W tym tygodniu w Azerbejdżanie Keir Starmer doskonalił sztukę dostarczania różnych komunikatów różnym odbiorcom.
Jest to niezbędna umiejętność przetrwania w polityce. Wydaje się, że nowy zespół z zaplecza pod numerem 10 odnajduje się na nogi, próbując zmagać się z wymagającym krajobrazem politycznym na swoją korzyść.
Polityka na żywo: Były doradca Starmera odrzuca nową pracę
Na szczycie klimatycznym COP w Baku wprowadzono nowe podejście.
Premier pojawił się ze zniechęcającym oświadczeniem, które jest sprzeczne z panującą ortodoksją polityczną. Sir Keir przybył, przygotowując się do tego ogłosić jeszcze ambitniejszy cel w zakresie zmian klimatycznych dla Wielkiej Brytanii po dwóch latach osłabiania przez torysów swoich obietnic klimatycznych, wierząc, że jest to zgodne z brytyjską opinią publiczną.
Bez wątpienia jest to odważne. W momencie, gdy Donald Trump nazwał zmiany klimatyczne „mistyfikacją”, brytyjski premier podwoił wysiłki i poszedł dalej: żądając od Wielkiej Brytanii wyeliminowania 81% emisji do 2035 r. Stanowi to znaczący postęp w stosunku do poprzedniej obietnicy torysów dotyczącej ograniczenia emisji 67% emisji do 2030 r.
Stawia to Wielką Brytanię w czołówce krajów mających najbardziej ambitne zadania klimatyczne. Tutaj, w Baku, jest to znacząca zmiana w porównaniu z obecnością na szczycie jednego z najwyższych rangą przywódców, co zostało natychmiast przyjęte z zadowoleniem przez grupy ekologiczne.
Jednak dzisiejsze ogłoszenie klimatyczne samo w sobie nie jest przesłaniem niepozbawionym pewnych trudności.
Podobnie jak w przypadku zobowiązania dotyczącego wydatków bez środków finansowych, nie ma jasnego planu realizacji tych nowych, wyższych ambicji. Sir Keir upierał się, że nie ma zamiaru namawiać ludzi, aby zmienili sposób życia. Czy oznacza to przyspieszenie planów zmuszenia ludzi do rezygnacji z kotłów gazowych, zwiększenie zachęt do przesiadki na samochody elektryczne, czy może jakąś zachętę do zmuszania ludzi do spożywania mniejszej ilości mięsa?
To nie jest prosty komunikat do sprzedania. Zatem Downing Street wyszło z planem, jak inaczej sprzedać to wyborcom w kraju.
W wywiadach i na podium nie był to przekaz o nowych celach i bólu, ale szansa na głoszenie kazania o „zielonych szansach”. Chciał porozmawiać o tym, jak ambitne cele klimatyczne przyspieszają przejście na zieloną energię, co pomaga w realizacji jego celu gospodarczego, jakim jest pobudzenie wzrostu gospodarczego.
Wydaje się, że jest to część szerszej strategii Numeru 10.
Odchodząc, Keir Starmer starał się w jak największym stopniu powiązać swoją obecną pracę z dwoma nowymi „priorytetami” – pobudzaniem wzrostu gospodarczego i ochroną granic Wielkiej Brytanii. Dlatego też politykę ekologiczną należy teraz powiązać ze wzrostem gospodarczym, aby uczynić ją bardziej przyjazną wyborcom.
Jest to część szerszego przełącznika.
Zamiast pięciu „misji” kampanii wyborczej, które nawet wyższe rangą osobistości Partii Pracy przyznały, że są ezoteryczne, wszystkie inne cele Starmera można teraz ująć w ramach tych dwóch „priorytetów”, o których będziemy dużo słyszeć w przyszłości – pobudzenie wzrostu gospodarczego i ochrona granic.
To nie przypadek, że te dwa priorytety odzwierciedlają dwa tematy kampanii Donalda Trumpa, chociaż stwierdzenie, że zostały po prostu zapożyczone, jest zbyt uproszczone.
Rozumiem, że prace nad ponownym przemyśleniem sposobu, w jaki publicznie mówi się o misjach, toczą się jeszcze przed wrześniową konferencją Partii Pracy.
Jest to jednak najnowsza zmiana podejścia, które ma uprościć przesłanie premiera do wyborców. Zobaczymy, czy ta technika sprawdzi się również po tej stronie Atlantyku.