Gdy słońce świeci nad nami w pobliżu kibucu Be’eri w Izraelu, Avi spogląda w stronę miejsca, w którym naprawdę chce mieszkać. To tylko dwie mile stąd i mieni się w słońcu.
„To byłby dla nas zaszczyt” – mówi, patrząc na żonę i trójkę małych dzieci.
Ich plan jest taki, aby przenieść się do Gazy.
Nie jest pewien, kiedy będzie to możliwe, ale ma nadzieję, że stanie się to wkrótce, gdy będzie można już bezpiecznie się wprowadzić.
Jak na zawołanie słychać huk, gdy z pobliskiego stanowiska dział zostaje wystrzelony w stronę Gazy kolejny pocisk.
Avi nie jest sam.
Wokół nas są dziesiątki Izraelczyków, którzy chcą dostać się do Gazy i uznać tę ziemię za swoją.
Przybyli na konferencję w sprawie przesiedlenia Gazy do kibucu Be’eri jako pokaz siły i determinacji. Wiele z nich to pary z dziećmi.
Śledź najnowsze: Aktualizacje na żywo z Bliskiego Wschodu
Jest namiot, w którym bawi się młodzież, stoisko z napojami oraz scena z przemówieniami i muzyką. Ludzie rozmawiają w cieniu pagody.
Jest tu mnóstwo broni, a atmosfera jest bogata w poczucie frustracji, uprawnienia, a nawet podekscytowania.
Reshit przyszła z przyjaciółmi. Jest córką izraelskiego żołnierza, który spędził miesiące w Gazie, a obecnie walczy w Libanie. Jest przyjacielska, otwarta, elokwentna i całkowicie pewna siebie.
Dlaczego więc chciałbyś mieszkać w Gazie?
„Bo to nasza ojczyzna” – odpowiada. „To jest napisane w Torze, że to jest nasz dom, to jest nasza ziemia i mamy pełne prawo tam mieszkać.
„Zginęło w tym tak wielu żołnierzy. Musimy kontynuować to, co oni rozpoczęli. Zginęli z jakiegoś powodu. Coś zaczęli. Myślę, że naszym obowiązkiem jest dla nich i ich rodzin, aby faktycznie kontynuowali robienie tego, co zaczęli.
„Oni poświęcili się dla czegoś, więc my też musimy się poświęcić dla tej rzeczy”.
A co, pytam, z Palestyńczykami, którzy już mieszkają w Gazie? Co powinno się z nimi stać? Ona nie traci rytmu.
„Powinniśmy ich zabić, każdego z nich. A jeśli rząd tego nie zrobi, powinniśmy ich po prostu wykopać. To jest nasza ziemia. I zasługujemy na to”.
Inni ludzie, których spotykamy, nie proponują masowych mordów, przynajmniej nie podczas naszej rozmowy, ale pomysł, że Palestyńczycy powinni porzucić swoją ziemię i zostać wysłani do innych narodów, wydaje się powszechny.
„W historii kraje, które przegrywają wojny, tracą następnie swoją ziemię” – powiedział mi niejaki Borys, który twierdzi, że jest działaczem Likudu, partii politycznej premiera Benjamina Netanjahu.
Do niedawna pomysł wysłania osadników do Gazy miał bardzo niewielu zwolenników – była to marginalna propozycja, która prawie nie zyskała rozpędu.
Teraz prawicowi politycy z zapałem wskoczyli za nim, co stanowi rosnący znak ich determinacji nie tylko w pokonaniu Hamasu, ale także w zmianie regionu.
Przeczytaj więcej:
Były szef MI6 ostrzega, że Wielka Brytania może spotkać się z większym islamskim ekstremizmem
Świat nie będzie tolerował już żadnych wymówek dotyczących pomocy dla Gazy, mówi premier
Kim był „Rzeźnik Khana Younisa” Yahya Sinwar?
I tak, wraz z potencjalnymi osadnikami, są tu politycy, którzy użyczają swojej wagi.
Itamar Ben-Gvir, zdeklarowany minister bezpieczeństwa narodowego, pojawia się, aby udzielić swojego wsparcia, zgadzając się na usunięcie Palestyńczyków z Gazy.
Kolejnym gościem VIP jest Ariel Kallner, poseł Likudu, który mówi mi, że jest tutaj, aby okazać swoje wsparcie dla planów osadników.
Upiera się, że „całkowite zwycięstwo” w wojnie będzie można osiągnąć jedynie wówczas, gdy osadnicy założą miasta w północnej Gazie. W oddali nad Gazą unosi się dym.
W dużym namiocie z boku, głośnik budzi się do życia.
Daniella Weiss wychodzi na scenę, by bić brawa. Teraz, mająca energiczne 79 lat, przez pół wieku zachęcała osadników do zakładania społeczności na Zachodnim Brzegu.
Twierdzi, że założyła ponad 330 osiedli, a obecnie koncentruje się na Strefie Gazy.
„Wiesz, to nie było łatwe. Zgromadziliśmy duże doświadczenie, jak to robić politycznie, jak współpracować z politykami, jak współpracować ze społeczeństwem i jak zachęcać pionierów, aby mogli się osiedlić miejsce, które jest ich ziemią, ale i miejscem, w którym trudno się żyje – mówi. „Możemy ich nauczyć, jak sobie radzić”.
Znowu panuje zamieszanie, tym razem na sąsiednim polu. Pojawili się kontrdemonstranci, których od osadników oddziela kolejka funkcjonariuszy policji. Skandują swój sprzeciw i machają transparentami.
Mickal Frucktman jeży się ze złości. Mówi, że była zszokowana widokiem polityków Likudu na tym wydarzeniu, ponieważ „myślę, że to oznacza, że rząd popiera ten pomysł”.
„To, co chcą zrobić, jest nielegalne i spowoduje niewiarygodne problemy. Całkowicie zrujnuje moralnie Izrael, jeśli pozostanie choć strzęp moralny. I nadal przetrzymuje się 101 zakładników”.
Patrzy na osadników; patrzą wstecz. Trudno sobie wyobrazić wspólną płaszczyznę pomiędzy tymi dwoma obozami, jakiekolwiek wspólne uczucia.
A gdzieś w pobliżu słychać huk, gdy w stronę Gazy zostaje wystrzelony kolejny pocisk.