Może nie wydawać się, że najważniejsza bitwa rozgrywana na konferencji Partii Konserwatywnej, ale handel okazał się jedną z najważniejszych historii tego zgromadzenia.
Uczestnicy przechadzają się po Birmingham ubrani w smycze, torby, plakietki, czapki i t-shirty jak kierowcy F1 ze sponsorami.
Tom Tugendhat może nie prowadzi w sondażach, ale z pewnością prowadzi w kategorii towarów.
Jego stoisko było codziennie zapełnione aktywistami, którzy chcieli dostać się do przedmiotów zakrytych kalamburami, w tym kapeluszy Toma Tugenda, opalenizny natryskowej, piankowych palców, kubków, lizaków i tymczasowych tatuaży.
Najbardziej zaskoczyło mnie odkrycie, że samo uzupełnienie czapek, T-shirtów i toreb, które odbyło się tego popołudnia, kosztowało oszałamiającą kwotę 6000 funtów!
Inne były bardziej skromne, a najlepszą propozycją Roberta Jenricka była gazeta codzienna z sudoko, które, wiem, że wielu dziennikarzy wypełniało w spokojniejszych chwilach.
Niestety w dzisiejszym Sodoku ktoś szybko zauważył, że na tej samej linii znajdują się dwie szóstki, przez co reszta łamigłówki jest nieważna.
Kemi Badenoch ma torby pełne jabłek, co według nich promuje jej „świeży start”. Żal mi stażystki, która musiała spędzać godziny na przyklejaniu na każdym z nich naklejki z napisem „Kemi”.
Jamesa Cleverly’ego ma także kilka świetnych ofert, w tym powerbanki do telefonów, wentylatory i kubki, które obiecują „brak wycieków” – co dla mnie jako dziennikarza było rozczarowujące.
Tymczasem na głównym stoisku z towarami konserwatystów pięciu poprzednich premierów musi czuć się przygnębionych, bo nigdzie ich nie widać.
To, że od 1945 roku tylko dwóch premierów – Churchill i Thatcher – pojawiło się w sklepie, świadczy o dziedzictwie partii torysów.
Will Robert Jenrick, Kemi Badenoch, Jamesa Cleverly’ego czy Tomowi Tugendhatowi za 50 lat uda się pojawić na oficjalnych gadżetach?