Przypomnijmy sobie jedną ze stałych instrukcji esejów z wielu dni szkolnych, czas „porównać i skontrastować” podejście dwóch różnych narodów do ochrony swoich granic – a w istocie swoich obywateli. Zacznijmy od Stanów Zjednoczonych, gdzie najnowsza liczba deportacji przez zespoły ds. imigracji i organów celnych od czasu dojścia Donalda Trumpa do władzy wynosi ponad 250 000 – i to w niecały rok. Oczywiście tak ogromna liczba będzie zawierać pewne błędy i jest to rozpaczliwie godne ubolewania. Prawda jest jednak taka, że mordercy, gwałciciele i inni przestępcy seksualni, a także handlarze narkotyków zostali wypędzeni z kraju i dlatego nie mogą kontynuować swojego przestępczego życia.
Porównajmy to teraz z kryminalną niekompetencją naszego rządu, który starał się przeciwdziałać kryzysowi migracyjnemu, który ogarnia cały kontynent europejski, za pomocą absurdalnego programu „jeden w drugim, jeden na zewnątrz” – a najnowsza aktualizacja na ten temat podkreśla rażącą nieudolność polityki, którą zarówno premier, jak i Yvette Cooper, ówczesna minister spraw wewnętrznych, okrzyknęła „przełomem zasad gry”.
Od czasu jego wprowadzenia do Francji zawrócono 153 osoby, a wpuszczono 141. Jedyna gra, jaką można tu przeprowadzić, to zamiana Dnia Otwartego w szarady.
Jak stwierdzono wcześniej, Europa przekształciła się z kontynentu eksploracji w kontynent docelowy, ponieważ większość słabo rozwiniętego świata stara się tu dotrzeć, ryzykując przy tym życie swoje i swoich bliskich. Aby osiągnąć rzekomą nirwanę w Europie, zbierane są oszałamiające sumy pieniędzy, a inne narody próbują teraz powstrzymać ten napływ.
We Francji zdecydowanym faworytem do zastąpienia narodowego wstydu, jakim jest Emmanuel Macron, w wyborach na początku 2027 r. jest Jordan Bardella, 30-letni lider krajowej partii Rajd Narodowy, która bezkompromisowo opowiada się za powstrzymaniem niekontrolowanego napływu imigrantów i właśnie w tym tygodniu oświadczył, że jest gotowy walczyć z resztą parlamentu Unia Europejska w Brukseli, aby mógł odciągnąć Francję od nadmiernie łagodnej polityki migracyjnej.
W innych krajach Polska i Niemcy przyjmują ostrzejsze stanowisko, aby powstrzymać napływ imigrantów, a włoska przywódczyni Giorgia Meloni obniżyła tę liczbę o 60 procent po zawarciu porozumień z krajami, z których wyjeżdżają migranci, takimi jak Algieria i Tunezja.
W tym kontekście jedynie grupa tak głucha i oderwana od rzeczywistości, jak Unia Europejska, ogłosiłaby w zeszłym tygodniu, że każdy kraj członkowski, który odmówi przyjęcia swojej części napływu migrantów, zostanie ukarany wysokimi karami.
Nic więc dziwnego, że w ciągu kilku dni od ogłoszenia Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia i Polska oświadczyły, że będą szukać klauzuli opt-out, a Węgry oświadczyły, że po prostu przeciwstawią się najnowszemu dyktatowi Brukseli.
Pocieszające jest widzieć, że ta „unijna” część UE działa tak dobrze, co? Wracając do tego porównania. Analizując te liczby, łatwo zrozumieć dlaczego Donalda Trumpa w zeszłym tygodniu rozpoczął swój werbalny atak na Europę, mówiąc, że jest ona „słaba i gnijąca”. Dodał, że Europa będzie „nie do poznania”, a „wiele z tych krajów nie będzie już krajami zdolnymi do przetrwania”.
Biorąc pod uwagę, że kraj boryka się z serią wyroków skazujących na nielegalnych imigrantów za wszystko, od gwałtu i napaści na tle seksualnym po handel ludźmi, pomysł, że ryzykujemy, że staniemy się „eurotrashed”, wydaje się wyjątkowo rozsądny.


















