Po raz pierwszy szczyt G20 jest organizowany na ziemi afrykańskiej.
Oczekuje się, że zbiorą się głowy państw z 15 krajów z Europy, Azji i Ameryki Południowej Republiki Południowej Afryki stolicy gospodarczej, Johannesburgu, pod hasłem „solidarności, równości i zrównoważonego rozwoju”.
Szczyt stoi przed wyzwaniami ze strony Gabinetu Owalnego jako prezydenta USA Donalda Trumpa bojkotuje to wydarzenie, podczas którego prezydent Republiki Południowej Afryki ma mu przekazać przywództwo G20 Cyryl Ramaphosa.
Stany Zjednoczone przestrzegły także RPA przed wydawaniem wspólnej deklaracji na zakończenie szczytu. Wyzwania stojące przed Republiką Południowej Afryki G20 debiutanckie są także krajowe.
Organizacje charytatywne działające na rzecz praw kobiet, grupy nacjonalistyczne i związki zawodowe zaplanowały ogólnokrajowe nieposłuszeństwo obywatelskie – a wszystkie wykorzystały ten moment, aby zwrócić uwagę rządu na krytyczne kwestie, których nie udało mu się rozwiązać, a dotyczące kobietobójstwa, imigracji i wysokiego bezrobocia.
Jednak kluczowym symbolicznym zagrożeniem dla wiarygodności afrykańskiego szczytu G20, którego tematem przewodnim będzie inkluzywność, jest ciągłe wykluczanie i marginalizacja najstarszych społeczności.
„Istnieje nieszczery wątek przewijający się przez wiele z tych spotkań i G20 nie jest wyjątkiem” – mówi nam szef Khoisan Zenzile przed Centrum Dziedzictwa Pierwszych Narodów w Kapsztadzie, „od któregokolwiek z nich”.
„Jestem bardzo zaniepokojony faktem, że wiele marginalizowanych grup społecznych – młodzież i ludność tubylcza – nie znajduje się w centrum uwagi tego programu” – dodał.
Kiedy rozmawiamy, wokół nas odbijają się odgłosy budowy. Stoimy w wyselekcjonowanym rdzennym ogrodzie, podczas gdy w pobliżu powstaje siedziba Amazona w Republice Południowej Afryki.
Po latach odsunięcia na bok przez rząd umowy skupiającej się na budowie na świętej ziemi Khoisan, wódz Zenzile powiedział, że negocjował bezpośrednio z deweloperami budowę centrum dziedzictwa kulturowego i sanktuarium w ramach kompromisu, zachowując jednocześnie stałą własność gruntu.
„Jest wielu ludzi, którzy lubią fetyszyzować rdzennych mieszkańców, którzy chcą nas zepchnąć do stanu antropoidalnego, jakby to było jedyne miejsce, w którym możemy, jakbyśmy nie mieli narzędzi do poruszania się we współczesnym świecie” – mówi, gdy pytam o nowoczesne budynki górujące nad świętą ziemią.
„To najbardziej niedorzeczna koncepcja – że cały świat musi się rozwijać, a my musimy zostać zepchnięci do stanu, nad którym nie mamy żadnego wpływu”.
Półtorej godziny drogi od centrum Kapsztadu społeczności Khoi-San przejęły 2000 hektarów ziemi, która według nich historycznie do nich należy.
Knoflokskraal to stan, w którym sprawuje się pełną swobodę działania – wypełniając luki infrastrukturalne w zakresie dostaw wody i energii elektrycznej, których rząd prowincji nie zaoferuje mieszkańcom, których kategoryzuje jako „squatersów”.
„Jesteśmy tu – dokładnie dzisiaj – już od pięciu lat” – mówi nam Dawid De Wee, przewodniczący Partii Aborygenów Khoi, oprowadzając nas po osadzie. „Jest nas mniej więcej około 4000 osób.
„Wezwanie z grobów naszych przodków sprowadziło nas tutaj, więc poczuliśmy potrzebę odzyskania własnej tożsamości i powrotu do naszych korzeni, i to był motyw przewodni wszystkiego, co tu teraz robimy, abyśmy odzyskali ziemie naszych przodków”.
Dawid mówi, że mają plany ekspansji, aby odzyskać kolejne połacie ziemi skradzionej im przez europejskich osadników w XVII wieku w całej Kolonii Przylądkowej.
Reforma rolna jest kwestią sporną w Republice Południowej Afryki po okresie apartheidu, gdzie biała mniejszość nadal jest właścicielem większości ziemi.
Przeczytaj więcej od Yousry Elbagira:
„Pola śmierci”, na których tysiące „zmuszano do chowania swoich bliskich”
Nowy prezydent Madagaskaru zaprzecza zamachowi stanu po powstaniu pokolenia Z
Siostrzenica kobiety „zamordowanej przez brytyjskiego żołnierza” szukającej sprawiedliwości w Wielkiej Brytanii
Ziemia tubylcza znajduje się jeszcze niżej w programie reparacji, a najstarsze społeczności Republiki Południowej Afryki w dalszym ciągu cierpią z powodu historycznego wywłaszczenia i marginalizacji.
Dla wielu przywódców Khoi-San G20 oznacza ciągłe wykluczenie z nowoczesnego państwa południowoafrykańskiego.
Nie byli zapraszani do oficjalnego udziału w wydarzeniach, podczas których omawia się „solidarność, równość i zrównoważony rozwój” bez odniesienia do ich wielowiekowej wiedzy.
Zamiast tego spotykamy królową Khoi-San Eloise na spotkaniu przywódców plemiennych z całego świata na najbardziej południowo-zachodnim krańcu Afryki w Cape Point, zwanym Światowym Sojuszem Plemiennym.
„Abyśmy mogli wyzdrowieć, Matka Natura i Matka Ziemia wzywają nas, wzywają nasze pokrewieństwo, abyśmy się zjednoczyli – zwłaszcza jako ludność tubylcza, ponieważ dzięki rdzennej ludności nadal jesteśmy połączeni z naszymi ziemiami, z naszą własnością intelektualną, jesteśmy związani z tym, kim jesteśmy” – mówi nam królowa Eloise.
„G20 to zgromadzenie o charakterze politycznym – spotykają się, aby politycznie określić przyszłość ludzi.
„Różnica polega na tym, że będziemy szukać tego, czego chce od nas Matka Ziemia, a nie tego, co chcemy zrobić z technologią czy wszystkimi tymi rzeczami politycznie, ale tego, dokąd powinniśmy dojść”.


















