Słowo, które przychodzi na myśl, a raczej sedno wszystkiego, co ma Derrick Rose, to koncentracja.
Przebycie zdradliwej drogi, aby osiągnąć poziom profesjonalny, wymaga ogromnej koncentracji i jeszcze większej ilości stali do wzniesienia.
Dla Rose, dzieciaka urodzonego i wychowanego w Chicago, który cicho ogłosił przejście na emeryturę W czwartek rano – kiedy zamieszczał ogłoszenia w gazetach miast, w których grał – to coś więcej niż skupienie, ponieważ jego kariera była tak kręta, tak urzekająca, a czasami tak cholernie zagmatwana.
Prawdopodobnie będzie jedynym najcenniejszym graczem w historii NBA, który nie znajdzie się w Galerii sław Naismitha, nawet jeśli jego przypadek wynika ze zwykłego odcisku w grze. Miejmy nadzieję, że Bulls wycofają jego koszulkę, mimo że od czasu jego wymiany z New York Knicks w 2016 roku w niewytłumaczalny sposób oddali numer 1.
Ale to ma znaczenie tylko i wyłącznie dla Chicago – miasta, które samo w sobie jest równie twarde, jak i ciepłe w stosunku do tych samych liczb, co do których pokłada niemożliwe oczekiwania. Trudno byłoby znaleźć relację gracz-miasto tak skomplikowaną, tak wielowarstwową, a jednocześnie tak cenną dla ogólnej kultury i poczucia związku Rose z Chicago.
Nawet LeBron James – który nie dorastał w Cleveland, ale w Akron, jakieś 35 minut drogi od centrum miasta – nie uderza tak samo, jak Rose w Chicago.
Kiedy „udało mu się” – nie dzięki tytułowi MVP w 2011 roku ani żadnemu innemu wyróżnieniu, które zdobył w czasie swojej zbyt krótkiej kariery, ale po prostu dzięki istnieniu, Chicago się cieszyło. Wszystko inne było wisienką na torcie.
Dla większości.
Odkąd Michael Jordan opuścił budynek w czerwcu 1998 roku, było mnóstwo powodów do radości w drużynie Bulls, a Rose wydawała się być autorką lub współautorką 80 procent z nich. Był czas, kiedy można było kwestionować MVP Rose 2011, ale z perspektywy czasu wszelkie spory sądowe wydają się szaleństwem, a od tego czasu pojawiły się inne, które warto dokładniej zbadać.
Podobnie jak zanim jako nastolatek zetknął się ze światową sceną koszykówki, narracja zarówno wtedy, jak i w 2011 roku była taka sama: trzeba było tam być.
Nie tak maniakalny jak Russell Westbrook i być może nie zbudowany tak, by znosić kary lepiej niż jego syn koszykówki, Ja Morant, Rose nie był pierwszym w swoim rodzaju, ale był wyjątkowym jednym z niewielu, gdy był w pełni rozkwitu.
Wiara w syna Chicago była tak silna, że trudno byłoby wielu przekonać, że on sam nie byłby w stanie pokonać świętej trójcy Miami, składającej się z Jamesa, Dwyane’a Wade’a i Chrisa Bosha – u szczytu ich potęgi.
A kiedy, jak można było przewidzieć, nie mógł, proce i strzały zaczęły tworzyć linię. A potem, kiedy ciało go zawiodło, jak to miało miejsce w przypadku większych i silniejszych mężczyzn, pojawiła się większa krytyka.
Wydaje się jednak, że to tak dawno temu, te lata, które Rose przegapiła po kontuzji więzadła krzyżowego przedniego w sobotnie popołudnie w 2012 roku, kiedy Bulls rozpoczynali marsz w stronę kolejnej rozgrywki ze znienawidzonym Heat, w pierwszym meczu pierwszej rundy meczu z Philadelphia 76ers .
To świadectwo wytrwałości i skupienia Rose, że te wspomnienia wydają się należeć do jakiejś innej tajemniczej postaci, a nie do starszego męża stanu, który podróżował do innych franczyz i czasami dokonywał magii w różnych koszulkach. To nie było w porządku, że MVP został zdegradowany do roli drobnego gracza lub gościa, którego kibice Knicks domagali się pod koniec jego drugiej kariery w Knicks.
Ta uparta natura, ta cicha determinacja pozwoliły mu uporać się z błędami ciała i oczywiście własnymi niedyskrecjami, które w 2016 roku umieściły go na celowniku brzydkiego procesu cywilnego, kiedy on i jego przyjaciele zostali pozwani o napaść na tle seksualnym.
