ITo jedna cholerna rzecz po drugiej. Jak odkrywa Keir Starmer, rząd, podobnie jak życie, może przypominać lawinę wydarzeń, z których każde nadchodzi szybciej niż poprzednie. Jeśli to nie jest minister gabinetu podał się do dymisji w związku z wyrokiem skazującym za oszustwo w przeszłości parlamentarzyści głosują za wspomaganym umieraniem – i to tylko w jeden dzień. W natłoku wiadomości może być trudno dostrzec trwałe zmiany w krajobrazie – nawet te, które mają głębokie implikacje dla naszego miejsca w świecie.
Wydarzeniem, które odbędzie się w listopadzie 2024 r. i będzie miało najtrwalszy wpływ na świat, są wybory Donalda Trumpa. Niektórzy na wyższych szczeblach brytyjskiego rządu są zaskakująco zrelaksowani, jeśli chodzi o ten fakt, zapewniając samych siebie, że w rzeczywistości raz już przez to przeszliśmy, przejdziemy przez to ponownie. Tak, przyznają, Trump nominował kilku szaleńców na przywódców w obszarach kluczowych dla stosunków między Wielką Brytanią a USA, takich jak obrona i wywiad, ale nie martw się, urzędnicy w Londynie zrobią to samo, co zrobili ostatnim razem: będą pracować z podobnymi… myślących odpowiedników w biurokracji waszyngtońskiej, aby ominąć lojalistów Trumpa na szczycie.
Niezależnie od tego, czy jest to samozadowolenie, czy naiwność, jest to błąd. To nie jest tak jak ostatnim razem. Jak mi to ujął Mark Leonard, dyrektor Europejskiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych: „Trump jest inny i świat jest inny”. Podczas swojej pierwszej kadencji Trump był otoczony przez przedstawicieli establishmentu, których mianował na kluczowe stanowiska. Teraz będzie niezwiązany. Wtedy w Europie nie było wojny, Chiny znajdowały się w trybie współpracy, a Wielka Brytania nadal była w UE. To wszystko się teraz zmieniło.
Zastanów się, co Trumpizm, jeśli zostanie wdrożony, będzie oznaczać dla świata. Zlikwidowałoby to porządek obowiązujący po 1945 r., na którym przez osiem dekad opierały się Stany Zjednoczone. W tym okresie Stany Zjednoczone były zarówno gwarantem systemu światowego handlu, jak i parasolem obronnym dla zachodniego sojuszu, z Wielką Brytanią i Europa oczywistych beneficjentów. Pełnienie tej roli kosztowało Stany Zjednoczone, ale kolejni prezydenci wierzyli, że było warto, bo w stabilnym świecie to taki, w którym USA mogą prosperować.
Trump radykalnie odchodzi od tego myślenia. Uważa, że ci poprzedni prezydenci USA byli frajerami, oszukanymi przez sojuszników, którzy skorzystali z darmowej przejażdżki na koszt USA. Zaprzecza, że Stany Zjednoczone mają jakiekolwiek większe obowiązki niż jakikolwiek inny kraj: nie powinny niczego poświęcać, skupiając się wyłącznie na sobie. Cieszy się, że Stany Zjednoczone są numerem 1 na świecie, ale nie światowym liderem. Obydwa są różne. Jak głosi hasło: „America First”.
Dla Chin, Rosji, państw Zatoki Perskiej, Brazylii i innych krajów jest to pewna ulga: cieszą się przyszłością bez besztającego Waszyngtonu wtykającego nos w ich sprawy. Ale dla Europy, w tym Wielkiej Brytanii, jest to katastrofa. Zarówno jeśli chodzi o obronność, jak i gospodarkę, nasze społeczeństwa opierają się na świecie pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych, który wkrótce przestanie istnieć.
Skutki będą najbardziej odczuwalne na Ukrainie, gdzie za kilka tygodni nastąpi spadek wsparcia USA. Leonard obawia się „porozumienia na wzór jałtański, przypieczętowanego przez Trumpa i Władimira Putina nad głowami krajów europejskich”, takiego, które wynagrodzi agresję Putina i doda mu odwagi. To sprawia, że więcej niż Mołdawia i kraje bałtyckie czuje się bezbronna. Jako Strażnik zgłoszono dzisiaj„Niemcy opracowują aplikację, która w przypadku ataku pomoże ludziom zlokalizować najbliższy bunkier. Szwecja rozprowadza 32-stronicową broszurę zatytułowaną „Jeśli nadejdzie kryzys lub wojna”. Pół miliona Finów pobrało już przewodnik dotyczący gotowości na wypadek sytuacji kryzysowych”. Berlin podejmuje kroki, aby pozyskać niemiecką opinię publiczną gotowy na wojnę: zdolny do wojny.
