód do dyspozycji.

Podobieństwa do spiralnej ekonomii branży muzyki na żywo są uderzające. Wraz z koncertami, eksplozją „pakietów” VIP i cenami jak z aksamitu, występy stały się zamkniętym widowiskiem, a publiczność – klientelą. W piłce nożnej zachodzi ta sama transformacja. Stadiony niegdyś definiowane przez chaos i społeczność są przekształcane w kontrolowane klimatycznie centra wydajności: doskonała widoczność, doskonały dźwięk i ceny, które wymazują tę samą niedoskonałość, która uczyniła to doświadczenie ludzkim. Kiedy ceny zwykłych fanów są przeceniane, pozostaje sport pozbawiony swoich krawędzi i spłaszczony w rozrywkę.

FIFA twierdzi, że każdy dolar wygenerowany ze sprzedaży biletów wraca do gry, jak podkreśliła w niedawnym liście do Guardianajakby te wyświechtane gadki były tarczą moralną. Jednak do gry powraca ponownie skalibrowany światopogląd: piłka nożna, jak każdy inny aspekt współczesnego życia, może być mierzona, segmentowana i utowarowiana. W ten sposób najbardziej demokratyczny sport na świecie staje się ćwiczeniem wykluczenia, w którym prawo do przynależności określa sztuczna inteligencja i bilans.

Infantino ciągle powtarza, że ​​rok 2026 będzie „największym, najlepszym i najbardziej włączającym Pucharem Świata w historii”. W pierwszym przypadku z pewnością będzie miał rację, w drugim może mieć, ale Puchar Świata wyceniany jako marka luksusowa spektakularnie będzie gorszy od trzeciego. Wymarzona piłka nożna, niegdyś oferowana ze wspólną płaszczyzną i wspólną radością, została kupiona, przepakowana i odsprzedana po wyższej cenie. Kiedy dostęp sam w sobie staje się klasą aktywów, światowa gra nie należy już do świata.

Source link

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj