Donald Trump wybrał nowego szefa ds. ochrony środowiska, który podziela życzenie Prezydenta-elekta, aby Stany Zjednoczone ponownie wycofały się z paryskiego porozumienia klimatycznego.
Po tym, jak Trump określił zmiany klimatyczne jako „wielką mistyfikację”, teraz wybrał Lee Zeldina na szefa Agencji Ochrony Środowiska (EPA) swojej nowej administracji.
Znawcy twierdzą, że Trump pokłada w Zeldinie swoje nadzieje związane z „wiertarką, wiertarką, wiertarką”, a wielu uważa, że to nie przypadek, że ogłosił on swoją nominację pierwszego dnia szczytu klimatycznego COP29 w Azerbejdżanie.
„Lee, dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu prawniczemu, był prawdziwym bojownikiem o politykę America First” – stwierdzono w oświadczeniu zespołu Trumpa.
„Zapewni sprawiedliwe i szybkie decyzje deregulacyjne, aby uwolnić siłę amerykańskich przedsiębiorstw przy jednoczesnym zachowaniu najwyższych standardów środowiskowych, w tym najczystszego powietrza i wody na planecie”.
Jednak wydaje się, że Zeldin, wieloletni zwolennik byłego prezydenta, nie ma żadnego doświadczenia w kwestiach środowiskowych. Znalazł się także wśród Republikanów w Kongresie, którzy głosowali przeciwko zatwierdzeniu wyników wyborów w 2020 roku.
Po wczorajszym oświadczeniu Zeldin, były kongresman Nowego Jorku, obiecał w mediach społecznościowych „przywrócenie amerykańskiej dominacji energetycznej”, przy jednoczesnej „ochronie dostępu do czystego powietrza i wody”.
Jednak ocena zewnętrzna Ligi Ochrony Wyborców dała mu wynik zaledwie 14 na 100, jeśli chodzi o jego wyniki w głosowaniu na rzecz ochrony środowiska w Waszyngtonie.
Trump prowadził kampanię za pomocą platformy, którą często można podsumować trzema słowami: „ćwicz dziecko, ćwicz”.
Obiecał cofnąć wiele Joe Bidenaklimatyczne dziedzictwo – po tym, jak w 2016 r. uczynił to samo w przypadku prezydenta Baracka Obamy w zakresie ochrony środowiska.
Podczas pierwszej kadencji Trumpa wycofano ponad 100 przepisów dotyczących ochrony środowiska, a tendencja ta prawdopodobnie się obecnie utrzyma i potencjalnie rozszerzy w drugiej kadencji.
Złożona przez prezydenta-elekta przysięga wycofania się z porozumienia paryskiego – co uczynił również podczas swojej pierwszej kadencji – prawdopodobnie zostanie całkowicie poparta przez Zeldina, który wcześniej publicznie oświadczył, że nie popiera porozumienia.
Wycofanie się sprawi, że Ameryka ponownie stanie się jednym z niewielu krajów, które nie będą stroną paktu z 2015 r., w którym prawie 200 rządów złożyło niewiążące zobowiązania dotyczące ograniczenia zanieczyszczeń powodujących ocieplenie planety.
Stanowisko Trumpa przyjęte po zwycięstwie w zeszłotygodniowych wyborach grozi przyćmieniem trwającego szczytu klimatycznego COP29 w Azerbejdżanie, podczas którego Stany Zjednoczone i inne kraje omawiają szczegóły dotyczące wycofywania paliw kopalnych i zapewniania pomocy klimatycznej biedniejszym krajom.
Klimatolodzy ostrzegają, że brak Stanów Zjednoczonych w porozumieniu będzie oznaczać, że inne kraje będą zmuszone do większej redukcji zanieczyszczeń.
Jednak w niektórych krajach nieuchronnie pojawi się pytanie, o ile więcej wysiłku powinny włożyć, gdy odejdzie drugi co do wielkości podmiot zanieczyszczający gazy cieplarniane na świecie.
David Waskow, szef międzynarodowej inicjatywy klimatycznej Światowego Instytutu Zasobów, wyjaśnił: „Kraje są bardzo zaangażowane w sprawę Paryża, nie sądzę, żeby co do tego było jakiekolwiek wątpliwości.
„Myślę, że zagrożone jest to, czy świat będzie w stanie wywiązać się z tego, do czego zobowiązał się w Paryżu”.
Już w czerwcu były prezydent zapowiedział opuszczenie globalnego paktu, podobnie jak to zrobił w 2017 r., podczas swojej pierwszej kadencji.
A w zeszły weekend Trump publicznie oświadczył, że zmiany klimatyczne to „wielka mistyfikacja”.
„Nie mamy problemu z globalnym ociepleniem” – powiedział podczas wystąpienia w kampanii.
Swoje stanowisko przedstawia pomimo wieloletnich dowodów naukowych, że jest inaczej, a także prognoz, że rok 2024 będzie najcieplejszym rokiem w historii, przekraczając kamień milowy ustanowiony dopiero w zeszłym roku.
Obecnie uważa się, że gdy Trump obejmie urząd w styczniu, ponownie zwróci się do Organizacji Narodów Zjednoczonych z wnioskiem o wycofanie się z porozumienia.
Tym razem jednak wprowadzenie tego posunięcia w życie zgodnie z warunkami paktu zajmie tylko rok, a nie jak poprzednio trzy lata.
W tym czasie administracja Trumpa mogła ignorować wcześniejsze zobowiązania klimatyczne Stanów Zjednoczonych podjęte przez prezydenta Joe Bidena i według analityków odmawiają przedstawienia jakichkolwiek nowych planów ograniczenia większej ilości zanieczyszczeń węglem.