Yes, wszyscy wiemy, że wygląda to okropnie. Słyszeliśmy co Donald Trump obiecał. Ale czy te złowieszcze chmury mogą mieć jakieś pozytywne strony? Wybory odbyły się dwa dni temu. Jutro jest kolejny dzień, a ta dziwna, wadliwa, drobnoskóra, ale twarda postać wyróżnia się jednym: nieprzewidywalnością.
Istotą Trumpa jest to, że nie jest politykiem, ale egoistycznym handlarzem kołami. Nie jest strategiem, a co dopiero ideologiem. Dealerów ocenia się po czynach, a nie po słowach. Reagują na okoliczności rozmową, negocjacjami, a nie tworzeniem polityki. Przyjaciele mówią, że Trump zdaje sobie sprawę z błędów, jakie popełnił ostatnim razem. To, że desperacko pragnie już tego nie robić, to dobra wiadomość.
Trump został wybrany w dużej mierze dlatego, że większość Amerykanów polubiła go jako osobę. Dzielili jego wrogów. Mogli znieść jego wady, ponieważ jego słabości wydawały się równie autentyczne jak jego autentyczność. Ci wyborcy nie byli typowymi republikanami konserwatywnej burżuazji. W każdym razie ci Republikanie głosowali na Demokratów. Wyborcami Trumpa byli biedni, niedostatecznie wykształceni, prowincjonalni i mężczyźni. Tym razem poparcie dla Trumpa było dalekie silniejszy wśród grup mniejszościowych. W Wielkiej Brytanii byliby to tradycyjni wyborcy Partii Pracy.
Trump musi spełnić daną im obietnicę. Musi stawić czoła inflacji oraz chronić miejsca pracy i dochody swoich zwolenników. Już samo to powinno złagodzić jego ekstremizm fiskalny. Jego rzekomy atak na imigrację nie może być tak brutalny, jak obiecuje. Łapanie i deportacja dosłownie milionów rodzin będzie postrzegana jako nieludzka i niepraktyczna. Zamiast tego Trump będzie musiał rozmawiać z Meksykiem i resztą Ameryki Łacińskiej na temat straży granicznej, tak jak Wielka Brytania musi rozmawiać z resztą Europy. Bezpieczeństwo granic stało się wyzwaniem globalnym.
Naleganie Trumpa na dyskrecję państwa w sprawach takich jak aborcja, przestępczość i kara – choć jego pragnienie większej liczby egzekucji jest odrażające – nie jest samo w sobie błędne. Istotą historii Stanów Zjednoczonych jest ich zdolność do delegowania spraw polityki społecznej na rzecz stanów, aby zapewnić różnym Amerykanom pewien stopień autonomii. Te wybory wyraźnie wskazują, że Amerykanie uważali, że centralizm federalny posunął się za daleko. Z pewnością biurokracja Waszyngtonu jest nie do pojęcia i Trump słusznie domaga się jej naprawy, choćby za pośrednictwem Elona Muska.
To samo dotyczy protekcjonizmu Trumpa. W handlu narodowym chodzi o interesy, a nie ideologię. Biden przyznał, że istnieją mocne argumenty przemawiające za odparciem przez Stany Zjednoczone chińskiego dumpingu samochodów elektrycznych, który niszczy sektor krajowy. Niemądrze byłoby zrobić to samo Europie, co doprowadziłoby do odwetu taryfowego. Rzeczywiście, dobrym testem „specjalnych stosunków” Wielkiej Brytanii z USA – i Brexitu – byłoby wybiórcze odparcie przez Keira Starmera grożących ceł nałożonych na Wielką Brytanię. Alternatywnie zbiorowa reakcja Europy mogłaby pomóc w rozpaczliwie potrzebnej reintegracji handlu Wielkiej Brytanii z UE.
W sprawach zagranicznych znana niechęć Trumpa do wojny jest dobra. Pragnie rozmawiać, co pokazał w swojej nieudanej próbie Szczyt z Koreą Północną w 2018 r. Ma rację, że ostracyzm Zachodu wobec Rosji Władimira Putina jest błędem, gdy tak wiele obecnie zależy od ustabilizowania układu sił w Europie. Realpolitik Trumpa może wydawać się fantazyjna, ale jego cel, jakim jest szybkie porozumienie na Ukrainie, z większym prawdopodobieństwem zakończy wojnę niż zachodnie żądania niemożliwego ukraińskiego „zwycięstwa”.
Niezależnie od skrajnych uwag Trumpa poczynionych w przeszłości, ma on prawo zadać pytanie, jak długo Europa oczekuje, że amerykańscy podatnicy będą ponosić koszty powstrzymywania domniemanej rosyjskiej agresji. Ponieważ Niemcy i do pewnego stopnia Francja są osłabione politycznie, pilną sprawą jest zjednoczenie NATO w sprawie europejskiej strategii postępowania z Rosją, dopóki Putin będzie u władzy. Namawianie Trumpa może jeszcze zapoczątkować nowe stosunki między Wielką Brytanią a Europą. Starmer powinien zobaczyć w tym szansę.
Krótko mówiąc, Trump wykazał odświeżające odrzucenie mitu cytowanego przez wielu prezydentów USA jako „miasto na wzgórzu” – zbawiciela całej ludzkości. Nie jest krzyżowcem narzucającym zachodnie wartości grzesznemu światu. Trzyma się maksymy Jerzego Waszyngtona, że Stany Zjednoczone za granicą powinny mieć interesy, a nie faworytów. Jeśli to powstrzyma go od prób „nadzorowania” Wietnamu, Iraku, Afganistanu, Libii – a być może wkrótce Gruzji, Mołdawii, a nawet Tajwanu – świat może być minimalnie mniej wolny. Można go także uratować przed prawie półwieczem, w większości bezsensownego rozlewu krwi i wojen. Trump może nawet „uczynić Amerykę znowu małą”.
Ironią jest to, że największym beneficjentem przerwy Trumpa mogą być amerykańscy liberalni postępowcy, którym najwyraźniej nie udało się sprzedać swoich towarów większości obywateli kraju. Fakt, że 56 proc absolwenci poparli Trumpa – sugeruje ostry głos spoza obozu liberalnego. Głos ten sprzeciwia się finansowaniu policji, zaabsorbowaniu różnorodnością i wywołuje wojny kulturowe na kampusie. Wskazuje na wrogość klasy robotniczej wobec wyższej elity, która okazała niewielkie zainteresowanie jej problemami. Postępowa Ameryka musi rozpoznać swoje niedociągnięcia i zmienić swoje stanowisko. To jest szansa, którą Trump tak hojnie zaoferował.