Ta społeczność w dystrykcie Kandy na Sri Lance to masa błota i strat.
Wąskie, brudne uliczki Gampoli są pełne połamanych mebli, przemoczonych zabawek i brudnych materacy. Przez tę okolicę przetoczył się potok powodzi i wiele osób nie miało czasu na ucieczkę.
Próba dotarcia do ich teraz zniszczonych domów jest jak brodzenie w melasie – błoto po kolana.
Wielu mieszkańców twierdzi, że nie zostali ostrzeżeni o zagrożeniu, jakie stwarzał tu wcześniej cyklon Ditwah miało to miejsce w ubiegły piąteki nie kazano im się ewakuować. Twierdzą, że od tego czasu otrzymali bardzo niewielką pomoc.
Zaradni sąsiedzi pozostali, aby spróbować pomóc ocalałym. Ale niektórzy musieli też nosić ciała zmarłych. Mohamed Fairoos był jednym z nich.
„Zabraliśmy stąd pięć ciał” – mówi, wskazując dom pełen gruzu, gdzie nad balkonem wiszą suszące się materace.
„W sumie zabraliśmy dziewięć ciał i przekazali je szpitalowi”. Wydaje się zarówno zszokowany, jak i zirytowany brakiem wsparcia, jakie otrzymała ta społeczność.
„Kiedy zabrałem ciała, policja, marynarka wojenna nikt po nas nie posłał”. Mówi mi, że zamieścił nawet w Internecie film apelujący do łodzi, mając nadzieję, że to pomoże.
Pytam go, czy uważa, że rząd zrobił wystarczająco dużo. „Nie” – mówi z mocą. „Nikt nas nie wzywał. Nikt nam nie pomógł. Nikt nie dał nam żadnych łodzi”.
Przeczytaj więcej: Rodziny liczą koszty niszczycielskich powodzi
„Zginęło tu pięć osób”
Zaledwie kilka domów dalej grupa wolontariuszy przybyła, aby oczyścić kolejny dom wypełniony wodą powodziową. „Zginęło tu pięć osób” – mówi mi jedna z nich.
Z jednej rodziny pochodziło pięcioro z nich: matka, ojciec, dwie córki i syn. Kumudu Wijekon mówi mi, że się z nimi przyjaźniła, a oni uciekli tutaj, do domu przyjaciela, mając nadzieję uniknąć zagrożenia.
„Deszcz padał ulewnie, ale nie spodziewali się powodzi. Opuścili własny dom, aby uchronić się przed osuwiskami. Gdyby zostali, przeżyliby”.
„Nie mamy ani jednej rupii”
Kilka minut jazdy dalej Chamilaka Dilrukshi płacze w studiu fotograficznym, które dzieli z mężem Anandą. Mają dwójkę dzieci w wieku czterech i 11 lat.
Chamilaka ściska torebkę ryżu – twierdzi, że dostała go od przyjaciółki i to wszystko, co mają do jedzenia.
Wszystko w sklepie jest zniszczone – drogie aparaty i sprzęt oświetleniowy pokryte grubą warstwą błota, a na zewnątrz rzędy połamanych ramek i podartych zdjęć.
Uważają, że stracili prawie 2500 funtów, a ich dom został poważnie uszkodzony. Płacze, mówiąc nam: „Nie mamy ani jednej rupii, żeby wznowić działalność. Wszystkie oszczędności wydaliśmy na budowę domu”.
Podobnie jak Mohamed uważała, że należało ich ostrzec. „Nic nie wiedzieliśmy. Gdybyśmy wiedzieli, wyjęlibyśmy nasze aparaty i komputery. Po prostu nie wiedzieliśmy, że to nadchodzi”.
Złość z powodu dostrzegalnych niepowodzeń rządu
Prezydent Sri Lanki Anura Kumara Dissanayake ogłosił stan wyjątkowy w celu uporania się ze skutkami cyklonu, a pomoc międzynarodowa już dotarła.
Jednak wiele osób jest rozgniewanych z powodu dostrzeganych niepowodzeń rządu. Krytykowano go za to, że nie potraktował poważnie ostrzeżeń meteorologów na dwa tygodnie przed uderzeniem cyklonu na ląd, a także za niewystarczającą liczbę komunikatów w języku tamilskim.
Odbudowa, naprawa i przywrócenie zaufania w takich miejscach jak Gampola zajmie dużo czasu. A w kraju, który wciąż wychodzi z załamania gospodarczego, nic nie jest pewne.