W czerwcu zeszłego roku trener koszykówki Glendale Art Samontina z przerażeniem patrzył przez telefon komórkowy, jak jego sześcioletni syn, który miał zapalenie płuc, przestał oddychać, a lekarze próbowali go ożywić.
Jego narzeczona przeprowadziła rozmowę wideo z Filipin, aby poinformować go, jak poważna stała się sytuacja na oddziale intensywnej terapii. Widział, jak personel medyczny wykonujący resuscytację krążeniowo-oddechową próbował ratować jego syna. Następnie lekarz przeprowadzający resuscytację krążeniowo-oddechową stwierdził, że nic więcej nie może zrobić.
„Poleciałam do domu, aby go pochować” – powiedziała Samontina.
Samontina przez tygodnie próbowała uzdrowić jego serce. Przeszkody stały na jego drodze zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Plan był taki, żeby zrobić sobie rok przerwy od trenowania koszykówki.
Josh Ballard, najczęściej powracający gracz Glendale, powiedział: „Po prostu pozwoliliśmy mu być”.
Bywały chwile, że Samontina mówił, że nie może jeść, nie może spać, nie może prowadzić. Miał drżące epizody.
„Przynosiłem mu jedzenie” – powiedział Jacob, jego nastoletni syn z pierwszego małżeństwa.
Jacob spędził trzy lata grając w koszykówkę w Burbank Burroughs, podczas gdy w zeszłym sezonie mierzył się z ojcem w meczach ligi Pacyfiku. Teraz podjął własną trudną decyzję — zostawić swoich najlepszych przyjaciół i przenieść się do Glendale, aby rozegrać sezon seniorski z ojcem i pomóc mu wyzdrowieć.
„Zawsze chciałem grać dla mojego taty” – powiedział. „Chciałem przejść się z nim po parkiecie. Myślę, że to słuszna decyzja, nawet jeśli chodzi o pozostawienie przyjaciół.
Ojciec postanowił wrócić do trenowania mając u boku syna. Za każdym razem, gdy przychodzi na treningi i przebywa w pobliżu Jacoba i jego zawodników, czuje się zdrowy.
„To wspaniałe uczucie mieć syna grającego dla ciebie” – powiedziała Samontina.
Przeszedł terapię, ale prawdziwą terapią jest nauczanie i coaching przy jednoczesnej akceptacji komfortu, jaki daje przebywanie w pobliżu koszykówki. Ma miejsce uzdrawiająca moc.
Pomimo tragedii Samontina codziennie pracuje nad uzdrowieniem. Nadal ma córkę na Filipinach ze swoją narzeczoną, która tam mieszka, oraz kolejną córkę z pierwszego małżeństwa. Jest też Jacob, który kocha koszykówkę i swoją obecnością uszczęśliwia ojca na każdym treningu i meczu.
Samontina pamięta, jak wkrótce po tragedii poszła do sklepu z pączkami i podszedł do niej mały chłopiec, żeby się przywitać.
„Był w tym samym wieku co mój syn i prawie chciało mi się płakać. Wszystko ci o nim przypomina” – powiedział. „Prawdopodobnie najważniejszą rzeczą, która mi pomogła, była obecność Jacoba u mojego boku”.
W Święto Dziękczynienia Samontina jest wdzięczny, że znalazł rozwiązanie. Będzie z Jacobem. Prawdopodobnie dostaną trochę shotów pomiędzy jedzeniem indyka i ciasta dyniowego. Uzdrowienie trwa.
„Bardziej doceniasz życie” – stwierdziła Samontina. „Starasz się cieszyć każdą chwilą z nim”.
Ta historia pierwotnie ukazała się w Los Angeles Times.