Ataki terrorystyczne na Zachód niezawodnie skutkują czymś innym niż samą rzezią, co mnie doprowadza do wściekłości. Następuje bezużyteczne, hiperemocjonalne załamywanie rąk, nieuchronnie połączone z reakcją, która potwierdza widzowi, czytelnikowi, cokolwiek, że osoba teraz wyraźnie zdenerwowana horrorem, który się wydarzył, w rzeczywistości nie ma prawa płakać z tego powodu. Jako mieszkaniec północno-zachodniej Anglii najbardziej utkwiło mi w pamięci zabójstwo 22 fanów Ariany Grande dokonane przez Salmana Abediego w Manchester Arena w 2022 roku.
Ślepi politycy, dziennikarze i ogół przeciętnych nicości mieli czelność usprawiedliwiać się smutkiem, skupiając jednocześnie swoje przesłanie na tym, że nie wolno patrzeć wstecz w gniewie. W metaforyczny sposób zgwałcili kulturę miasta, które właśnie zostało zaatakowane przez obcą ideologię, wykorzystując jedną z najbardziej kultowych piosenek Oasis, próbując sprawić, że masochistyczna kapitulacja w obliczu terroryzmu będzie cool.
Czyniąc to, zrzekli się prawa do własnych łez, poświęcając je na ołtarzu wielokulturowości, która w obliczu takiego zła ma większą obsesję na punkcie teoretycznego rasizmu wobec brązowych ludzi niż nazbyt realnego masowego morderstwa.
Wspominam o mojej wściekłości z powodu tej skłonności z powodu śmiercionośnego zastrzelenia 15 niewinnych Żydów na plaży Bondi w Australii podczas niedzielnych obchodów Chanuki. Normalną reakcją na ten antysemicki pogrom byłby smutek, rozpacz i złość.
Ale nie chcę słyszeć żadnego szlochu czy oburzenia z powodu tego okrucieństwa ze strony tych, którzy przez ostatnie dwa lata mówili nam tak głośno, jak pozwalały megafony, że popierają akcję wymagającą mordowania Żydów.
Nie można skandować „od rzeki do morza, Palestyna musi być wolna”, ale trzeba być przerażonym zabijaniem Żydów i być traktowanym poważnie.
Nie wtedy, gdy hasło, które tak cenisz, wymaga demontażu jedynego na świecie państwa żydowskiego i pozostawienia tych Żydów na łasce bojówek mniej więcej tak umiarkowanych jak Heinrich Himmler.
Nie obchodzi mnie, czy będziesz udawać, że to abstrakcyjne, nie obchodzi mnie, czy myślisz, że oznacza to, że wszyscy Arabowie powinni mieć prawo do swobodnego życia na ziemi, która była kiedyś Brytyjskim Mandatem Palestyny. Nie takie jest znaczenie twoich słów w przypadku jakiejkolwiek uczciwej i uczciwej lektury.
Równie dobrze można ubierać się na co dzień w mundury SS i argumentować, że tak naprawdę wynika to z obsesji na punkcie Hugo Bossa i zamiłowania do aliteracji.
Podobnie z żądaniami globalizacji intifady. Możesz równie dobrze siedzieć tam, w swojej ruderze w Hackney, z której ucieczka pewnego dnia będzie możliwa dzięki twojemu funduszowi powierniczemu, i mówić mi, że „właściwie intifada oznacza po prostu powstanie i to, że tak, przyznaję, że intifady, które widzieliśmy, były brutalne, nie znaczy, że dosłownie nawołuję do przemocy wobec Żydów, brachu”.
Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzą mnie też twoi towarzysze-klony-kefije, którzy udobruchają rasistowskie szwadrony śmierci, błędnie charakteryzując je jako „ruch oporu, tak, oni lubią gwałcić Żydów, tak, to z powodu podobnego strukturalnego ucisku, a poza tym tak, prawdopodobnie nie doszło do gwałtu 7 października, tak”.
Brzmisz tak głupio, jak ci pozbawieni światła słonecznego neonaziści, którzy poświęcają czas na swoje główne hobby – masturbację – aby szczerze twierdzić, że podczas Holokaustu nie było komór gazowych, ale jednocześnie naprawdę, naprawdę, naprawdę chcą śmierci Żydów, aby ocalić planetę.
Ale może dzisiaj nie powinieneś czuć się głupio. Może powinieneś po prostu przyznać się do tego, co mówisz. Oprzyj się na tym. Ponieważ w przeciwieństwie do mnie właśnie odniosłeś ogromne zwycięstwo na plaży Bondi.
Intifada w dalszym ciągu ulega globalizacji. Nie musisz załamywać rąk. Nie musisz ryzykować mojej wściekłości, denerwując się wydarzeniem, które jest doskonałą, okropną krystalizacją twoich słów.
Zamiast tego moglibyście cieszyć się tym aktem oporu, tak jak niektórzy z Was cieszyli się 7 października 2023 r.?
Dlaczego nie pochylić się nad tym, tak jak wtedy? Dlaczego nie wyjść na ulice w ciągu następnych godzin i nie zaatakować Żydów w związku z wieloma zbrodniami, o które zarzuciłeś państwo żydowskie?
Tylko tym razem, dla mojego dobra, proszę, nie bądź taki zarozumiały. Proszę, nie przedstawiaj się jako wojownik na rzecz uciśnionych.
Zauważyłem, że lubisz jazzowe, prowokacyjne plakaty, więc mam sugestię, która może pasować do tego projektu i pozwolić ci zrzucić fasadę strachu, który nosisz w obliczu cierpienia.
A co powiesz na to? Mural przedstawiający martwych Żydów – najlepiej z wampirzymi kłami i wielkimi nosami – ułożonych w upiorną piramidę. Na szczycie piramidy stoi terrorysta ubrany w kefiję z karabinem maszynowym w dłoni. Obok jego ust unosi się kreskówkowy dymek. Tekst brzmi: „Jeszcze nie skończyliśmy”.
Tak, będziesz wyglądać jak szumowina. Ale przynajmniej będziesz intelektualnie uczciwy w kwestii swojego stanowiska. I choć mnie to rozwścieczy, przynajmniej nieznośna hipokryzja cofnie się o kilka kroków i będzie mniej istotna w naszym dyskursie politycznym.


