Na kontynencie pilnym pytaniem stało się: czy Europa może się obronić bez Ameryki lub, w najlepszym wypadku, z mniej Ameryki? Europejskie wydatki na obronność wzrosły i mówi się o zmianie bazy przemysłowej i zmianie przeznaczenia fabryk, aby umożliwić szybki i masowy, ogólnoeuropejski program zbrojeń. Nasi najbliżsi sąsiedzi rozumieją, że jeśli prezydent USA nie będzie już wierzył w podstawową zasadę NATO, jaką jest wzajemna obrona – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – to przynajmniej amerykański filar NATO zniknie. Jeśli NATO ma przetrwać, filar UE będzie musiał sam unieść większość ciężaru.
Nie jest jasne, czy w Londynie ten grosz całkiem spadł. I pamiętajcie, że istnieje tu podwójne zagrożenie. Trump planuje także chronić krajowy przemysł USA poprzez nałożenie ceł na import z reszty świata. Chiny prawdopodobnie najbardziej ucierpią z opłatą w wysokości 60%, ale Trump chce taryfa „uniwersalna” do 20% na wszystkie towary przywożone do USA – w tym z Wielkiej Brytanii. Dla kraju handlowego, takiego jak Wielka Brytania, oznacza to nieszczęście.
Co w takim razie można zrobić? Na obronność Wielka Brytania może obiecać zwiększenie wydatków i zwiększenie współpracy wojskowej z europejskimi sojusznikami. Dobrze, o ile to możliwe. Jednak w obliczu wojny handlowej sama Wielka Brytania byłaby prawie bezsilna wobec potęgi Stanów Zjednoczonych. Istnieje tylko jeden pobliski rynek o wadze porównywalnej do Stanów Zjednoczonych, którego groźby odwetu wobec amerykańskich ceł miałyby skutek odstraszający, a jest to organ, który, nawiasem mówiąc, jest wirtuozem w dziedzinie handlu i sporów handlowych. Mówię oczywiście o Unia Europejska.
Co więcej, te dwie sfery – militarna i gospodarcza – nie są już tak odrębne jak kiedyś. Kiedy państwa konfrontują się ze sobą, nie robią tego już wyłącznie za pomocą bomb i kul. Wszystko inne również zostaje uzbrojone, czy to system finansowy poprzez sankcje, dostawy energii, żywności czy technologii. Bądź świadkiem wojny Rosji z Ukrainą. Tak się składa, że są to obszary, w których pomocny może okazać się szczególny rodzaj współpracy UE. Kiedy zatem Rosja podjęła decyzję o odcięciu dostaw gazu do poszczególnych krajów europejskich, UE była w stanie wkroczyć i połączyć wcześniej odrębne sieci energetyczne, udaremniając w ten sposób to zagrożenie.
Rzecz w tym, że krajobraz 2016 roku – tego pamiętnego roku – już nie istnieje. Wielu zwolenników brexitu w dobrej wierze wierzyło, że korsarz i wolny handel Wielka Brytania może prosperować w świecie otwartych granic. Ale ten świat już nie istnieje, zastąpiony przez wojnę, bariery i darwinowską konkurencję. Niezależnie od tego, jakie argumenty przemawiałyby za opuszczeniem przez Wielką Brytanię UE w epoce Obamy w 2016 r., nie ma to teraz sensu.
Nie spodziewam się, że Starmer ogłosi jutro plan ponownego przystąpienia do UE. Ale nadszedł czas, aby outriderzy zaczęli jeździć. Posłowie Partii Pracy, być może dziwny minister, mogą zacząć przedstawiać argumenty, które stają się coraz bardziej oczywiste dla wielu milionów Brytyjczyków. The sondaże to mówią, gubernator Banku Anglii to mówi. A kiedy poziom imigracji jest czterokrotnie wyższa teraz niż wtedy, gdy byliśmy w UE, kwestia, która była atutem brexitowców, legła w gruzach. Założenia brytyjskiej decyzji z 2016 roku kruszą się jeden po drugim.
Rozumiem kalkulację polityczną, która się z tego wynikła Praca uważają, że Brexitu było kwestią, której najlepiej unikać. Jednak otaczająca nas rzeczywistość się zmienia i politycy, a zwłaszcza rządy, muszą się do tego dostosować. W epoce Trumpa, kiedy Stany Zjednoczone nie są już tak przewidywalnym gwarantem, jak kiedyś, Wielka Brytania nie może prosperować sama i na zimnie. To nie ideologia czy idealizm, ale twardy i praktyczny zdrowy rozsądek, gdy mówimy, że nasze miejsce jest w Europie – i mówimy to teraz.