Podsumowano dwa kopnięcia, wykonane w przeciwne strony boiska, w przeciwne strony meczu Wspaniałe zwycięstwo Anglii nad Nową Zelandią 33:19.
Pierwsza padła po czterech minutach.
Podczas gdy Anglia atakowała w środku pola, George Ford cofnął nogę i wystrzelił stromą, chwiejną spiralną bombę głęboko w Nową Zelandię na głębokość 22 m, a ścięgna podkolanowe 32-latka rozluźnione po pilatesie rozciągnęły się pod wpływem wysiłku niemal do pionu.
Reklama
Drugi rzut nastąpił trzy minuty przed końcem.
Podanie All Black upadło na ziemię, a Henry Pollock, wir energii nadtlenku, jako pierwszy dotknął piłki palcem i wykarczował w przestrzeń.
W obu przypadkach kopnięcia wywołały chaos w obronie Nowej Zelandii. W obu przypadkach stadion Allianz grzmiał z wyczekiwania, gdy wchodzili na boisko.
Nie zawsze tak było. Relacje między Anglią Steve’a Borthwicka a publicznością nie zawsze były gładkie.
Ostra taktyka Anglii, kiedy trener objął stanowisko w grudniu 2022 r., wynikała z tego, skąd pochodził i dokąd zmierza.
Reklama
Borthwick wygrał Premiership z Leicester dzięki potężnemu, niskoprocentowemu stylowi gry i niechęci do ryzyka. Ponieważ zbliżały się Puchar Świata w Rugby, zdecydował, że podobne podejście będzie najlepszym sposobem wykorzystania ograniczonego czasu i zawodników, których ma.
Dziewięć miesięcy później, gdy w paryskim deszczu Anglia prowadziła głęboko w półfinale Pucharu Świata przeciwko Republice Południowej Afryki, trudno było się z tym zgodzić.
Jednak dwa lata później, po kilku fałszywych świtach, obawy, że Borthwick nie będzie – lub nie będzie w stanie – rozwinąć swojego stylu w taki, który będzie w stanie pokonać największe bestie w grze, wydają się rozwiane.
Anglia mocno kopnęła piłkę w zwycięskim meczu z Nową Zelandią. Wchodzili w piłkę 35 razy, w porównaniu do 29 razy drużyny All Blacks.
Reklama
Ale zawsze wydawało mi się, że to broń, a nie odruch.
Po zeszłorocznych zmianach prawa, które sprawiły, że walka o niebo jest bardziej zaciekła niż kiedykolwiek, Anglia ma ekspertów w zakresie odzyskiwania bomb, którymi są Tom Roebuck, Freddie Steward i Immanuel Feyi-Waboso.
Publiczność zobaczyła, jak piłka uniosła się w górę, i cieszyła się z nadchodzącej walki powietrznej. Nauczyli się przestać się martwić i pokochać bombę.
Jest to łatwiejsze, ponieważ gra Anglii oferuje teraz znacznie więcej.
George Ford, uparcie bezlitosny wobec obrońców, znakomicie wybierał opcje. Jego dwie stracone bramki, które pozbawiły Nową Zelandię prowadzenia tuż przed przerwą, zmieniły obraz zawodów.
Reklama
Ben Earl, który mimo spędzenia 10 minut w koszu na grzechy, zaliczył ogromne 20 carry, rozbił się jak byk w sklepie All Black.
Ollie Lawrence i Fraser Dingwall wspaniale połączyli siły podczas próby tego ostatniego, a Marcus Smith wniósł spryt do rozgrywania i mnóstwo odwagi, zastępując kontuzjowanego bocznego obrońcę Stewarda na zapleczu.
Napastnik Joe Heyes, wspomagany przez Fina Baxtera, był znakomity w sytuacjach scrumowych i niezwykle ostry w obronie.
Głębia, którą pielęgnowano w Argentynie przez całe lato, stworzyła drużynę o wielu mocnych stronach i dużej rywalizacji.
Borthwick był biegły w wybieraniu momentów, w których powinien trzymać się swojej drużyny, a kiedy dawać zwroty akcji.
Reklama
Jego wiara w Dingwalla, którego mocne strony są bardziej subtelne niż u niektórych jego rywali ze środka pola, opłaciła się. Jego wezwanie do wprowadzenia Forda, zawodnika trzeciego wyboru w Pucharze Sześciu Narodów, z powrotem na czoło, również zostało potwierdzone.
Efekt jego tak wychwalanej ławki rezerwowych w drugiej połowie był mniej zauważalny.
Kiedy pociągnął za szpilkę „Pom Squad”, nie nastąpiła natychmiastowa zmiana dynamiki, jakiej się spodziewaliśmy.
Częściowo było to jednak spowodowane tak dobrym występem starterów.
Ostatecznie Anglia miała zbyt wiele wymiarów ataku i zbyt wiele opcji, aby Nowa Zelandia mogła je powstrzymać.
Kiedy Pollock wykonał ostatnie kopnięcie, a Roebuck podniósł się i wszedł do siatki, na tablicy wyników Twickenham pojawił się niemal surrealistyczny wynik „33-19”.
Reklama
Tylko trzy mecze do słynnego zwycięstwa Anglii w 2012 roku nad tym samym przeciwnikiem, ale przekroczyły najśmielsze oczekiwania fanów z wyjątkiem Anglii.
Trzy lata później drużyna z 2012 roku odpadła z domowego Pucharu Świata w Rugby, nie wychodząc z fazy grupowej.
Gdy flisarze się zakołysali, kufle się rozlały, a radosny zawrót głowy wypełnił misę stadionu Allianz, wydawało się niemożliwe, aby ta drużyna poszła tą samą trajektorią.
Podobnie jak bomba George’a Forda, z pewnością wciąż rosną.
Po meczu Borthwick jak zwykle nie krył emocji i oczekiwań.
„To zespół, który się rozwija, zespół, który rośnie” – powiedział.
Reklama
„To zespół, który potrzebuje wspólnego doświadczenia i dokładnie to robi za każdym razem – wyjeżdża co tydzień i naprawdę ciężko trenuje, skupiając się na tym, co poprawić, i widać to na boisku.
„Zespół bardzo wierzy w nasze przygotowania, w sposób, w jaki staramy się grać i w umiejętności, które posiadamy w zespole.
„Chodzi o to, aby spróbować osiągnąć wyjątkowe chwile, wyjątkowe wspomnienia. Dzisiejszy dzień jest jednym z nich”.
Jeśli w przyszły weekend uda im się pokonać niebezpieczną, choć zmęczoną Argentynę, będzie to dla Anglii 11 zwycięstw z rzędu i tylko jedna porażka w 2025 roku.
Reklama
Jednak być może najbardziej wymowne były liczby na decybelach Twickenham, pokazujące miłość do zespołu, która nie zawsze ją czuła.

















