LAS VEGAS — Doc Rivers powstrzymał się od pełnej tyrady — na wpół kaznodzieja baptysta, na wpół zirytowany trener — gdy mówił o prostocie koszykówki i prostocie Pucharu NBA.
„Nie wejdę do mydelniczki” – powiedział w sobotę Rivers. „Ale po prostu myślę i oni będą (winić to) pokolenie, ale staram się tego nie robić, ale przyjmuję wyzwanie. Często uciekamy przed wyzwaniami.”
Trener Milwaukee Bucks nie mówił konkretnie o swoim zespole, mówiąc „My”, ale odnosił się do kultury koszykówki jako całości. Pod wieloma względami gracze stali się zbyt fajni, żeby próbować, a coś tak wyczerpującego fizycznie i emocjonalnie, jak wystawienie się na zewnątrz, jest postrzegane jako czarny znak i powód do wyśmiewania graczy. Bycie osobą „starającą się” jest wyśmiewane w niektórych miejscach, może w małych, ale głośnych kącikach dyskusji o koszykówce.
Dlatego Milwaukee Bucks wyprzedzili Atlanta Hawks do finału Pucharu NBA, który odbędzie się we wtorek wieczorem w Las Vegas, i być może nawet dlaczego trener Warriors Steve Nash był tak przerażony absurdalną zapowiedzią po środowej porażce jego zespołu z Houston Rockets w rundzie pucharowej.
Obaj trenerzy nie bali się o tym powiedzieć, mimo że nie jest to seria play-offów ani mecz play-off, a można o tym łatwo zapomnieć podczas przerwy na All-Star, kiedy sezon zasadniczy naprawdę nabiera tempa, ale jest to emocjonujące wydarzenie. stawką jest konkurencja, w którą warto inwestować.
„Wyraźmy nasze nazwisko” – powiedział Rivers. „Spróbujemy to wygrać. Jeśli tego nie wygramy, to nie wygramy, ale… nie ma nic złego w mówieniu, że chcesz coś wygrać, a jeśli to wygrasz, świetnie, a nie, to przynajmniej się postarałeś .”
To podejście widać w play-offach i meczach, w których trzeba wygrać, ale nie podczas wtorkowego wieczoru w grudniu, kiedy boisko nie jest jakąś potwornością, a zwykłym, starym logo.
Yahoo Sports skontaktowało się z Riversem wkrótce po zakończeniu przez niego konferencji prasowej w sobotni wieczór, aby nakłonić go do rozwinięcia tych komentarzy.
„Myślałem, że w zeszłym roku wiele drużyn odpowiedziało: «Tak, nie wiem (co do Pucharu.)». W tym roku podoba mi się to, ponieważ więcej drużyn mówi: «Chcemy to wygrać». Jeśli przegrasz, pomyślisz: „No cóż (to nie ma znaczenia)”. Nie chcę tego problemu. Chcę, żebyśmy umieścili na tym nasze nazwiska”.
Brzmi to jak strach przed porażką, który wydaje się być sprzeczny ze wszystkimi sposobami, w jakie gracze są podłączeni, zanim osiągną ten poziom. Ale istnieje.
„Tak, absolutnie. Jeśli tego nie powiesz i tak się nie stanie, nikt nic nie powie” – kontynuował Rivers. „Po prostu myślę, że konkurencja nie może się podkraść, musisz ją zaakceptować, zaakceptować i chcieć jej. A jeśli ci się to uda, masz szansę to wygrać.”
Zespoły, które trzymają się tego standardu, ostatecznie wygrywają, powiedział. Kiedy padło słowo „odpowiedzialność”, w Rivers wrzało.
„To jest właśnie to słowo” – powiedział Rivers. „Kiedy to robisz, pojawia się odpowiedzialność i to dobrze”.
