Kiedy schodzimy w dół, rampa jest śliska pod stopami. Łatwo byłoby upaść, upaść w błoto i wodę.
Trzy tygodnie po tym, jak miasto zostało spustoszone przez powódź, Catarroja wciąż się oczyszcza i wciąż nawiedzają ją duchy najgorszej nocy.
Wokół nas panuje ponury nastrój.
Są ludzie w białych kombinezonach ochronnych, zbryzgani błotem, z twarzami zakrytymi maskami. Wychodzą z mrocznej ciemności, a światło odbija się od ich strojów.
Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie patrzył dwa razy na takie miejsce – nietypowy parking podziemny w podmiejskiej miejscowości Hiszpania.
Teraz w tych piwnicach panuje atmosfera grozy.
Wszyscy w tym regionie słyszeli historie o tym, co wydarzyło się na tych parkingach, o tym, jak najbardziej codzienna rzecz stała się najstraszniejszym widmem śmierci.
W historii powodzi w Hiszpanii szczególne miejsce zajmują liczne podziemne parkingi w regionie.
Uwięziony przez przypływ wody powodziowej
Taka przyziemna rzecz, a jakże straszna, gdy słyszy się historie ludzi, którzy zdali sobie sprawę, że zbliża się ulewny deszcz, poszli przestawić swoje samochody, a potem zostali uwięzieni przez pędzącą w ich stronę falę powodziową.
Wielu zginęło w ten sposób. Inni przeżyli, przeżyli traumę, ale byli wdzięczni za szczęście, które sprawiło, że zostali uratowani, wyrzuceni w bezpieczne miejsce przez wodę lub mogli uciec.
Ale historie są okropne – o ostatnich, pełnych żalu telefonach od zdesperowanych ludzi i ofiarach znalezionych w samochodach.
Sfilmowaliśmy ludzi wychodzących z podziemnego parkingu, a oni przywitali się z nami i zaprosili do obejrzenia ich pracy. Zeszliśmy więc w dół, wzdłuż rampy i w ciemność.
Uderzony zapachem błota i oleju
Wiele rzeczy uderza cię szybko. Pierwszym z nich jest atak na zmysły. Zapach błota zmieszanego z olejem i paliwem wyciekającym z samochodów i zmieszanego z różnymi innymi śmieciami leżącymi na podłodze. Jest śliski od mieszanki błota i wody.
Słychać głośny hałas zwinnych maszyn – małych buldożerów zwanych rysiami – których używa się do spychania porzuconych samochodów z drogi i manewrowania nimi w górę rampy.
Światła tych maszyn omiatają cię, ale kiedy znikają, ciemność wydaje się jeszcze bardziej dokuczliwa.
Drugą rzeczą, która cię uderza, jest liczba ludzi, którzy pracują tutaj w bardzo nieprzyjemnych warunkach. Są ochotnikami i desperacko zamiatają błoto i wodę w kierunku miejsca, z którego można je wypompować na zewnątrz.
Na zewnątrz mężczyzna obserwuje węże i wykrzykuje instrukcje przez metalową kratę w budynku.
Trzy tygodnie po powodzi i pomimo nieustannej krytyki, że te miasta zostały zapomniane, tę wyczerpującą pracę nadal wykonują ludzie o dobrych sercach, którzy zaoferowali swoje usługi w ramach przysługi.
Jeden z nich podchodzi do mnie w mroku. Widzę ją tylko wtedy, gdy szarpie mnie za kurtkę i mówi „cześć”.
„Bardzo trudna” praca w „okropnych warunkach”
Ona, podobnie jak inne, przyjechała z Kordoby, aby pomóc. Jej matka mieszka w Hove i jest zaskoczona spotkaniem Anglika w tej brudnej piwnicy.
„To” – mówi mi później – „bardzo trudna, ciężka praca w okropnych warunkach”.
Jej przyjaciółka mówi, że „prawie nie da się opisać”, jakie to uczucie spędzać tyle czasu w błocie i ciemności, mając do pomocy jedynie czołówkę i miotłę.
Ale trzecią rzeczą, która cię uderza, gdy stoisz pośród błota, wody i wraków porzuconych samochodów, jest to, jak naprawdę i porażająco przerażające musiało być znalezienie się w takim miejscu.
Tutaj, podobnie jak w przypadku wielu innych podziemnych parkingów, woda spływała po rampie strumieniem, docierając w końcu do sufitu.
Nie dałoby się go naepchnąć, żeby otworzyć drzwi samochodu, i trudno sobie wyobrazić pływanie lub brodzenie w obliczu tej powodzi.
Przeczytaj więcej ze Sky News:
Hiszpanie zajmują się gruzami powodziowymi
Sprzątanie w Paiporta po katastrofie powodziowej
Nie byłoby prądu, więc wszystko byłoby czarne jak smoła. Poczułem dreszcze.
Niektórym udało się uciec, częściowo dzięki własnej wytrwałości, częściowo dzięki szczęściu, że prąd wyrzucił ich w bezpieczne miejsce lub uratowali sąsiedzi. Niektórzy w porę porzucili samochody i uciekli.
Kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy do Catarroja, dzień po powodzi, pamiętam, że widziałem samochód, który był w większości ukryty na rampie wychodzącej z parkingu.
Powiedziano nam, że kierowca uciekł na kilka sekund przed zanurzeniem samochodu. Wbiegając po rampie, poślizgnął się, ale udało mu się uciec w bezpieczne miejsce. Takie są marginesy.
Zostawiliśmy błoto, ciemność i duchy i wróciliśmy w stronę światła słonecznego.
Za nami, w mroku, wciąż się przejaśniają.