Czego się nauczyliśmy, gdy Wojownicy borykali się z problemami w późnych fazach gry, przegrywając z Nets pierwotnie pojawił się Obszar zatoki sportowej NBC
SAN FRANCISCO – W NBA żadne prowadzenie nie jest pewne, o czym Warriors ponownie przekonali się w poniedziałkowy wieczór w Chase Center przeciwko odbudowującej się drużynie Brooklyn Nets z niedoborami zawodników.
Warriors w sobotę w San Antonio prowadzili w trzeciej kwarcie 17 punktami ostatecznie przegrał do 10. Po jednym dniu odpoczynku Warriors w trzeciej kwarcie cieszyli się 18-punktową przewagą nad Nets. W czwartej kwarcie przewaga ta spadła do zaledwie pięciu.
Nieco ponad trzy minuty po czwartej minucie prowadzenie już nie było. Warriors nigdy tego nie odzyskali, przegrywając 128-120. W czwartej kwarcie Brooklyn pokonał Golden State 41-28.
Steph Curry zdobył 28 punktów, najwięcej w drużynie, trafiając 8 z 16 za trzy punkty. Andrew Wiggins dodał 18. Moses Moody miał 15, ale wszystko w pierwszej połowie. Lindy Waters dała Warriors 13 punktów, z czego 10 w pierwszej połowie.
Niewybaczalnie Warriors po raz kolejny zostali zmiażdżeni na linii rzutów wolnych. Nets trafili 26 z 30 rzutów wolnych. Warriors jednak trafili 11 z 17 z rzutów wolnych, co oznacza, że rzutów wolnych było o 15 mniej i stracili osiem punktów.
Oto trzy wnioski z drugiej z rzędu frustrującej porażki Golden State.
Partia za 3 punkty
Jak to często bywa w NBA, decydującym czynnikiem w starciu obu drużyn była linia trzech punktów. Zarówno Warriors, jak i Nets, którzy weszli do rozgrywek w poniedziałek, uplasowali się w pierwszej siódemce pod względem rzutów za 3 punkty na mecz. Podczas gdy Brooklyn był siódmy, uzyskując średnio 40,6 prób na mecz, Golden State był nieco lepszy z 41,6 próbami – czwarty w NBA.
Od razu było jasne, że w Chase Center będzie to seria rzutów karnych za trzy punkty. W pierwszej kwarcie Warriors i Nets łącznie oddali 48 strzałów, z czego 31 znalazło się poza łukiem. Chociaż Warriors rozpoczęli mecz dokładniej, Nets od pierwszych 12 minut utrzymywali sześciopunktową przewagę i prowadzili czterema.
Przewaga do przerwy należała wówczas do Warriors. W pierwszej połowie trafili o dwie trójki więcej niż Nets i prowadzili dziewięcioma punktami. Sześciu wojowników już zarobiło na deepach.
Następnie na początku czwartej kwarty obie drużyny miały remis po 15,3, a Nets pokonali Warriors 29-25 w trzeciej kwarcie. Końcowy wynik wyniósł 20 „3” dla Nets i 19 dla Warriors – z czego prawie połowa pochodziła od Curry’ego.
Trener Nets, Jordi Fernandez, dał czas dziewięciu zawodnikom, a każdy z nich trafił przynajmniej jednego na trójkę.
Noc Malowania
Nets, gdy są zdrowi, są znacznie dłuższą i wyższą drużyną niż Warriors. Jednak po pokonaniu wielu dużych zawodników trener Jordi Fernandez zwrócił się do mierzącego 180 centymetrów małego napastnika Ziaire’a Williamsa, który stał się jego środkowym atakującym małą piłką, a Warriors wykorzystali przewagę.
Do akcji włączyli się nie tylko gracze z postu, tacy jak Draymond Green i Trayce Jackson-Davis.
Ilekroć Andrew Wiggins gra w dół, jest to pozytywne dla Warriors. W ciągu pierwszych dwóch minut miał pozycję do nurkowania i nie stronił od kontaktu. Moses Moody również miał kilka powodów, aby zagrać w Nets.
Gary Payton II, mierzący 6 stóp i 2 stopy, na wiele sposobów pokazał swoją wyjątkowość. Na około cztery minuty do końca pierwszej połowy Payton pobiegł sprintem po boisku po tym, jak Nets nie trafił w układ i odepchnął Cama Thomasa (6 stóp i 4 metry), po czym zajął pozycję do szybkiego ataku po tym, jak Brandin Podziemski znalazł go i dał mu łatwy wiadro. Później w pierwszej połowie Payton wsadził wsad do Curry’ego, który spudłował trzy razy.
Warriors w pierwszej kwarcie mieli o osiem punktów więcej niż Nets, 12 do 4. Do przerwy liczba ta wzrosła do 30 punktów dla Warriors, o 16 więcej niż 14 Nets.
Po sobotniej porażce ze Spurs Warriors wcześnie ucztowali na boisku, ale zbyt często tracili przewagę, gdy ich prowadzenie się rozpadało. Warriors zdobyli ponad dwukrotnie więcej punktów niż Nets w dogrywce, 52 do 34, ale inne aspekty gry były zbyt trudne do pokonania.
Dynamiczny Duet
Przez ponad dekadę połączenie Curry’ego i Draymonda Greenów całkowicie zmieniło sposób, w jaki postrzega się koszykówkę, zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Jedna sekwencja z trzeciej kwarty dokładnie pokazała, jak to się stało.
Wędrując jak wolny rezerwowy All-Pro, Green przeszukał atak Nets, zanim zaskoczył ich rewelacyjnego strzelca Cama Thomasa. Kiedy Thomas pobiegł po kozłowaniu, a zegar akcji dobiegł końca, pomyślał, że będzie miał szansę na trójkę. Green uważał inaczej.
Legendarny obrońca włączył się, zamknął Thomasa i zepchnął błędnego zawodnika głęboko z tyłu obręczy. Następnie piłka odbiła się od Curry’ego, który sprowadził ją na boisko i wypuścił z lewego skrzydła, trafiając potrójną piłkę w stronę Thomasa i Jalena Wilsonów.
Curry, faulowany po strzale Wilsona, zakończył czteropunktową grę po świętowaniu na parkiecie.
Te 30 sekund doskonale pokazuje, jaki wpływ na grę mogą mieć tylko Curry i Green. O nich też zapomni się po tak paskudnej porażce.