„Posłuchaj człowieka, jesteśmy stanem Narco, tak właśnie jest, jeśli chcesz zobaczyć oferty narkotykowe, pokażę ci umowy narkotykowe – to Kolumbia”.
Miejsca zapytałem tylko jednego z naszych kolumbijskich producentów, czy można było zobaczyć, jak leki są handlowane na ulicach Medellin. Nie zdawałem sobie sprawy, że to takie proste.
Medellin jest synonimem narkotyków i karteli. Dom prawdopodobnie najbardziej znanego ze wszystkich władców narkotyków, Pablo Escobar, wydaje się, że rozkoszuje się jego rozgłosem.
Wszędzie są zdjęcia Escobar, na plakatach, na czapkach i na koszulkach. Są nawet wycieczki z przewodnikiem do jego grobu i muzeum na jego cześć.
Tutaj narodziły się wielkie kartele narkotykowe, wymyślone przez samego Escobara, oryginalnego „ojca chrzestnego” latynoamerykańskiego.
W niesławnej dzielnicy w Medellin od razu byliśmy skonfrontowani z dźwiękami dealerów na ulicach krzyczących ich produkty na sprzedaż podczas przejechania.
„Kokaina! Pills! Ecstasy! Tusi!” krzyczeli. Wszystkie dostępne dla korków samochodów czekających na zakup.
Kierowcy motocykli w kolejce ustawili się w kolejce, aby podbić swoich klientów czekających w wysokiej klasy mieszkaniach i klubach nocnych w innym miejscu w mieście, podczas gdy kupujący dyskretnie strzelili swoje narkotyki.
Kultura „Narco”
To było chaotyczne i hałaśliwe, miejsce, w którym widoki używają gwizdków do wysyłania sygnałów do dealerów.
Dwa toty oznaczają, że wszystko jest jasne, pojedynczy toot jest ostrzeżeniem – oznacza, że policja jest w pobliżu.
W trakcie tego dużego rynku na świeżym powietrzu dla narkotyków słabo oświetlone restauracje i kawiarnie serwowały obiad. Minęliśmy jedną kawiarnię, w której widzieliśmy rodzinę siedzącą przy stole na zewnątrz, obchodząc 70. urodziny kobiety.
Ta okolica prowadzi 24-godzinny rynek sprzedaży narkotyków wraz ze zwykłymi sklepami i kawiarniami, które rozlewają się na chodnik.
Chociaż Kolumbia ma długą historię i fascynację kulturą „Narco” i przyjmowaniem narkotyków, jej bezpośrednim problemem jest to, że prezydent Donald Trump rozpoczął wojnę z latynoamerykańskimi kartelami narkotykowymi, producentami i narodami, z których narkotyki pochodzą – i przez.
Wenezuela znajduje się na szczycie swojej listy hitów; Uruchomił strajki na łodziach u wybrzeży Wenezueli, które według niego niosły narkotyki. Wzurzył amerykańską obecność wojskową na Karaibach – wysyłanie statków, marines, helikopterów, dronów i odrzutowców do regionu.
Istnieje spekulacje, że może szukać zmiany reżimu w Wenezueli i że wojna z narkotykami jest frontem, aby usunąć prezydenta Nicolasa Maduro z władzy, twierdząc, że rząd Wenezueli jest w zasadzie kartelem narkotykowym. Coś, co oczywiście zaprzeczają.
Żadne z tego nie wróży dobrze w sąsiedztwie Wenezueli, Kolumbia, w rzeczywistości prezydent Trump wyjaśnił, że Kolumbia jest wysoko na liście kłopotliwych narodów.
Czytaj więcej:
Zadeklarowana wojna Trumpa z kartelami narkotykowymi – Ekwador podejmuje działania
Greta Thunberg usunięta z Gazy Flotylli po „ataku” Izraela
Na jego liście znajdują się inne kraje, takie jak Meksyk, które, jak twierdzi, wykazały chęć posprzątania swojego aktu i zabrania wojny do śmiertelnych karteli Meksyku.
Przeszkóśnięcie Trumpa w Kolumbii niekoniecznie jest to, że jego społeczeństwo ma zrelaksowane podejście do zażywania narkotyków – jest powszechne we wszystkich klasach – nie, jego problem polega na tym, że Kolumbia jest jednym z największych producentów kokainy na świecie i karmi największy rynek, którym są Stany Zjednoczone Ameryki.
Ukryte, mile od ludzi
Wygląda na to, że pogląd prezydenta jest to, że dostawca jest problemem, niekoniecznie użytkownikiem.
Kokaina jest ekstrahowana z liścia kakaowego, który jest uprawiany w obfitości w Kolumbii, Peru i Boliwii.
Uprawa rośliny koka w tych krajach nie jest nielegalna, a sam liść jest często używany do innych celów. Roślina staje się nielegalna tylko wtedy, gdy jest wykorzystywana do produkcji kokainy.
Chciałem spotkać rolników, którzy uprawiają kokę, aby dowiedzieć się, czy są oni mistrzami międzynarodowej działalności narkotykowej w wielu miliardach funtów, czy po prostu rolnicy zaspokajają międzynarodowy popyt.
Moja podróż rozpoczęła się tuż po świcie w deszczu rzeki Amazon w Kolumbii.
Być może nic dziwnego, że plantacje są ukryte w odległych obszarach, od ludzi.
Przez wiele godzin podróżowaliśmy w deszczu, na małej łodzi z przewodnikiem, mijając społeczności tubylcze, które nie mają nic wspólnego z biznesem ukrywającym się w ich lesie.
Rzeka zwęziła się, gdy zbliżyliśmy się do celu, a pięć godzin później, po poruszaniu się przez zepsute pnie drzew i niskie wiszące gałęzie, dotarliśmy na ośmiostanową plantację Coca zhakowaną do lasu deszczowego graniczącego z Kolumbią i Peru.
Zbiór, który ma dwa i pół roku, są ukryte przez drzewa i rzekę.
Zaraz zaczną go zbierać, ale to niesamowite, ile liści potrzebują.
Rolnik mówi, że na każde 70 gramów produkowanych kokainy producenci kartelu potrzebują 30 kilogramów liści.
Jedyny sposób na zapewnienie swojej rodzinie
To dużo wyboru – a rolnik zarobi zaledwie 7 USD za te 30 kilogramów liści.
Działalność kokainy może być niezwykle lukratywna dla karteli, które je kontrolują, ale na samym na dole rolnicy prawie nie otrzymują wynagrodzenia.
I chociaż martwi się, że zostanie złapany, rolnik, którego spotykam, uważa to za jedyny sposób na zapewnienie swojej rodzinie.
„Dla mnie jest to bardzo cenne, to moje utrzymanie, sposób utrzymania życia” – powiedział mi.
„Wiemy, że nielegalne przetwarzanie nie jest dla nikogo dobrego, nie dokładnie, nie można powiedzieć, że to robię, a to jest dobre dla ludzi, nie, to szkodzi całej społeczności, wszystkich” – wyjaśnił, gdy zapytałem go, czy był w ogóle konflikt o jego uprawie.
„Ale wszyscy składamy ofiary i staramy się udać się w życiu”.
Trudno uwierzyć, że globalny biznes produkcji i wysyłki kokainy na całym świecie zaczyna się od tych dość nieszkodliwych liści koki.
I cokolwiek powie Donald Trump, będą produkowali tak długo, jak użytkownicy w Ameryce, Europie i na świecie wymagają tego.