Uznano, że nie ponosi on odpowiedzialności, ale szczegóły na zawsze zmieniły jego wizerunek w umysłach niektórych, a nawet więcej. Wiara w niego stała się większym zadaniem, choć nie niemożliwym.
Człowiek, który mało mówi, ale zwykle jest jasny, nie zawsze przekazuje swoje przesłanie w sposób, w jaki wielu uważało, że powinien. W pewnym sensie był lustrem Chicago, pokazując całą brzydotę, a jednocześnie wszystkie obietnice, z których wielu nie chciało zrezygnować. Wszystko się do niego przywiązało, ponieważ nie tylko toczył przegraną bitwę z bezlitosną maszyną, ale także zdawał się nie przejmować tym, że maszyna zawsze wygra.
Rose poszedł dalej, podczas gdy NBA przekształciło się z ligi, która wydawała się pasować do jego stylu, w taką, która obejmowała nowy sposób gry. Biorąc pod uwagę atrofię jego ciała – zarówno od silnego momentu obrotowego, gdy go wykręcał, aby działał w małych przestrzeniach na parkietach NBA, jak i wcześniej istniejących uszkodzeń, z którymi prawdopodobnie wszedł do ligi, poruszając się po konkurencyjnych terenach Chicago i kortach AAU, jest to wydaje się mało prawdopodobne, aby koncentracja Rose trwała wystarczająco długo, aby ją utrzymać.
Różnica pomiędzy świetnymi graczami, którzy pozostaną świetnymi zawodnikami, a ich najmniejszym spadkiem, wydaje się być kwestią skupienia. Z pewnością dotyczy to drużyn mistrzowskich, które nie mogą już przywoływać możliwości blokowania się na dłuższe okresy czasu, ale od czasu do czasu mogą sprawić, że noc lub dwie będą wyglądać jak stara chwała.
Wydawało się, że mu się to udało w 2015 roku, kiedy on i Bulls poprowadzili na linach Cavaliers Jamesa – piątkowy wieczór w półfinale Wschodu, w który wielu wierzyło, że Rose ponownie wzrośnie.
Presja zwycięzcy meczu była niczym w porównaniu z strzelaniem z zamarzniętymi opuszkami palców w poszukiwaniu pieniędzy w jego starej dzielnicy Englewood, aby mógł na żądanie przywołać wielkość i raz jeszcze pobudzić wyobraźnię.
Ale dawna chwała nie mogła już dłużej trwać i wydawało się, że jego kariera dobiegnie końca, podobnie jak wielu innych, których jedynym grzechem koszykówki było to, że mają ciało, w którym nie mieści się silnik Ferrari, jak Grant Hill i Penny Hardaway.
Rose radził sobie z tym przez lata, w jakiś sposób od czasu do czasu wyrywając sobie tę chwałę, a czasami zerwał ze swoją stoicką naturą, aby wywołać nieoczekiwane łzy po nocach pełnych triumfu, jak na przykład po zdobyciu 50 punktów jako Minnesota Timberwolf w sezonie 2018-19.
Miało to miejsce rok po tym, jak Rose tymczasowo wycofała się z gry po krótkim pobycie w James’ Cavaliers, rozważając przejście na emeryturę po kontuzji kostki, która zbyt przypominała przeszłe dolegliwości.
Kiedy Rose był Knickem, zniknął z serii bez wyjaśnienia, opuszczając mecz i przepraszając drużynę po powrocie.
Doszedł do krawędzi, ale jakoś udało mu się podnieść, odkryć siebie na nowo i stworzyć dla siebie nowe koszykarskie życie, z dala od oczekiwań, które tradycyjnie nawiedzają gwiazdy. Szóstym mężczyzną był garnitur, który nosił po trzydziestce, kiedy grał w Minnesocie, Detroit i Nowym Jorku (po raz drugi).
Obietnice i „co by było, gdyby” zostały zastąpione wytrzymałością psychiczną, a odmowa zaakceptowania swojego ciała nie mogła już dłużej działać, a NBA nie było już dla niego miejscem.
Te chwile wydają się tak odległe, jakby grał w trzech różnych karierach, zanim w końcu to zakończył, niecały tydzień przed swoimi 36. urodzinami.
Odsuwa się, aby bardziej skupić się na byciu mężem i ojcem i wyciągnąć ze swojej koszykarskiej sylwetki więcej, niż wielu z nas przewidywało dziesięć lat temu.
Obiecaj przejście do wytrwałości poprzez niezachwianą koncentrację.