Tego właśnie potrzebowała NBA podczas czterodniowego wyjazdu. Bardziej niż potrzebowali Stepha czy LeBrona – chociaż znalezienie LeBrona wydaje się w tym momencie trudniejsze niż znalezienie Waldo czy Carmen Sandiego – ponieważ NBA nie brakuje mocy gwiazd.
Wiemy, kim są gracze, ale w niektórych przypadkach są oni prześwietleni przez sposób, w jaki działają współczesne media. I oczywiście NBA musi mieć plan awaryjny na dzień, w którym LeBron przejdzie na emeryturę lub Steph odejdzie, być może niedługo za nim, ale nie po to istnieje Puchar NBA.
Moc gwiazd tutaj pomaga, ale cztery zespoły dotarły do Vegas, ponieważ priorytetem była dla nich wygrana, a bezwzględna rywalizacja stała się częścią ich DNA. Trener Rockets, Ime Udoka, nie daje żadnych kwadransów ani nie daje żadnych efektów, a przesłanie to powtarzają Dillon Brooks, Amen Thompson i Tari Eason, a także pozostali członkowie składu. Oklahoma City Thunder, nawet gdy przegrywała mnóstwo meczów, nadal była drużyną, której nie można było po prostu pokazać na spokojnym wieczorze.
Atlanta Hawks and Bucks rozegrali w pierwszym półfinale zabawne i pełne rywalizacji 48 minut, co świat NBA musiał to zobaczyć. Giannis Antetokounmpo skakał po podłodze w poszukiwaniu luźnych piłek i wydawało się, że stawka jest wyższa.
Bucks potrzebowali tej rywalizacji już od jakiegoś czasu, a po roku zmagań ze zmianami trenera i trudnym początkiem sezonu są teraz w znacznie lepszej formie. Bobby Portis jest twarzą tego pożaru.
„Przyjmujemy konstruktywną krytykę nie tylko od naszych trenerów, ale sami siebie kontrolujemy” – Portis powiedział Yahoo Sports. „Myślę, że największą zmianą w naszym sezonie jest zjednoczenie się i kontrolowanie siebie. Jako gracz wiesz, kiedy nie postępujesz dobrze. Wiesz, kiedy nie wkładasz w to dodatkowego wysiłku, mówisz: „Hej, bracie, daj spokój”. Trzymajcie się nawzajem za odpowiedzialność i bawcie się radośnie”.
To paliwo Portisa, które nauczył się, kiedy je wykorzystać, a kiedy uwolnić. Mimo że jego umiejętności ewoluowały do dziesiątego roku życia, wie, że jest w lidze dzięki tej dodatkowej rzeczy, którą wnosi do szatni.
Nigdy nie był zbyt fajny, żeby rywalizować, zbyt fajny, żeby się tym przejmować.
„To trochę trudne, ponieważ zawsze byłem facetem, który nosił serce na dłoni” – powiedział Portis. „Nigdy tak naprawdę nie pozwalam, aby nieudane rzuty miały wpływ na mój wysiłek. Zawsze się staram. Możesz być dawcą lub odbiorcą energii, a ja zawsze daję zespołowi.”
To przenika i pozwala wzywać członków drużyny, gdy ten wysiłek nie jest odwzajemniony. Podobnie jak on, który w zeszłym roku wzywał swój zespół, gdy trenował Adrian Griffin, i błagał o więcej.
Miał wystarczające środki, aby to zrobić, ale zajęło mu kilka lat, zanim zdał sobie sprawę, że może to zrobić. I choć na zewnątrz przyjęto to tak, jak było, jasne było, że w szatni potrzebny jest poziom prawdy.
NBA tak naprawdę nie ma problemu z rywalizacją, ale z percepcją. Przekonanie, że potrzeba turnieju, aby wydobyć więcej niż zwykle, przekonanie, że graczom nie zależy tak bardzo, jak graczom z poprzednich epok.
Walka z spokojem jest prawdopodobnie najłatwiejszą odpowiedzią.