Gorąco, wilgotno, głośno i dumnie: protest klimatyczny w mieście Belem był ucieleśnieniem otaczającego je amazońskiego lasu deszczowego.
Sprzedawcy przywieźli wózki sprzedające banany, mango i kokosy, a demonstranci nosili parasole, czapki i wachlarze, aby schronić się przed palącym tropikalnym słońcem.
Po tygodniu ponurych negocjacji w COP30 W sobotę podczas rozmów klimatycznych ulice tętniły bębnieniem muzyki maracatu i tańcem do lokalnych rytmów carimbo.
Panowała karnawałowa atmosfera, która miała podnosić na duchu kwestie trzeźwości.
Wśród osób na ulicach byli mieszkańcy Kayapo, rdzenna społeczność zamieszkująca stany Para i Mato Grosso – ten ostatni na pograniczu ekspansji soi w brazylijskiej Amazonii.
Walczą z lokalnymi projektami infrastrukturalnymi, takimi jak nowa kolej Ferrograo, która będzie przewozić soję przez ich ojczyznę.
Przemysł sojowy pozyskuje środki pieniężne potrzebne brazylijskiej gospodarce – drugi co do wielkości eksport – ale kayapo twierdzą, że nie dostają ani kawałka korzyści.
Przeczytaj więcej:
Policjant: Czy zero netto jest martwe?
COP30: Czy szczyty klimatyczne ratują świat – czy tylko gorące powietrze?
Uti, przywódca społeczności Kayapo, powiedział: „Nie akceptujemy budowy Ferrograo ani niektórych innych projektów.
„My, Kayapo, nie akceptujemy tego, że coś takiego jest budowane na ziemiach tubylczych”.
Wiele brazylijskich grup tubylczych i społeczności pragnie prawnego uznania praw do swojej ziemi, a w piątek rząd brazylijski zgodził się na wyznaczenie ludności Mundurucu jeszcze dwóch terytoriów.
To brazylijskie spojrzenie na kwestie globalne – ludność tubylcza jest powszechnie uważana za najlepszych zarządców ziemi, ale rzadko jest nagradzana za swoje wysiłki.
W rzeczywistości jest to często coś zupełnie odwrotnego: babcia Julia Chunil Catricura walczyła o pozostanie na ziemi Mapuche w południowym Chile, ale zniknęła na początku tego roku, kiedy wyszła na spacer.
Lefimilla Catalina, również Mapuche, powiedziała, że przyjechała do Belem na dwa dni, aby poruszyć sprawę Julii i zawrzeć sojusze z innymi grupami.
„Przynajmniej (COP30) pokazuje” światu, że ludzie „stawają czoła konfliktom” na swoich ziemiach – dodała.
Dodała: „COP oferuje niewielką przestrzeń (dla rdzennej ludności) i chcemy być bardziej zaangażowani.
„Chcemy mieć większy wpływ i dlatego uważamy, że musimy przejąć na własność te przestrzenie. Nie możemy pozostać poza nimi”.
Dołączają do nich protestujący przeciwko zmianom klimatycznym z całego świata, próbując przytrzymać rządy za nogami.
Louise Hutchins, założycielka międzynarodowej koalicji Make Polluters Pay Coalition, powiedziała: „Jesteśmy tutaj, aby powiedzieć rządom, że muszą zmusić koncerny naftowe i gazowe do płacenia za zniszczenia klimatyczne – przez ostatnie 50 lat codziennie osiągały miliardy zysków”.
Po trzech latach COP bez protestów – Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Azerbejdżan nie patrzą łaskawie na ludzi wychodzących na ulice – w tym roku demonstranci określili wygląd, ton i ścieżkę dźwiękową rozmów klimatycznych podczas COP30 – i sobota nie była wyjątkiem.
Nie wiadomo, czy przełoży się to na coś bardziej ambitnego podczas COP30, bo przed nami jeszcze kolejny tydzień negocjacji.
Na razie protesty w Belem odzwierciedlają chaos, bałagan i piękno Brazylii, procesu COP i reszty świata.

















